– Nie mam zamiaru zabić swojego dziecka. To moje dziecko. Nikt nie zabije mojego dziecka.
– Nie mówiłam, żebyś je zabijała.
– Powiedziałam, że będę mieć dziecko. Będę je mieć. Tu będzie dziecko. Dziecko, Gems…
Spojrzałam na Sally. Mimo łagodnego wyglądu Sally ma straszliwy temperament.
– Jesteś w obiegu i ćpasz, Lily. Powinnaś przerwać ciążę.
– Radzisz mi, bym zabiła swoje dziecko? Chcesz tego? Chcesz je zabić? No to dalej, dalej, to je zabij, zrób to teraz.
– Twoje dziecko jest ćpunem. Twoje dziecko jest w tobie i jest pełne hery, tak jak ty. Chcesz urodzić ćpuna? Czy tego właśnie chcesz? Czy tak właśnie kochasz swoje cholerne dziecko?
Lily dosłownie oczy wyszły na wierzch.
– Jestem pieprzoną ćpunką. Mówisz mi, że powinnam zdechnąć, bo jestem ćpunką? To mi właśnie mówisz?
– Mówię ci, że to nie jest w porządku wobec tego dziecka, nie jest w porządku chodzić z nim w ciąży, kiedy jesteś nafaszerowana herą. Jaka matka…
Nie potrzebowała nic więcej dodawać. Lily zerwała się z łóżka i chodziła tam i z powrotem po pokoju, przebierając palcami po piersi i szukając słów. Wstrzymałam oddech. Gdy zaczynają się kłócić, lepiej się schować. Byłam gotowa zniknąć pod stołem.
W końcu Lily wyrzuciła z siebie: „Mogę skończyć z tym, kiedy chcę…”
Sally tylko się roześmiała.
No tak, to nie było zabawne, ale w innych okolicznościach mogłoby być. Ile razy próbowałyśmy z tym skończyć… Straciłam rachubę. Nie mam pojęcia dlaczego. Kiedyś to było łatwe. Może głód znosi się gorzej po jakimś czasie brania. Najpierw masz dreszcze. Potem zaczynają się bóle, potem wszystko w środku cię ściska, potem nurkujesz w jakiejś mazi co pięć minut. Później zaczynają boleć cię zęby, czujesz ból w kościach, a potem czujesz mdłości w głębi żołądka i w końcu zwracasz.
Wszystko, czego ci trzeba, to jedna mała igła i Pani Heroina sprawia, że jest… mmmm. Tamte dni, kiedy można było powiedzieć to, co teraz mówiła Lily… tamte dni dawno odeszły.
Czułam niesmak. Nigdy by mi nie przyszło do głowy, że ona może mieć dziecko. Bo przecież, nie mówiąc już o herze, ono mogło być czyjekolwiek.
Lily posłała Sally to spojrzenie. Wyglądała… A Sally, która cały czas siedziała na łóżku, zaczęła się podnosić, ponieważ zanosiło się na to, że Lily zamierza jej przyłożyć…
Nagle Lily odwróciła się i wyszła z pokoju.
To było okropne.
Sal usiadła z powrotem i zapaliła szluga. Stałam, nie wiedząc, co robić.
– Daj mi jednego – powiedziałam.
Podała mi fajkę, a ja zaczęłam chodzić tam i z powrotem, paląc i próbując się uspokoić. Sal pociągnęła jeszcze kilka machów.
– Chyba sobie pójdę – rzuciła nagle.
– Nie odchodź, nie odchodź, wszystko ułoży się dobrze – prosiłam.
Jej twarz zrobiła się biała. Była niemal w podobnie złym nastroju jak Lily. Nie biegała w kółko i nie wrzeszczała, ale była równie zła. W sąsiednim pokoju Lily puściła muzykę – Lurkying about – muzykę na dobre samopoczucie, nasz ulubiony motyw. Melodia wypełniła dom, ale dobre samopoczucie jakoś nie przenikało przez drzwi sypialni. Wyobrażałam sobie Lily kołyszącą się koło drzwi frontowych i odzyskującą spokój.
– Widzisz? – powiedziałam. – Nic jej nie będzie.
Taśma doszła do połowy, kiedy drzwi się otworzyły i weszła Lily. Tańczyła, spoglądając na mnie i na Sal, ale jednocześnie kołysała się, jakby była gdzieś we własnej przestrzeni. Śpiewała: Lurkying, lurkying, lurkying about…
Wzięła jakieś przedmioty ze swojej toaletki i udawała, że gra. Zaczęła uśmiechać się swoim wielkim uśmiechem Lily… Potem podeszła, usiadła na łóżku i objęła Sal.
– Już dobrze, Sal? Już dobrze?
– Tak, już dobrze.
– Wszystko w porządku, Sal. Znów jesteśmy kumpelkami. Duchowe siostry…
– Tak, duchowe siostry, co? – Mimo to w głosie Sal nie było słychać przekonania.
Lily wstała i zaczęła chodzić tam i z powrotem między łóżkiem a ścianą.
– Będzie dziecko, zgadza się? To jest fakt. Po prostu tyle. Zgadza się… dziecko. Zgadza się? Pomyślcie o tym. Będę matką. Wszystko się zmieni. Zgadza się? Jak mówi Sal, nie mogę ćpać, kiedy jestem matką. Rozumiecie? Nie mogę. Nie możecie tu przychodzić nawalone, kiedy ja mam być matką. Rozumiecie…?
– Tak, tak – odparłam po prostu po to, aby akurat w tym momencie nie podgrzewać atmosfery.
– Tu będzie dziecko. Sal, będę miała dziecko. Będę matką i ty będziesz jego matką, i tak samo Gemma, i my wszystkie będziemy czyste i zaczniemy żyć prawdziwym byciem… – Popatrzyła na nas w oczekiwaniu, że będziemy myślały tak jak ona. – Nie macie zamiaru przychodzić tutaj naćpane, nie będziecie dawały mi hery, skoro jestem w ciąży…?
– Nie, jasne, że nie – odparłam. Nawet Sally teraz potakiwała.
– Rozumiecie? – Sally szczerzyła się w uśmiechu od ucha do ucha.
A ja czułam, że tak może się stać.
– Wszystko się zmieni. Nie ćpa się przy dzieciach. Dobrze było, ale teraz trzeba postępować inaczej…
Zrozumiałam, o co jej chodziło. Zaczęłyśmy rozmawiać. Okazało się, że była w ciąży od miesiąca. Będziemy miały dziecko w domu na Boże Narodzenie.
Dziecko.
To znaczy, że trzeba rozpocząć nowe życie…
Rozumiesz to, prawda? Lily nie może dawać sobie w żyłę, kiedy rośnie w niej małe dziecko. To by nie było w porządku. I nie jest w porządku zostawiać ją samą z tym problemem. Więc wszystkie przestaniemy, dokładnie tak samo jak wszystko robiłyśmy razem od pierwszego spotkania. Przez solidarność z Lily. Przez solidarność z dzieckiem.
Tak to się stało. Zmiana. Bo wszystko zaczęło mieć sens. Po paru dniach nikt nie potrafił już mówić o niczym innym.
Lily i Rob snuli plany na przyszłość. On miał zamiar znaleźć pracę i wszyscy mieliśmy wyprowadzić się z City Road, gdzie – spójrzmy prawdzie w oczy – jest dość syfiasto. A Lii zamierzała wyjść z obiegu i hodować warzywa w ogródku i trzymać kurczaki i w ogóle wszystko.
Lily będzie matką. To jasne, nikt inny nie może być matką i ojcem oprócz jej i Roba, ale dziecko będzie należało do nas wszystkich. Rob i Smółka chcą zbudować huśtawkę w ogrodzie, taką małą, dla dziecka. Jasne, musimy poczekać, aż ono podrośnie, lecz huśtawka będzie już gotowa. Obaj chodzili po śmietnikach szukając dziecięcego łóżeczka i wszystkiego, co potrzebne jest dziecku. A Sally i ja zamierzałyśmy robić na drutach. Wyobraź sobie! Ja i druty!
Ale pierwsza sprawa – wielka sprawa – to nasze wspólne postanowienie, że odstawimy herc. Właśnie tak. To było dobre do czasu. Nie, nie żałuję tego. Dlaczego miałabym żałować? W porządku, były wypadki, zawsze są. Przechodzisz przez jezdnię i wypadek gotowy. To trwało jednak za długo. Nadeszła już pora… wszyscy wiedzieliśmy to od dłuższego czasu. To była tylko kwestia dostatecznego powodu w odpowiednim czasie. I teraz coś takiego się zdarzyło. Dzięki Lily, jak zwykle.
Patrzę na to w taki sposób. Miałam romans, ale wszystko skończone. Ja i hera – rozstałyśmy się. To takie naturalne, że wszystkie wychodzimy z tego dzięki małemu dziecku, wiesz? Jak dzięki dzieciątku Jezus.
Dziecko to co innego, mam rację?
Naprawdę spodziewam się, że będę znów czysta. Z herą to dość niezwykła sprawa. Na początku czujesz się dzięki niej tak dobrze. Lecz po niedługim czasie, po tym, jak twój organizm się przyzwyczai, to przestaje działać w taki sposób. Zaczynasz jej potrzebować, żeby czuć się normalnie. Rozumiesz? Więc budzisz się z uczuciem obrzydzenia, ponieważ jesteś na głodzie. Z tego powodu bierzesz i czujesz się nieźle, ale tylko tyle. To jest jak lekarstwo. Stajesz się niczym staruszka, która musi brać rano swoje pigułki, żeby jakoś przetrwać dzień.