Выбрать главу

Po tym przemówieniu nastało pełne osłupienia milczenie. Dr Moshe Chasen wymienił niewłaściwe nazwisko!

Dr Carriol patrzyła na niego z takim napięciem, aż podniósł głowę i spojrzał nieustępliwie w jej oczy.

– Najpierw zgłoszę zastrzeżenia – powiedziała w końcu spokojnym, pozbawionym emocji głosem. – Nigdy nie spotkałam się z terminem „nerwica tysiąclecia” i nie słyszałam o Joshui Christianie. – Dr Judith Carriol była jednym z czołowych amerykańskich psychologów.

– Nic dziwnego. Doktor Christian nigdy nie publikował artykułów poza pracą doktorską. Oczywiście przeczytałem ją i przekazałem ekspertom z tej dziedziny. Niemal w całości składa się z eksperymentów wyrażonych w wykresach i tabelach z najkrótszym, najbardziej suchym komentarzem, jaki zdarzyło mi się widzieć. Ale jego praca, dotycząca sprzężenia zwrotnego mi w nerwicy lękowej, była tak błyskotliwa i oryginalna, że znalazła się w czołówce wszystkich badań w tej dziedzinie.

– No dobrze, nie znam tych badań, ale powinnam coś o nim słyszeć, a nie słyszałam – powiedziała dr Carriol.

– To mnie nie dziwi. Zdaje się, że w ogóle nie zależy mu na rozgłosie. Po prostu chce prowadzić małą klinikę w Holloman.

W swoim środowisku jest lekceważony albo wykpiwany, choć należy do wybitnych specjalistów.

– Dlaczego nie publikuje? – spytała dr Hemingway.

– Najwidoczniej jest zablokowany.

– Do tego stopnia, że nie może napisać artykułu? W naszych czasach, przy tych wszystkich przyrządach dla osób nie mogących pisać? – głos dr Hemingway był pełen niedowierzania.

– Tak.

– A zatem jest poważnie upośledzony – stwierdził dr Abraham.

– Czy wytyczne, które tak dokładnie wyliczyła nam Millie wspominają, że kandydat musi być doskonały nie tylko jako małżonek i rodzic? Sugerujesz upośledzenie umysłowe, Sam?

– No cóż, istnieje taka możliwość – powiedział dr Abraham obronnym tonem.

– Daj spokój! Nie bądź taki cholernie oficjalny!

– Panowie, panowie! – wtrąciła ostro dr Carriol. Wyjęła fotografię z teczki, do której nawet nie zajrzała, tak uważnie słuchała dr. Chasena, prezentującego swojego sensacyjnego kandydata. Teraz spojrzała na zdjęcie, jakby mogło jej wyjaśnić, dlaczego Moshe Chasen nie wybrał tego człowieka, którego powinien. Owszem, twarz miał atrakcyjną, chociaż wyglądał na zagłodzonego. I wcale nie był przystojny z tym krogulczym nosem – to chyba armeńska krew?

Ciemne, bardzo błyszczące i przykuwające uwagę oczy. Ta twarz miała ascetyczną surowość, której tak brakowało innym. Tak, intrygowała. Ale… Judith wzruszyła ramionami.

– A kto jest pańskim drugim kandydatem, doktorze Chasen? spytała.

Uśmiechnął się chytrze.

– Niemal słyszę, jak wszyscy zastanawiają się, kto popełnił ten idiotyczny błąd, komputer czy ja. Spokojnie! Komputer jest w porządku! Oto, kogo wybrał: senator David Sims Hillier VII. Czy muszę coś dodawać?

W chwili gdy dr Chasen wymówił to nazwisko, rozległo się głośne, zbiorowe westchnienie ulgi. Złoty chłopiec! Przed oczami dr Carriol pojawiła się kolorowa fotografia o wymiarach osiem na dziesięć; najulubieńszy, najbardziej szanowany i podziwiany człowiek w Ameryce. David Sims Hillier VII, senator Stanów Zjednoczonych.

W wieku trzydziestu jeden lat zbyt młody na prezydenta, którym z pewnością zostanie przed czterdziestką. Metr osiemdziesiąt pięć wzrostu, a zatem wolny od kompleksu Napoleona. Pięknie zbudowany, a zatem wolny od kompleksu Atlasa. Jasne falujące włosy z pewnością pozostaną gęste do późnego wieku. Głębokie, intensywnie niebieskie oczy osadzone w twarzy o klasycznych, regularnych rysach, a jednak wcale urodziwej. Nawet na fotografii widać było, jak mistrzowsko natura ukształtowała jego podbródek. Linię ust miał prostą i ascetyczną, oczy patrzyły twardo, przenikliwie, mądrze. Nie sprawiał wrażenia samoluba, okrutnika, osoby praktycznej czy obojętnej na los ludzi znajdujących się w położeniu gorszym niż on.

Dr Carriol odłożyła zdjęcie.

– Pytania?

– Sprawdziłeś go dokładnie, Moshe? – dociekała dr Hemingway.

– Oczywiście. I jeśli jest na nim choć trochę błota, ja nie potrafię go znaleźć. – Dr Chasen skinął poważnie głową. – Jest doskonały!

– No to dlaczego – dopytywał się dr Abraham – wybrałeś jakiegoś domorosłego psychologa z takiej dziury jak Holloman w stanie Connecticut zamiast najlepszego człowieka Ameryki?

Pytanie to dr Chasen potraktował z najwyższym respektem. Zamiast odciąć się szybko i błyskotliwie, zmarszczył brwi, zastanowił się i przyznał do własnej niewiedzy. Najbardziej zaskakujące zachowanie, zwłaszcza wobec sceptycyzmu kolegów.

– Nie potrafię tego wytłumaczyć – powiedział. – Po prostu czuję przez skórę, że doktor Christian jest jedynym człowiekiem, spełniającym wszystkie warunki, przynajmniej wśród moich kandydatów.

I nadal tak uważam! Pamiętam bardzo dokładnie Judith, gdy pięć lat temu siedziała w tym samym miejscu i przydzielała nam zadania.

I pamiętam, jak wielką wagę przykładała do charyzmy. Oto, powiedziała, co czyni ta ćwiczenie najbardziej istotnym przedsięwzięciem, jakie kiedykolwiek powzięto: będziemy używać najbardziej nowoczesnych przyrządów i metod, by sprecyzować coś nieuchwytnego. Jeśli dokonamy tego, stwierdziła, przejdziemy do historii badań. Prześcigniemy nawet Departamenty Sprawiedliwości i Skarbu Państwa, zostając niekwestionowanymi mistrzami przetwarzania danych. Dlatego programy komputerowe nastawiłem na cechy wskazujące na charyzmę kandydata.

Rozdrażniony przeczesał włosy palcami, czując, że jeszcze nie doszedł do sedna sprawy.

– Bo czym jest charyzma? – spytał retorycznie – Pierwotnie słowo to oznaczało boską moc świętych i proroków, daną im, by nawracali dusze. Ale w drugiej połowie zeszłego stulecia stało się tak wyświechtane, że określano nim osobowość gwiazd, playboyów i polityków. Teraz wszyscy doskonale znamy Judith. Znaliśmy ją dobrze nawet przed rozpoczęciem Operacji Poszukiwanie! Wiedziałem, że słowo „charyzma” pojmuje zgodnie ze starą definicją, gdyż nie dba o pozory.

Wreszcie nimi zawładnął. Nawet Judith wyprostowała się na krześle i spojrzała na niego, jakby nigdy go nie widziała.

– W gruncie rzeczy – zwłaszcza od pojawienia się mass mediów – to, jak dana osoba wyraża i realizuje idee, jest równie ważne, co ich istota. Niech Bóg zlituje się nad kimś, kto napisał naprawdę ważną książkę, a potem wygłupił się w „Godzinie z Marleną Feldman”, ponieważ właśnie na tej podstawie cała Ameryka wyrobi sobie zdanie o znakomitym pisarzu Johnie Blow. Ileż to razy kandydat na prezydenta przyćmił swoich rywali podczas telewizyjnej debaty tylko dlatego, że atrakcyjniej przedstawił siebie i swój program. Jak myślicie, dlaczego stary Gus Rome utrzymał naród przy sobie i opanował obydwa domy? Dzięki telewizyjnym pogadankom. Siedział i wpatrywał się w kamerę tymi swoimi wielkimi, jasnymi, hipnotyzującymi oczami, przelewając myśli i ducha z Białego Domu do każdego mieszkania. Tak skutecznie, że każdy, kto patrzył i słuchał go, był przekonany, iż ten człowiek przemawia tak spontanicznie tylko do niego.

Był twardy, nieugięty i nadzwyczaj szczery, i świetnie prezentował siebie. Znał słowa i idee, które wyzwalały emocje.

Skrzywił się, jakby nagle jakaś myśl przyprawiła go o mdłości.

– Słyszeliście kiedyś przemówienia Hitlera, widzieliście go na starych filmach, jak zawładnął tłumem. Śmieszne. Nam wydaje się upozowanym, wrzeszczącym, infantylnym człowieczkiem. Mnóstwo Niemców stosowało jego taktykę, odwołując się do tych samych frustracji, żądali zbrodni i kozłów ofiarnych, ale brakowało im umiejętności tłumienia zdrowego rozsądku i intelektu lawiną emocji. Hitler był diabłem wcielonym, ale miał charyzmę. Albo jego śmiertelny wróg, Winston Churchill. W większości swoich przemówień cytował prace innych lub parafrazował je. To co mówił, wydaje się teraz nieprawdopodobnie sentymentalnymi banałami. Ale wygłaszał je w najwspanialszy na świecie sposób i tak jak Hitler trafił na czasy, kiedy to, co i jak mówił, wpływało na ludzi. On też ich ekscytował!