Выбрать главу

Dr Mark Ampleforth, specjalista od wstrząsów i obrażeń, do swojej osiemnastoletniej narzeczonej (podczas tego spotkania mieli rozmawiać o zbliżającym się ślubie): – Słuchaj, Susie, kiedy jestem zdenerwowany, gadam przez sen.

Ale to wszystko banialuki, mówię poważnie! Więc jeśli coś usłyszysz, na litość boską, nie wierz w ani jedno słowo, dobrze?

Dr Horace Percy, psychiatra, do osobistego psychoanalityka w jego gabinecie, przed pospiesznie zorganizowanym zebraniem: – Makabra, Martin! Ten biedny strach na wróble z Holloman, kukła wypchana trawą. Słyszałeś to gadanie o Ludzkości? Credo na trzecie tysiąclecie, akurat! Nowe opium dla mas, ot co!.

Dr Borney Williams, anestezjolog, do żony, przy obiedzie: – Biedny, biedny sukinsyn! Samiutki w tym okropnym miejscu.

Że też miał odwagę umrzeć w taki sposób. Pewnie trudził się z godzinę, zanim się powiesił. Och, ta twarz…!

Panna Emilia Massimo, pielęgniarka i kapitan lotnictwa USA do kochanka, usprawiedliwiając zły nastrój: – Nigdy tego nie zapomnę, do końca życia, Charlie. Znasz te obrazy Jezusa, na których wodzi za człowiekiem oczami? On też patrzył na nas jak żywy. Ubierałam go, gdy zdjęliśmy ciało, więc krążyłam przy nim. I gdziekolwiek szłam, wodził za mną oczami…

Pani Lurline Brown, pielęgniarka z intensywnej terapii i major USA do pastora: – Och, wasza wielebność, wizyta tam była mi pisana! Pochodzę z tego kraju i za każdym razem, gdy tu wracam, mam mistyczne przeczucia. Teraz już wiem, dlaczego! Więc powiedziałam mężowi i braciom: lećcie na tę starą wyspę i przywieźcie krzyż. On jest nowym Zbawicielem! Alleluja! Alleluja!

Dwa dni później zabiegany i zmartwiony Tibor Reece przypomniał sobie, że coś zaniedbał i wydał pewne rozkazy. W rezultacie trzej groźni marynarze w średnim wieku polecieli helikopterem na Pocahontas Island w Pamlico Sound w Karolinie Północnej. Mieli wejść na dziedziniec jedynego domu na wyspie, znaleźć szopę, zabrać stamtąd wszystkie drewniane belki, wynieść je w bezpieczne miejsce, oblać benzyną, podpalić i zaczekać aż zamienią się w popiół.

O nic nie pytali. Wylądowali, wkroczyli na dziedziniec, wynieśli z szopy najzwyklejsze, stare drewniane belki. Złożyli je na środku polany przed murem, polali benzyną i zapalili. W pół godziny została jedynie czarna plama na bagnistej trawie.

Marynarze wsiedli do helikoptera i odlecieli. W Quantico zameldowali przełożonemu, że misję wykonano. Szef przekazał to generałowi, a generał – Białemu Domowi. Misja wykonana, sir! Ponieważ nikt, łącznie z Tiborem Reece, nie zapytał o ilość belek, ani nie wspominał o tej, w kształcie litery T, nie zorientowano się, że nie została spalona, gdyż nie leżała w szopie.

Po tygodniu rumiany potomek starej rodziny tytoniarzy z Karoliny Północnej zatelefonował do Departamentu Środowiska i z żalem, powiadomił przyjaciół z Rezerwatów, że rodzina wycofała ofertę i nie przekaże ukochanej Pocahontas Island narodowi.

– Dostaliśmy propozycję nie do odrzucenia, gotówka, dwa razy więcej, niż proponowaliśmy! – wyjaśnił. – Co więcej, wyspę chce kupić potężna organizacja. Wygląda na to, że utworzą tam jakieś miejsce kultu. A ponieważ założą też rezerwat, naprawdę nie możemy odmówić. Będę z tobą szczery, George. Bardzo potrzebujemy pieniędzy!

Człowiek po drugiej stronie linii telefonicznej westchnął, ale tak naprawdę nie zmartwił się. Uważał, że wyspa nie zostanie wybrana na miejsce wypoczynku prezydenta, a tę opinię podzielali pracownicy Departamentu Rezerwatów.

Nie przekazał informacji Haroldowi Magnusowi, bo ten nagle i niespodziewanie zniknął z gabinetu. Oficjalnie wspominano o jego stanie zdrowia, ale całe Środowisko trzęsło się od plotek. Podobno popadł w niełaskę, ponieważ jest w jakiś sposób zamieszany w śmierć dr. Joshuy Christiana. Nowy sekretarz wywodził się właśnie ze Środowiska. Kandydatura Judith Carriol zadowoliła wszystkich. Więc George z Rezerwatów zameldował jej o Pacahontas Island. Siedziała bardzo spokojnie, a jej oczy, które zawsze go peszyły, nagle ożyły. Śmiała się, śmiała, śmiała, aż do łez i utraty tchu.

– Oczywiście możemy ich naciskać – mówił zdezorientowany. – Złożyli ustną ofertę, ale mamy też list intencyjny.

Paroksyzm minął. Judith wytarła oczy chusteczką i wydmuchała nos.

– Nie śmiałabym ich naciskać – powiedziała powstrzymując kolejny atak radości. – Ojej, nigdy! Naszym celem jest ochrona ptaków i roślin w tym rejonie, a ten warunek zostanie spełniony, prawda?

Uważam, że to dla nas błogosławieństwo. Zapewniam pana, że prezydent nigdy nie żądałby od narodu miejsca na letnisko! Przypadkiem wiem, że nie przepada za tym właśnie regionem. Poza tym, sadzę też, że robienie trudności organizacji religijnej nie leży w interesie Środowiska. Niech przyjaciel śmiało sprzedaje posiadłość i nie denerwuje się.

Na pewno tej transakcji nikt nie odwoła w ostatniej chwili!

I znów się roześmiała.

– Czegoś nie rozumiem, Judith – powiedział dr Moshe Chasen parę dni później, podczas lunchu w gabinencie nowego sekretarza. Dlaczego zaakceptowałaś ten układ. Nie możesz służyć dwóm panom!

Jesteś protegowaną Tibora Reece, związaną z nim do końca swoich dni.

Kiedy opuści Biały Dom, a stanie się to prędzej czy później, ty również polecisz i nie pozwolą ci wrócić na poprzednie stanowisko. Sekretarze zmieniają się, to cholernie polityczna funkcja. Nie wrócisz już na stałą posadę. Urzędnikom państwowym z politycznymi powiązaniami robi się duże trudności, i chyba słusznie. – Wzruszył ramionami. – Urzędnicy państwowi powinni być apolityczni. Władze przychodzą i odchodzą, dlatego nie trzeba przywiązywać się do aktualnego władcy.

– Nie wiedziałam, że tak się tym przejmujesz – stwierdziła dr Carriol. W jej oczach zabłysły ogniki tajemniczego rozbawienia.

To, co dr Chasen mógł odpowiedzieć na tę prowokację, pozostało na zawsze tajemnicą, ponieważ właśnie zatelefonowała pani Taverner.

– Dr Carriol?

– Tak, Heleno?

– Prezydent na linii.

– Och. Wyjaśnij, że akurat mam konferencję, ale zadzwonię później.

– Oczywiście, dr Carriol.

Brwi dr. Chasena dotknęły niemal włosów.

– Nie wierzę! Judith, Judith, tak nie traktuje się prezydenta Stanów Zjednoczonych! To jakbyś powiedziała – „pocałuj mnie gdzieś”!

– Nonsens – odrzekła niewzruszona. – Nie dzwonił w oficjalnej sprawie. Dziś jem z nim kolację.

– Nie wierzę!

– Czemu? Jest teraz wolny i ja jestem wolna, jak zawsze. Przed chwilą oznajmiłeś, że moja kariera praktycznie się kończy. Więc komu będzie przeszkadzać, że zjemy razem kolację, protegujący i protegowana?

Dr Chasen uznał, że lepiej zmienić temat.

– Judith, potrzebuję twojej oficjalnej zgody lub zakazu. Bardzo chciałbym odwiedzić Christianów w Holloman. Co ty na to?

Zmarszczyła brwi i zastanowiła się.

– No cóż, nie fascynuje mnie ten pomysł, ale nie zabraniam. Czy to prywatna prośba?

– Tak. Rodzinę Joshuy poznałem dopiero na pogrzebie. Koszmarna okazja do nawiązania przyjaźni. Ale naprawdę polubiłem matkę Josha. Taka dobra dusza! Chciałbym sam przekonać się, że nic jej nie jest.

– Gnębi cię sumienie, Moshe?

– Tak i nie.

– Nie obawiaj się. To wszystko przez niego. Wszystko, wszystko. Znałeś go. Najmniej rozsądny człowiek na świecie. Wspaniały umysł, a jednak zawsze kierował się emocjami. Nigdy nie potrafiłam tego zrozumieć! To marnotrawstwo, Moshe.

– Ale doskonale ci służył, Judith. Nie dostrzegasz tego? Nie czujesz po nim żalu?