– A to wszystko jest twoje, chłopczyku… to wszystko jest twoje. Wyjdziesz czysty, a to będzie czekało na ciebie.
Jak powiedziałem, pochylam głowę i dbam o dobrą opinię. Tylko myślę czasem… to wszystko jest tam. Jedyne, co muszę zrobić, to czekać.
ROZDZIAŁ 30
Gemma
WIĘC CO JEST W TOBIE CIEKAWEGO GDZIE TAMTEN BÓL, GDZIE TAMTA RADOŚĆ? POMYŚL O WSZYSTKIM, CO ROBILIŚMY ALE NIGDY NIE BĘDZIEMY TEGO JUŻ ROBIĆ O JUŻ NIGDY WIĘCEJ
Lurlcy
Piszę to siedząc w swoim salonie.
Dzień jest wietrzny. W domu hulają przeciągi. W kominku gaz pali się na całego. Widzę, jak płomień chybocze się przy każdym porywie wiatru na zewnątrz. Kiedy wyglądam przez okno, nic się nie porusza, nawet przy takiej wichurze. W Bristolu zawsze widziałam drzewa kołyszące się na wietrze. Stąd widać morze. To znaczy, byłoby widać, gdyby nie było tak ciemno. Fale rozbryzgują się w fontannach piany. Nie widzę tego, ale mogę to wyczuć węchem, nawet w domu.
Znowu cholerne Minely. Mimo to lubię być blisko morza.
Dziecko leży na kanapie. Nie śpi. Przed chwilą je nakarmiłam. Ma zabawkę, którą dała mu moja mama – nakręca się ją, a ona gra melodię i rzuca takie ładne światełka na sufit, żeby dziecko mogło je obserwować. Panuje półmrok. Prawdopodobnie pisząc nadwerężam oczy. Słyszę, jak pomrukuje z zadowoleniem, widząc światełka. Ma na imię Oona i kocham każdą jej cząsteczkę. Ocaliła mi życie. Naprawdę.
Smółka jest w łóżku. Śpi.
Przyjechał dzisiaj po południu. Zwolnili go o siódmej rano. Miałam go odebrać samochodem, ale Meadowfield jest o wiele mil stąd, więc odmówił, ponieważ dali mu bezpłatny bilet na pociąg. Wyjechałam po niego na stację w Gravenham.
To było wspaniałe. Wspaniałe. Był bladoszary po tak długim siedzeniu w zamknięciu, ale znów był dawnym sobą – Smółką, moim Smółką. Zachowywał się nieśmiało. Wysiadł z wagonu i stał ze swoją niedużą torbą, uśmiechając się do mnie, kiedy szłam ku niemu peronem. Potem zobaczył Oonę i uśmiechnął się jeszcze szerzej. Prawie było słychać, jak trzeszczy mu skóra na policzkach.
Miałam zamiar wykonać stary numer w stylu „Uau! Jesteś cudowny, uau, uau, uau!”, tak samo jak wtedy w Bristolu, ale przemyślałam to sobie. Rozmawiałam z Sally przez telefon. Odstawiła herc. Jest teraz na metadonie, ale nie wiem, czy wytrzyma. Powiedziała: „Nie reaguj za mocno, pamiętaj, że on tam był”. Moja mama powiedziała to samo. Więc nie szalałam, po prostu podbiegłam i uściskałam go mocno, długo, serdecznie. Ścisnęłam go, wtuliłam twarz w jego szyję i – „Uuuu!” – nie mogłam się opanować. Byłam taka szczęśliwa. Potem podałam mu dziecko. A on rozpromienił się jak… jak Smółka w swoich najlepszych dniach i tulił swoją malutką dziewczynkę.
Ach, Smółka. I był czysty. Odstawił herę na ponad miesiąc przedtem, zanim przeszedł na metadon, i nic nie brał w Meadowfield, więc był czysty jak gwizdek. A ja byłam tak zadowolona, że go znów widzę.
Przygotowałam w domu małe przyjęcie na jego cześć. Nikogo z dawnego towarzystwa – nie chcę już widzieć nikogo z nich. Zaprosiłam Richarda i Vonny, to wszystko. I paru dawnych kumpli ze szkoły, i jeszcze ludzi, których poznałam już po tym wszystkim. Dobre jedzenie, dużo picia, trochę haszu. Muzyka. Posiedzieliśmy sami w domu przez godzinę czy dwie, żeby się przyzwyczaił, a potem zaczęli przychodzić goście. Wszyscy starali się być wobec niego bardzo ostrożni. Był taki… jak to powiedziała Sally, no wiesz… Spędziłeś cały ten czas, nie otwierając drzwi, cały czas zamknięty, obserwowany przez klawiszy, z tymi wszystkimi kryminalistami, i nagle jesteś tutaj, możesz iść, dokąd chcesz i robić, co chcesz. To jest w pewnym sensie szok.
Richard był zabawny. Miał na sobie koszulkę z mleczem, który przerysował z jednego z rysunków Smółki, i te wielkie zielone buty, na których Smółka dawno temu wymalował stokrotki – teraz pościerane i wyblakłe.
– Jak było na obozie? – zapytał i rozpromienił się, patrząc na drzwi za plecami Smółki.
Panował dobry nastrój. Było też paru jego dawnych przyjaciół. Cały czas obserwowałam uważnie ludzi. Był Barry, który ukrył nas w garażu swojego ojca, i kilku innych – znajomi z plaży, koledzy ze szkoły. Potem poszliśmy z Ooną nad morze na spacer, a Richard zaprosił nas na lunch. Czułam się już wówczas trochę niespokojna, ale złożyłam to na karb podniecenia i tego, że długo go nie widziałam. Pomyślałam, że to może dlatego, że jestem trochę przewrażliwiona, jeśli chodzi o herę. Powiedziałam już, że był czysty, zanim przyjechał zamieszkać z nami, i rzeczywiście był, ale tylko dlatego, że przebywał w zamknięciu. No cóż… dajmy mu szansę. Wiedział dobrze – pierwszy niuch hery i… żegnaj.
Wieczorem poszliśmy na drinka z Richardem i Vonny, a moja przyjaciółka została z dzieckiem. Do mojego lokalu. Była środa, więc nie było ruchu. Smółka wyglądał na wyczerpanego, całkowicie wyczerpanego.
– Chcesz wrócić? – spytała Vonny.
– Nic mi nie jest.
– Ja jestem już trochę zmęczony – oświadczył Richard i wstał, dając w ten sposób Smółce okazję do zakończenia wieczoru.
Ulokowałam Richarda i Vonny w pokoju dziecinnym. Cóż, mała tam jeszcze nie śpi. Jej łóżeczko stoi obok mojego tapczanu. Potem położyliśmy się w łóżku.
Czułam się dziwacznie. To znaczy, od dawna tego nie robiłam. Rozebraliśmy się oboje do naga – wszystko to było bardzo podniecające. Następnie pocałował mnie i pogłaskał, i dotknął, a ja mogłam tylko… aaaaaaaaaaaaaaa…
To było potworne. Ja po prostu… ja nie chciałam być tam z nim. Nie chciałam, żeby mnie dotykał ani kładł się na mnie, ani obok mnie. Nie chciałam być nigdzie w jego pobliżu. To było obrzydliwe. Nie mogłam uwierzyć. Czekałam na niego tak długo, tęskniłam za nim i kochałam go, a kiedy ledwo mnie dotknął, poczułam, że nie zniosę jego dotyku.
Musiałam cała zesztywnieć, bo zapytał:
– Nic ci nie jest?
– Tak, nic, nic, nic – odpowiedziałam. Spróbowałam odprężyć się i przemóc, ale to również było potworne, bo musiałabym udawać. Wiem, robiłam to nieraz… Lecz to był Smółka.
Nie wiedziałam, co robić. Bo przecież czekałam. Dom, Oona, ja – wszystko bezpieczne i pełne oczekiwania. Już nigdy więcej hery, mała, sympatyczna rodzina – miało być tak wspaniale. A on, to przecież mój Smółka, i dwukrotnie wziął na siebie moje przewinienie i przeszedł przez to gówno… detoks, poprawczak, wszystko dla mnie. I prawdopodobnie nigdy by nie stał się ćpunem, gdyby nie ja – i wtedy… bum!
Zrobiliśmy to wreszcie. Nie było łatwo. Przez ten szok byłam sucha jak tatusiowa chusteczka, ale udało mi się skoncentrować i przemóc, tak że pod koniec wszystko było w porządku. Powiedziałam mu, że to po prostu nerwy. Nie wiem, czy mi uwierzył.
Czekałam, dopóki nie wyglądało na to, że zasnął. Potem wzięłam Oonę i wymknęłam się z pokoju. Potrzebowałam jedynie trochę przestrzeni i czasu, żeby to przemyśleć. Co to znaczy? Co to, na Boga, znaczy?
Siedziałam tam, nie wiadomo jak długo. Musiałam wypić chyba galon herbaty. Później, zapewne po to, żeby było jeszcze gorzej, przyszedł zobaczyć, czy nic mi nie jest. On także nie mógł zasnąć. Próbowałam udawać, że jestem jedynie rozstrojona i podenerwowana. To brzmiało dość rozsądnie. Usiadł obok mnie i zaczęliśmy się przytulać. Próbowałam myśleć o nim jako o moim Smółce, moim małym chłopczyku, który naprawdę wiele wycierpiał i potrzebował pociechy – i to pomogło.
Opowiedziałam wszystko mamie. Była odpowiednią osobą. To był rodzaj szoku, kiedy odkryłam, że mogę porozmawiać o tym z mamą. Tato jest… no cóż, nie sądzę, żeby ktokolwiek zdobył się na rozmowę z nim o takich sprawach, nawet moja mama. Ale z nią nie poszło źle. Powiedziała: „Daj sobie na to pół roku”. Ona wie, że to wszystko robiliśmy z sobą; chybaby wolała, żebyśmy się rozstali. Lecz pozwala mi podejmować decyzje. Smółka jest ojcem – sądzę, że z jej punktu widzenia to wielka różnica.