Выбрать главу

Biedna Gemma! Oczywiście mogłam ją zabrać do siebie. Zrobiłabym to nawet, ale…

– Daj mi numer do twoich rodziców, Gemmo. Spróbujmy najpierw tego.

– Nie mogę.

Tyle razy ją o to prosiłam. Tyle razy mówiła to samo. Nie wiedziałam, czy robię najwłaściwszą rzecz.

– Ty już nad tym nie zapanujesz, Gemmo. Po prostu daj mi ten numer.

Zakryła twarz dłońmi. „Zero dwa trzydzieści dwa…” zaczęła. Pamiętała po tych wszystkich latach.

Dzwonek odezwał się trzy razy. Odebrała kobieta.

– Halo – powiedziała.

– Pani Brogan? – zapytałam.

– Tak.

Zaczerpnęłam tchu i powiedziałam:

– Chodzi o pani córkę, Gemmę.

ROZDZIAŁ 28

Emily Brogan

Trzy i pół roku.

Chciałam jechać pociągiem. Byłoby szybciej, ale Grel nalegał, żeby wybrać się samochodem. Przypuszczam, że prowadzenie auta odwracało jego myśli. Pomyślałam, że to niebezpieczne, ale w końcu jest doskonałym kierowcą. Siedziałam obok niego i rozważałam wszystkie te sprawy. Dzięki córce przeżywałam jak gdyby na nowo własne dzieciństwo i straciłam wraz z nią tak wiele. Wszyscy straciliśmy. Byłam na nią za to wściekła. A ponieważ… Widzisz, po tych wszystkich latach próbujesz powiedzieć sobie, że prawdopodobnie nigdy jej już nie zobaczysz… może kiedy będziesz stara… i wtedy zdarza się coś takiego i okazuje się, że rany są ciągle świeże i otwarte, tak jak wówczas, gdy odeszła. Miała osiemnaście lat i wiele kłopotów, ale dla mnie była ciągle dzieckiem.

Jak ona mogła nam to zrobić?

Cały czas pamiętałam, co powiedziała ta dziewczyna. „Jest w szpitalu. Nie, nie jest ranna”.

– Ale dlaczego? – pytałam. – Dlaczego jest w szpitalu?

Przypuszczałam, że spodziewa się dziecka.

I wtedy ta ostatnia wiadomość: „Jest uzależniona od heroiny. Najwidoczniej cierpi na ciężką postać syndromu odstawienia”.

Trzy i pół roku. Mogła umrzeć. Ciągle może.

Weszliśmy do szpitala i zapytaliśmy o Gemmę Brogan. Kazano nam czekać, a potem pojawił się lekarz, który chciał omówić z nami ten przypadek, zanim ją zobaczymy. Powiedział zresztą, że jest w ciąży. Na dokładkę. Dał mi do zrozumienia, że nie należy się w tym miejscu spodziewać zbyt wielkiego współczucia dla niej z powodu jej problemów.

– Łóżka szpitalne są dla chorych – oświadczył. Innymi słowy, zamierzali ją wyrzucić. Wyraźnie oczekiwał, że zaopiekujemy się nią. Poszliśmy na salę. Po drodze Grel odezwał się.

– Dziecko. Brała to będąc w ciąży… – W jego głosie brzmiała wściekłość. Dodał: – Przypuszczam, że oczekuje od nas pieniędzy.

Nie mogłam uwierzyć własnym uszom. Stanęłam i popatrzyłam na niego z gniewem. To nasze dziecko. Byłam na niego taka wściekła. Byłam gotowa zrobić mu awanturę przy wszystkich, na środku korytarza. Ale kiedy odwróciłam się do niego, zobaczyłam, że wcale nie jest wściekły. Patrzył na mnie wilgotnymi oczyma – to jego sposób płaczu. Wilgotne oczy, zwisające bezwładnie ręce i twarz szara jak zimowy deszcz. Wyglądał, jakby zawalił się na niego cały świat.

Sądzę, że na wiele sposobów wpędzaliśmy Gemmę w desperację. Lecz ona nas także. Zniszczyła nasze życie. Chodzi o to, jak żyliśmy, ja i Grel, po jej odejściu. Oskarżaliśmy się nawzajem. Te potworne, potworne kłótnie o każde słowo, o każdy czyn i o to, co ona mówiła i robiła. To prawie zrujnowało nasze małżeństwo. Być może do końca je zrujnowało. Być może byliśmy wciąż razem tylko dlatego, że żadne z nas nie umiało wymyślić nic lepszego.

Ale przynajmniej ciągle jesteśmy razem…

Chwyciłam go za ramię i ścisnęłam. Bóg wie, że nikt z nas nie jest doskonały. A on, niech Pan ma go w swojej opiece, zwiesił głowę, zamknął oczy na chwilę i po policzku pociekła mu łza. Potem pośpieszyliśmy do sali. Mogę znieść wszystko poza jego płaczem. Zawsze wtedy czuję się roztrzęsiona, a chciałam zachować łzy dla Gemmy.

Przy drzwiach zachowałam się samolubnie. Powiedziałam Grelowi: „Chcę zobaczyć ją sama”. Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. On miał takie samo prawo jak ja. Przypuszczam, że chciałam zachować tę bezcenną chwilę tylko dla siebie.

Jedynie potrząsnął głową. Miałam już dodać: „Jestem matką”, ale powstrzymałam się w ostatniej chwili. Następnie weszliśmy do środka…

Moja pierwsza myśclass="underline" Mój Boże, wygląda jak moja matka. Mimo wszystko stale myślałam o niej jako o czternastoletniej dziewczynie. A ona wyglądała jak moja matka, moja własna matka. Stara kobieta.

Podeszłam i usiadłam obok niej i położyłam dłoń na jej dłoni. Chciałam, żeby to wszystko było jak najbardziej normalne – ze względu na nią. Porozmawiać o domu i zapytać, co porabiała, chociaż nie wiem, jak, na litość boską, miałybyśmy rozmawiać o tym, co robiła przez te lata. Nie chciałam płakać, wiedziałam, że nie powinnam, ale myślałam o tym wszystkim, co straciłam, i nie mogłam się opanować. Z tego, co zamierzałam powiedzieć, nie zostało nawet jedno słowo. Po prostu zaczęłam płakać. Próbowałam coś mówić, ale nie mogłam, więc tylko oparłam się głową o jej pierś i płakałam, płakałam, płakałam…

Ona także płakała. I wtedy zrozumiałam, że jest już dobrze. Łzy powiedziały za nas wszystko.

A potem się odezwała.

– Chcę wrócić do domu. Mamo, czy mogę wrócić do domu? Mamo, proszę.

Kiwnęłam głową i próbowałam powiedzieć tak, tak, ale tylko trzymałyśmy się w objęciach płacząc.

ROZDZIAŁ 29

Smółka

Pochylasz głowę i po prostu to znosisz. Tak mija czas. Jeśli podlizujesz się klawiszom, kumple mogą narobić ci smrodu. Jeśli trzymasz z kumplami, klawisze myślą, że stajesz się twardym gościem i zaczynają cię zmiękczać. Siedzenie w zamknięciu przez cały dzień jest wystarczająco złe bez wydzierania się klawiszy.

Myślę, że jakoś to przetrwam. Jestem cierpliwy. Tak właśnie myślę od zeszłego tygodnia. Może to jest jakaś szansa. Przedtem byłem w strasznej depresji, a jeszcze wcześniej byłem chory oczywiście.

Pierwszą sprawą był głód po odstawieniu metadonu. Od ponad roku brałem go na receptę. Wsadzili mnie na dwadzieścia pięć miligramów i schodziłem po kilka miligramów tygodniowo, ale naturalnie przez cały ten czas brałem. No, nie przez cały czas. Dużo godzin spędziłem na sprzedawaniu metadonu, aby kupić herę. Uzależnionych od metadonu też jest całe mnóstwo. Potem trochę sobie popuszczałem i prosiłem doktora, żeby znów wsadził mnie na dwadzieścia pięć albo trzydzieści. Ale przez ostatnie tygodnie przed sprawą szło mi całkiem nieźle. Chyba miałem na czym się skupić. Mówiłem sobie: „nie używaj igieł, wciągaj nosem, jeśli musisz, rób wszystko, żeby nie brać w ogóle”. I wychodziło mi nie najgorzej, biorąc pod uwagę to bagno, w jakim tkwiłem przez ostatnie miesiące. Udało mi się obyć bez hery przez cały ostatni tydzień. To nieźle, bo wyobrażasz sobie, ile miałem pokus – daj sobie ostatni raz w żyłę, zrób sobie dobrze, sam wiesz…

Tak więc pierwszą rzeczą był głód i to było potworne. Odstawienie metadonu jest gorsze niż odstawienie hery. Czujesz się wtedy naprawdę źle. Oni są szaleni, bo to właśnie ci dają, kiedy wychodzisz z heroiny; coś, co jeszcze bardziej uzależnia i jest gorsze przy odstawieniu. Jedyny powód, dla którego to zapisują, jest taki, że metadon nie daje takiego kopa. To nie jest zabawne. To lekarstwo, więc nie może być przyjemne. Szaleństwo, słowo daję.

Spędziłem kilka godzin w celi wijąc się i jęcząc, aż w końcu pozwolili mi iść do apteki. Byłem w koszmarnym stanie – pociłem się tym obrzydliwym, lepkim żółtym sokiem i cierpiałem. Ból ciągle przechodził z jednego zęba na drugi.