Выбрать главу

ROZDZIAŁ 20

Rob

Chcieliśmy poprosić Deva, żeby nas odwiózł, to jednak było zbyt ryzykowne. On nigdy z niczego nie rezygnuje. Niby dlaczego miałby rezygnować?

Nie miałem prawa jazdy, ale umiałem prowadzić jeszcze jako dzieciak. Mam siedemnaście lat, powinienem zdać egzamin, lecz… chyba mam lepsze rzeczy do zrobienia.

Domek należy do jednego z przyjaciół Wendy. Wendy to moja mama. W wakacje dom jest wynajmowany, ale był kwiecień, sam początek sezonu, więc mieliśmy szczęście, bo domek miał być wolny przez tydzień. Cały tydzień. Wendy zawsze zabierała mnie tam zimą, kiedy byłem dzieckiem. Wtedy mi się nudziło, ale teraz, gdy o tym myślę, musiało być świetnie. Daleko od wszystkiego, piękna okolica, żadnych ludzi, żadnego zamętu, żadnych problemów. Wszyscy będą musieli się w tym zakochać. Tak naprawdę sam nie wiedziałem, jak mi się spodoba. Jechaliśmy, a ja czułem się tak, jakbym zabierał ich do innego świata.

Przed wyjazdem wykończyliśmy resztę hery i mieliśmy przy sobie tylko odrobinę, troszeczkę, tylko tyle, żeby zasnąć tego wieczoru, tak byśmy mogli od rana zacząć wszystko od zera. Lily nazywała to jazdą na mózgu bez siodła. Ujeżdżanie życia bez strzemion…

Smółka siedział obok mnie i patrzył w mapę. Lily, Gemma i Sal paplały na tylnym siedzeniu. To było wspaniałe uczucie, zostawić Bristol za sobą. Wydostać się na M4 i podziwiać krajobraz. Nie sądzę, żeby którekolwiek z nas widziało wieś w ciągu ostatnich dwóch czy trzech lat. Pola, pusta przestrzeń. Drzewa.

Zostawialiśmy wszystko za sobą. Cały ten syf. Dziecko było prawdziwie magicznym zaklęciem, a Lily była czarodziejką, która je nosiła. A kim jestem ja? Chyba czarodziejem. Trochę tak jest. Ja, tatuś. Dzięki mojej magicznej pałeczce.

Gemma i Sal naprawdę się w to włączyły. Sal na początku miała wątpliwości, ale teraz była tak samo pełna zapału jak wszyscy. To była prawdziwa szansa. Ona i Gems już zaczynały mówić o tym, żeby też mieć dzieci.

– Zrobi się z tego jakaś ferma – powiedziałem i wszyscy zaczęli wyć ze śmiechu.

Nie wiem. Znam Lily lepiej niż oni, rozumiesz. To dziecko. Cóż, to część życia, nie? Niezależnie od tego, czy są czymś dobrym, czy złym – dzieci, ma się rozumieć – one się po prostu zdarzają. Ale nie byłem zupełnie pewien, czy tym razem pójdzie wspaniale. Trzymałem język za zębami. Zresztą, nigdy nic nie wiadomo. Przynajmniej prawdą jest to, że z Lily nigdy nic nie wiadomo.

Miały kilka skrętów, siedziały z tyłu śpiewając piosenkę Już nigdy.

NIGDY WIĘCEJ IGIEŁ BYŁO, PRZESZŁO, CÓŻ…

NIGDY WIĘCEJ IGIEŁ JESTEM WOLNA JUŻ

A potem chichotały, trącały się łokciami i zaczynały następną zwrotkę:

– KONIEC Z FRAJERAMI BYŁO, PRZESZŁO, CÓŻ… KONIEC Z FRAJERAMI JESTEM WOLNA JUŻ

Wszystko, z czego miały zrezygnować.

– Chyba chcecie zrezygnować z całego życia – odezwałem się.

– Dość – powiedziała Lily. – To jest ta jedna rzecz, którą pragnę zatrzymać, bo jestem zbyt cenna, jestem…

Smółka był – bo ja wiem – nie w tak dobrym nastroju jak wszyscy. Złościło mnie jego zachowanie. Choć to nie jego dziecko, mógł okazywać nieco więcej chęci do pomocy. Lily wpatrywała się w niego, a ja pomyślałem: zaraz go załatwi, jeśli nie przestanie. Cały czas mówił o tym wszystkim, co dają dzieciakom w szpitalach – wiesz, kiedy kobiety idą rodzić, oni podają im środki przeciwbólowe, potem coś innego na wywołanie skurczy, potem znowu coś, żeby podtrzymać oddychanie u dziecka – co oznacza, że połowa ludzkości jest na prochach od narodzin.

Powiedziałem: „Nie sądzę, żeby teraz był czas o tym rozprawiać”. On opowiadał o tym gównie, którym nafaszerują Lily i dzieciaka w szpitalu, a to nie ułatwiało jej decyzji o odstawieniu hery. Spojrzał na mnie trochę urażony, ale od tej pory trzymał gębę na kłódkę. Miał kilka skrętów, lecz… patrzył na mnie trochę niespokojnie. Większość drogi spędziliśmy, rozmawiając o wyborze trasy.

KONIEC Z MASAŻAMI BYŁO, PRZESZŁO, CÓŻ… KONIEC Z MASAŻAMI JESTEM WOLNA JUŻ

Wszyscy mówiliśmy o tym, jak wspaniale jest odstawić herę. Obserwowałem ich myśląc: Kto tego dokona? Kto tego dokona?

NIGDY WIĘCEJ ĆPANIA BYŁO, PRZESZŁO, CÓŻ… NIGDY WIĘCEJ ĆPANIA JESTEM WOLNY JUŻ

Zrobiło się ciemno, zanim dojechaliśmy. Griffin Cottage. Kiedy wysiedliśmy z samochodu, przez chwilę staliśmy w trawie.

Ciemność i cisza były bardzo intensywne. To tak, jakby stanąć na pagórku w kosmosie. Nie widzisz niczego, ale czujesz, jak to wszystko obraca się wokół ciebie bez końca.

– Tak ciemno musi być przez całą drogę do najbliższej gwiazdy – odezwał się Smółka.

To prawda. Otoczenie było tak ciemne jak sama ciemność, wypełniająca wszystko niczym płyn naczynie. I nic się nie działo. Żadnego odgłosu. Jeśli wstrzymało się oddech, nie było słychać nic. To wydawało się niesamowite po tych wszystkich latach w Bristolu, bo tam zawsze słychać samochody albo odgłosy ludzi wykonujących różne czynności. Tu w promieniu dwudziestu mil nikt niczego nie robił.

Pomyślałem, że jutro będę zdolny uczynić wszystko. Sądzę, że każdy z nas czuł to samo.

Wnętrze było mniejsze niż to, które zapisało się w mojej pamięci. Mary pokój dzienny, dwie sypialnie i kuchnia, jak gdyby przyklejona z tyłu. Toaleta znajdowała się na zewnątrz. Ta część Walii jest taka jakaś – poza czasem. Było zimno. Zimniej w środku niż na zewnątrz. Obok kominka leżało parę polan. Wyszliśmy ze Smółką, żeby przynieść więcej. Potem zaczęliśmy rąbać drewno, podczas gdy dziewczyny zrobiły herbatę, przyniosły rzeczy z samochodu i trochę ogarnęły pokój.

Za każdym razem, kiedy brałem zamach siekierą – łup, prosto w drzewo – po kilku sekundach słyszałem echo.

– To góry – powiedziałem.

Wyjrzeliśmy w ciemność. Zapaliliśmy światła na zewnątrz i patrzyliśmy w dół po zboczu pagórka, ale nic nie było widać. Za daleko.

– One gdzieś tam są, na zewnątrz – dodałem.

– Stoją dookoła, obserwując nas – odparł.

– Nie, w ogóle nas nie zauważają – powiedziałem.

– Myślisz, że są przyjazne? – zapytał.

– Tak, zdecydowanie przyjazne – potwierdziłem. Góry bez najmniejszego światełka. Świeciły gwiazdy, noc była pogodna, ale nie było księżyca. Wyłączyliśmy lampę i staliśmy w mokrej trawie czekając, aż oczy przyzwyczają się do ciemności. Ale było tak ciemno, że nic nie dało się zobaczyć. Obserwując te części nieba, gdzie nie było widać gwiazd, chcieliśmy zgadnąć, gdzie są góry, ale nie daliśmy sobie rady. Góry naprawdę dobrze się ukryły.

– Co o tym myślisz? – spytałem.

– Mógłbym tu zamieszkać – odrzekł. Roześmiałem się.

– Zanudziłbyś się. Kiedy byłem dzieckiem, dostawałem tu szału.

– Nie, nie. Naprawdę podoba mi się tutaj.

– Szczerze mówiąc, nie przemyślałeś gruntownie tego pomysłu, co?

Staliśmy obok siebie. Ledwie mogłem go dosłyszeć. Ten głos ducha.

– Nie myślałem, że którekolwiek z nas naprawdę tego chce – powiedział.

Czekałem.

– Ale teraz myślę… być może jesteśmy w stanie to zrobić. – Czułem, że na mnie patrzy. To zabawne, nie widziałem nic, ale czułem go. – A ty, co myślisz? – spytał.

Roześmiałem się.

– Och, dobra. No cóż, musimy, nie? Dla Lily. Osobiście byłem zdecydowany na autentyczny wysiłek.

Miałem w kieszeni małą paczuszkę, o której nikt nie wiedział, i prawie już myślałem, żeby ją wyrzucić, lecz nie chciałem wszystkiego zepsuć. Nienawidzę uczucia głodu. Po wszystkim jest w porządku, ale potrzebuję czegoś, żeby zejść stopniowo. Trzeba znaleźć najlepszy dla siebie sposób obchodzenia się z tym. Ta mała paczuszka była odpowiednia dla mnie.