Выбрать главу

Staliśmy przez chwilę, oddychając głęboko. Powietrze było zimne i czyste, czuło się, jak wnika w głąb płuc. Czuło się, jak robi dobrze wewnątrz. Potem weszliśmy do domku, żeby rozpalić w kominku.

Mieliśmy wszyscy naszą odrobinę i coś do picia tego wieczoru – nie za dużo, tylko parę puszek piwa, bo ostatnia rzecz, jakiej się pragnie będąc na głodzie, to kac.

Wstałem wcześnie. Zapytałem Lily: „Chcesz herbaty?” – a ona odpowiedziała uśmiechem. Leżąc w łóżku wyglądała tak pięknie. Pocałowałem ją i poszedłem do kuchni.

Smółka i Gemma już wstali i byli na zewnątrz, pijąc kawę. Zawołali mnie, więc wyszedłem.

To było nieprawdopodobne. To miękkie, chłodne, czyste powietrze. Teraz widać było wszystko w odległości wielu mil. Góry, pagórki i las. Wysoko krążył myszołów. Małe ptaszki podskakiwały w pobliskich świerkach. Nikt się nie odzywał. Po prostu patrzyliśmy, popijając z filiżanek. Potem poszedłem po Lily. Usiadła na stercie polan i wszyscy patrzyliśmy i patrzyliśmy bez końca. To było jak nasiąkanie. Czułem, że mógłbym to pić i pić i nigdy nie miałbym dosyć.

Lily klepnęła się po brzuchu.

– To wszystko dla ciebie, tak – powiedziała.

Roześmieliśmy się, a ja pomyślałem: mały, szczęśliwy gówniarz.

Przyrządziliśmy obfite śniadanie, jaja na bekonie i tak dalej, a potem poszliśmy się przejść. Wszyscy ciągle czuliśmy się trochę rozbici, jak zawsze na początku. Sals stwierdziła, że o tej porze w Bristolu czułaby się jak ostatnie gówno, ale tutaj jest w porządku. Powietrze było tak dobre, że nie mogliśmy źle się czuć. Teraz jednak wiem, że było to trochę mylące wrażenie.

Zeszliśmy ścieżką ze wzgórza. Niebawem znaleźliśmy się w lesie, wśród wysokich drzew. Przez korony przedostawało się całkiem sporo światła. Widzieliśmy wiewiórki i ptaki. Było przyjemnie. Potem spacer pod górę i to wystarczyło – pewnie żadne z nas od lat nie spacerowało inaczej niż po ulicy. Później zeszliśmy z kolejnego pagórka i tym razem znaleźliśmy się na plantacji, gdzie rosły gęsto posadzone małe drzewka.

To już nie było tak dobre. Ludzkie dzieło. Było ciemno; upakowali te drzewka tak gęsto. Poszliśmy dalej.

Przypuszczam, że to miał być las. Był martwy – martwe drzewka upakowane w równych rządkach, jak jakaś fabryka drzew. Nic nie rosło pod nimi ani miedzy nimi, jakby drzewka-dzieci zatruły glebę.

W zasadzie wszystko było w porządku. Wcześniej uszczknąłem ze swojej działki – no wiesz, tylko zwilżyłem koniuszek palca i dotknąłem. Nie na tyle, by odlecieć. Po prostu w takiej ilości, żeby odsunąć atak nerwowy. Nie zauważyłem nic u pozostałych, ale myślałem sobie, że może wziąłem tego za mało, może powinienem zostać trochę w tyle i wziąć więcej, kiedy nieoczekiwanie odezwała się Lily.

– Pieprzyć to. Pieprzyć to.

Podskoczyliśmy. To wyskoczyło zupełnie znikąd i tak nieoczekiwanie. Stała po kostki w wodzie wypełniającej koleinę. Była wściekła. Miała na nogach czarne zamszowe buty, które zawsze nosi, naprawdę niezbyt odpowiednie na wędrówkę po lesie. Rozejrzałem się i zobaczyłem, że wszyscy są jacyś niewyraźni i umęczeni, i pomyślałem… oooch.

Lily zawróciła i zdecydowanym krokiem ruszyła pod górę w kierunku chaty. Planowaliśmy długi spacer po wzgórzach i dolinach, żeby pozbyć się toksyn z organizmu. Ja mogłem jeszcze trochę wytrzymać, ale na pierwszy rzut oka było widać, że pozostali mieli dosyć.

Nie rozmawialiśmy wiele w drodze powrotnej, wdałem się jednak w rozmowę z Sally. Wyglądało na to, że ona też trzyma się nie najgorzej i przyszło mi do głowy, że może tak samo jak ja wzięła działkę. Chciałem ją zapytać, ale to było zbyt ryzykowne. W połowie drogi Gemma nagle odwróciła się i powiedziała: „Boże, nie sądziłam, że będę się tak źle czuła, to jest straszne…”

Ja i Sal tylko się roześmieliśmy. To było zabawne. Czego się spodziewała? Żadne z nich tego nie oczekiwało. Ja, jak już mówiłem, zastosowałem środki zaradcze. Kiedy jednak Lily popatrzyła na mnie, przestałem się śmiać, bo, cholera jasna, naprawdę wyglądała strasznie. Obrzydliwie. W ostatnim czasie sporo brała. Cóż, bądźmy uczciwi, wszyscy braliśmy. Dałbym jej trochę, ale wszyscy robili taki szum wokół tego natychmiastowego i całkowitego ozdrowienia, że nie chciałem pogarszać sprawy. Rozumiesz, nakręcasz się, że coś zrobisz, a potem upadasz – to nie może pomóc, no nie? Poza tym jest dziecko. W końcu z tego powodu wszyscy się tam znaleźliśmy, zgadza się? Nie tylko dla Lily. Dla dziecka. I to było moje dziecko.

– Jutro będzie łatwiej – próbowałem ich uspokoić.

Lily obrzuciła mnie nieprzyjaznym spojrzeniem, a ja pomyślałem: ciekawe, czy się domyśla.

Wróciliśmy. Rozpaliliśmy wielki ogień, żeby było przyjemniej, i zaczęliśmy palić skręty, aby odpędzić niepokój.

Smółka i Lily znosili to najgorzej. Sal i Gemma siedziały obok siebie, podtrzymując się wzajemnie na duchu. Gems powtarzała: „Nieważne, jak bardzo źle się czuję. Mam zamiar to przezwyciężyć”.

Jest silna. Naprawdę tak myślała. Ona i Sal to twarde baby.

Lily nie mówiła o tym. „Tak, czuję się dobrze, martwcie się o siebie” – stwierdziła jedynie, ale nikomu nie patrzyła przy tym w oczy.

Jeśli chodzi o Smółkę, to wyglądał bardzo nieciekawie. Chyba w jego wypadku trawka była błędem. Smółka należy do ludzi, którzy niezbyt dobrze znoszą zielsko. Zaczął mieć znów ten nerwowy wygląd jak kiedyś i zaczął wychodzić na małe samotne spacery, aż w końcu Lily spytała go, czy zatrzymał coś dla siebie. On zaprzeczył. Jestem prawie pewien, że nie kłamał, ponieważ był kompletnie rozbity. Zaczął mówić o alkoholu.

– Będziesz miał tylko kaca, a co jutro? – zapytała Gemma.

– Potrzebuję tego. Potrzebuję, Gems. Nic nie rozumiesz – odparł.

– Na głodzie nie możesz czuć się dobrze. Po prostu musisz to przetrzymać – oświadczyła Sally.

Do tego czasu Sal i ja posyłaliśmy sobie uśmieszki, kiedy jedno z nas powiedziało coś takiego. To było coś w rodzaju: „Ja wiem, że ty wiesz. I ty wiesz, że ja wiem, ale żadne z nas nic nie powie”. Lily dostała skurczy, podobnie jak Gemma. Smółki nie skręcało tak bardzo, ale wkrótce zaczął wymiotować. Podczas gdy ja i Sal… no… jęczałem, że fatalnie się czuję, i ona tak samo. Ale… cóż…

W końcu, musiała być czwarta po południu, Smółka oznajmił: „Mam dosyć. Wyskoczę po jakiś alkohol”.

– Podrzucę cię – powiedziałem.

W pobliżu była wioska, ale niczego nam nie sprzedali. Najbliższy sklep z alkoholem znajdował się o dobre pięć mil stamtąd, a poza tym Smółka miał dopiero szesnaście lat. Mogli mu odmówić.

Na początku nie chciał, żeby go podwozić. Mówił, że chce iść sam. Ale oczywiście skoro już było jasne, że pójdzie, to wszystkim zachciało się pić, więc tak czy inaczej go podwiozłem.

No cóż, dotarliśmy tam bez problemów, kupiliśmy wino owocowe i piwo, a on oznajmił:

– Chcę wrócić na piechotę. Spojrzałem tylko na niego.

– Nie, chcę.

– Pięć mil, Smółka.

– Po prostu chcę się odświeżyć.

Powiedziałem do siebie: „ach tak”. Nie wypowiedziałem tego na głos, lecz obaj myśleliśmy to samo. Odjeżdżając obserwowałem go w lusterku. Stał patrząc za samochodem, ale nie ruszył się, dopóki nie zniknąłem mu z pola widzenia.

Sprawy pogorszyły się jeszcze pod naszą nieobecność. Wszystkie wyglądały okropnie, musiała wyniknąć między nimi jakaś kłótnia, sądząc po panującym nastroju. Gemma dostała gwałtownych skurczy żołądka. Pomyślałem sobie: ho, ho, pewnie sporo brała, skoro teraz ma takie objawy. Podałem im puszki, a kiedy je otwierały, poszedłem do sypialni wziąć następną działkę. Wyobrażałem sobie, że lepiej będzie, jeśli ktoś zachowa jasny umysł. Ale Lily poszła za mną.