Wyciągnąłem swoją paczuszkę. Trochę się niepokoiłem, bo nie zostało dużo, ale nie mogłem powiedzieć nie, prawda? Uspokoiła się. Lily weszła chwilę później.
– Już dobrze, Gemmo? – zapytała.
– Udałoby mi się, gdyby jedno z was, cholerne sukinsyny, wytrzymało ze mną – powiedziała Gems.
I wszystko zaczęło się od początku. Pomyślałem, że to naprawdę nie jest śmieszne.
ROZDZIAŁ 21
Gemma
Nie zostaliśmy już na następną noc.
W drodze powrotnej nikt się nie odzywał. Parę razy próbowałam powiedzieć, jak strasznie się czuję, ale usłyszałam tylko: „Następnym razem, następnym razem, następnym razem…” Wszyscy byliśmy potwornie przerażeni.
Próbowałam rzucić to kilka razy, ale nigdy dotąd się nie bałam. To znaczy, zawsze istnieje ryzyko. Wszyscy baliśmy się przedawkowania albo tego, że nas przyskrzynią za narkotyki, albo rozpieprzenia sobie żył, ot takich spraw. Ale to mieściło się w normie. Tym razem było inaczej. Tym razem wiedziałam, że naprawdę jestem ćpunką. No bo czego boi się ćpun? Nie AIDS, nie przedawkowania, jak mógłbyś pomyśleć. Byliśmy przerażeni, bo mogło nie być już więcej hery. Po raz pierwszy czułam coś takiego. Po raz pierwszy wiedziałam, że nie mogłabym się bez tego obyć.
Rob poszedł się naćpać do Deva. Ja doszłam już do siebie, bo Smółka był w domu, kiedy tam dotarliśmy, i oczywiście zdążył już wziąć.
Siedział na sofie.
– Już w domu, Gems? – przywitał mnie z tym swoim głupawym uśmieszkiem w stylu „a nie mówiłem?”.
Poszłam do kuchni i znalazłam to tam, gdzie zwykle. Zabrałam swój sprzęt, nastawiłam wodę, usiadłam na ławie i zrobiłam to.
Nie masz pojęcia. Nie masz nawet pojęcia.
Czułam, że mnie obserwuje.
– Naprawdę wróciłeś autostopem?
Skrzywił się.
– Powinienem był wziąć trochę z sobą.
– Rob tak zrobił.
– Przypuszczałem.
– Dlaczego go nie poprosiłeś, zamiast tłuc się z powrotem okazją?
– Nie wiem.
Potem znów się skrzywił i powiedział, że nie powinnam mieć do niego pretensji, i zapytał, czy wiem, jak on się z tym czuł? Zrobiłam herbatę. Wypiliśmy ją siedząc przy stole naprzeciw siebie, a potem on znów zaczął. Tłumaczył, że to nie ma znaczenia, ponieważ tak naprawdę wcale nie miał zamiaru rezygnować, chciał jedynie przez to przejść, bo pozostali byli tacy pełni zapału, a z kolei zmył się, bo nie chciał wystawiać nas na pokusę.
– Lubię to, co robię. Dlaczego mam z tego rezygnować? – stwierdził.
– A co się stanie, jeśli zsiniejesz tak jak Lily?
Smółka wyszczerzył zęby w uśmiechu i odparł:
– Żyj szybko, umieraj młodo, Gems…
– Wcale tak nie myślisz naprawdę – przerwałam mu.
– Nie wiesz o niczym, kiedy jesteś martwa – rzekł.
– Aha. Ale nie ma hery dla nieboszczyków… – zakpiłam.
Na chwilę zapadła cisza, a potem Smółka wstał i włączył muzykę. Zaczął mówić… że teraz lepiej się czuje, że jest silniejszy, że za jakiś tydzień spróbuje ponownie, że pewnie poradziłby sobie, ale wiedział, że Rob coś ma, więc tak czy inaczej nie mogło się udać, ale następnym razem będzie lepiej, bo już wie, z czym musi się zmierzyć…
Siedziałam i patrzyłam na niego. Właściwie nawet go nie słuchałam. Myślałam, jak bardzo zmienił się na korzyść w ciągu tych ostatnich lat. Naprawdę tak pomyślałam. Że jest z nim lepiej. Lecz nagle zapragnęłam znów dawnego Smółki. Chciałam z powrotem swojego Smółkę.
Zaczęłam płakać. Ukryłam twarz w dłoniach.
– Już nigdy nic nie zrobisz z tym pieprzonym mleczem – powiedziałam, próbując wcisnąć sobie łzy z powrotem do oczu.
Smółka podszedł i objął mnie.
– Nie chciałem tego, Gems… Tylko tak mówię. Chcę żyć i być z tobą.
Byłam w stanie tylko płakać.
– Mleczu – powiedział.
Odwróciłam się i oparłam twarz o jego brzuch.
– Mleczu – powtarzał. – Mleczu, mleczu, mleczu.
– Kocham cię – odpowiedziałam. I to była cholerna prawda.
– Przez te wszystkie lata czekałem, aż to powiesz – odezwał się Smółka cichym głosem. Pogładził mnie po twarzy. Popatrzyłam na niego. – Ja też cię kocham – powiedział. – Ja też cię kocham. Mleczu.
– Mleczu, mleczu, Smółko.
ROZDZIAŁ 22
Skolly
To była kiedyś miła okolica. Popatrz na te domy. Duże kamienne domy. Wiktoriańskie, georgiańskie, przynajmniej niektóre. To musiała być modna dzielnica tego miasta, wierz albo nie. Nawet ja pamiętam z czasów mojej młodości, że było tu trochę dużych pieniędzy. A ci z nas, którzy ich nie mieli – nasłuchałeś się tego, ale taka jest prawda – więc my wszyscy żyliśmy razem. Stanowiliśmy coś w rodzaju społeczności.
Ty po prostu musisz zrobić jak najlepszy użytek z tego, co jest. Ale mnie bywa przykro z powodu niektórych ludzi. Znam taką jedną staruszkę. Musi mieć dziewięćdziesiąt parę lat. Całe życie mieszkała na St Paul’s. A teraz popatrzcie – ulica zrobiła się czarna. Na okrągło huczy reggae. Wszędzie curry. Złodziejstwo, narkotyki, prostytucja. No bo tak, żyj i dać żyć innym – w porządku, ale ona pamięta czasy, kiedy to była dobra dzielnica. Kiedy była małą dziewczynką, nikt tu nawet nie widział czarnucha. Wpadam do niej od czasu do czasu z jakąś czekoladą i pozwalam jej się wygadać – nie za często, bo jak raz zacznie, trudno ją powstrzymać. Ale to jest ciekawe.
Oczywiście ona sama trochę się zadręcza – nigdy nie wychodzi, nigdy nie rozmawia z sąsiadami. Nie możesz jej winić. Prawdopodobnie w dzieciństwie uczyli ją, że czarnuchy jedzą ludzi. Prawdopodobnie myśli, że curry robi się z takich starych poczciwców jak ona.
Z drugiej strony, prawdopodobnie nawet za młodu była nadętą starą torbą.
Niedawno mieliśmy tu zamieszki. Głównie czarni. Jak zawsze. Rozbili mój sklep, dasz wiarę? A wiesz, co mi wymalowali od frontu?
„Tłusty żydowski sukinsyn”.
Ja… Żyd? No powiedz? Myślałem, że bar miewa to rodzaj ciastek… taki ze mnie Żyd. Tłusty… w porządku. Sukinsyn… no cóż, czasami. Ale nie jestem żadnym Żydkiem. Ci rastafarianie to więksi Żydzi niż ja. Zaginione plemię Izraela – niektórzy z nich w to wierzą, czytałem gdzieś o tym. Urodziłem się w Bristolu, wychowałem się w Bristolu. I mój ojciec, i wcześniej jego ojciec. Jesteśmy tu od dziesięcioleci. Przyznaję, że mój pradziadek był trochę Żydem. Stąd to nazwisko. Zmieniłbym je, gdybym się tym przejmował. Czasem się mnie czepiali, ale nigdy by mi nie przyszło do głowy, że ktoś rozwali mój sklep, bo noszę żydowskie nazwisko.
Nawet gdybym był Żydem, to z jakiej racji uwzięli się na mnie? Bez przerwy się skarżą, jak to cierpią z powodów rasowych. A według nich, jak czują się Żydzi? Te czarnuchy nawet nie wiedzą, co to jest prześladowanie. W zasadzie moja rodzina bezpośrednio nie ucierpiała. Myśmy byli tutaj, podczas gdy tamtych zagazowano gdzie indziej, ale mimo wszystko…
Oni tu byli zaledwie od dwóch pokoleń, ci z Indii Zachodnich. Nie trzeba było wiele czasu, żeby przyswoili sobie miejscowe uprzedzenia, co?
Odchodzę jednak od tematu. Bardzo się zdenerwowałem z powodu sklepu.
No właśnie, podejrzane typy. Zacząłem o tym mówić, bo któregoś dnia szedłem sobie jak zwykle na jednego do pubu Pod Orłem i zobaczyłem to – wóz policyjny kołami na chodniku, migające światło, ambulans blokujący jezdnię, wszystko pootwierane i nikogo w polu widzenia…