Выбрать главу

Pewnego dnia, po powrocie do domu, znalazłam Saininga siedzącego na podłodze na środku pokoju, oszołomionego, trzymającego w objęciach swoją słynną poduszkę. Bóg jeden wie, jak bardzo kochał ten jasiek – zabrał go ze sobą nawet do Pekinu, twierdząc, że bez niego nie potrafi zasnąć. Przed nim leżało kilka gitar. Miał ich w sumie sześć, każda była inna: różniły się wiekiem, kolorem, zastosowaniem. „Każda gitara ma swoją własną muzykę, własną wrażliwość” – mawiał. „Kocham je wszystkie, ale dopiero gdy na nie patrzę, zyskują własną duszę”. Sanmao nie cierpiał, gdy Saining wygłaszał podobne opinie. Patrzył na niego ze złością i mówił lodowato: „Jasne! Łatwo ci mówić – masz kupę forsy!”

Saining nawet nie podniósł głowy; ja także nie zwróciłam na niego uwagi. Ogarnęłam pokój, wykąpałam się, zrobiłam pranie. Zjadłam zupę z melona i wieprzowiny, którą ugotował dla mnie Saining. Zawsze robił najlepsze zupy. Kiedy skończyłam jeść, usiadłam naprzeciwko niego. Grał kilka melodyjek na okrągło.

– Saining, mam tego dość – powiedziałam. – Podzwoniłam w parę miejsc i zdobyłam adres kliniki odwykowej. Poszłam tam i rozejrzałam się. Nigdy przedtem nie robiłam nic za twoimi plecami. Ale tamtejsi doktorzy są naprawdę mili; nie traktują człowieka jak przestępcy. Powiedzieli, że rząd pomaga ludziom, którzy chcą skończyć z narkotykami, i że będą chronić twoją prywatność.

– Nie idę do tej nory.

– Ale te lekarstwa, które miały ci pomóc w odwyku, nic nie dają! No cóż, jeśli tak naprawdę nie chcesz się odzwyczaić od heroiny…

– Pójdziesz ze mną?

Spojrzał na mnie niespokojnymi oczyma. Zawsze mówił bardzo powoli; widząc ten wyraz całkowitej bezbronności na jego twarzy, poczułam, że oboje jesteśmy idiotami.

– W klinice jest surowy zakaz odwiedzin, ale moje serce będzie przy tobie w każdej sekundzie. Obiecuję. Proszę, błagam cię, idź tam! Ten głupi narkotyk niszczy nasze życie!

Wreszcie Saining zgodził się pójść do kliniki. Wcześnie rano spakowałam mu rzeczy, a on, moje kochanie, moje łzy, czekał na balkonie z pustymi oczyma. Tak bardzo kruchy i piękny, siedział w pierwszym blasku poranka, z lodowatymi rękoma zwieszonymi bezwładnie w dół. „Znam kształt szczęścia” – tak śpiewał w jednej ze swoich piosenek. „Dziewczyno, skradłem ci torebkę, w której była twoja dusza” – to inna piosenka. Przypominałam je sobie, patrząc na niego. Widziałam okrutne ostrze zimowego poranka, atakujące go bez litości, lecz mogłam tylko obserwować z daleka – nie miałam sposobu, by wyciągnąć go stamtąd, gdzie przebywał.

Tego ranka nie mogłam się powstrzymać od płaczu. Byłam zrozpaczona i nie miałam żadnej pewności, czy Saining naprawdę chce wyrwać się z nałogu. Ta przeklęta heroina zabrała mi mojego Saininga. Całą drogę do kliniki Saining trzymał mnie mocno za rękę. Żadne z nas nie było w stanie wydusić słowa. Oddali mi całe jedzenie, które zapakowałam dla Saininga, jego discmana, płyty, lusterko, żyletkę. Lekarze i pielęgniarki obszukali go bardzo dokładnie, a on ani na chwilę nie spuszczał ze mnie wzroku. Kiedy przyszedł czas i asystent odprowadził mnie do windy, usłyszałam głos Saininga, wołający cicho moje imię, ale gdy odwróciłam głowę, on był już w pokoju, za drzwiami z ogromnym żelaznym ryglem. Nie było po nim śladu – tylko to ostatnie, krótkie, mocne spojrzenie wryło mi się w pamięć tak boleśnie, że miałam ochotę umrzeć.

Zaczęłam ostro pić. Od czasu do czasu wałęsałam się w okolicy kliniki. Nigdy nie przyrównywałam picia do brania narkotyków. Mój związek z alkoholem wydawał mi się przyjemny i beztroski. Wyglądało to bardzo naturalnie. Alkohol dawał mi wiele różnych nastrojów, nastawień. Był użyteczny. Rozluźniał mnie, rozgrzewał. Zaczęłam topić swoje uczucia w szkockiej. Miałam kłopoty ze snem i wkrótce zaczęłam trzymać flaszkę gorzały obok łóżka. Dotarło do mnie, że to ryzykowna sprawa. Ale jak dalej żyć bez Saininga, nie pijąc?

W dniu, w którym mieli go wypuścić z kliniki, wystroiłam się od stóp do głów, włożyłam satynowe klapeczki i poszłam po niego. Nigdy nie rozstawaliśmy się na tak długo, i gdy uśmiechnął się do mnie po raz pierwszy, życie znowu nabrało uroku.

Wyglądał na grubszego; jego twarz miała pusty, głupawy wyraz, jak po praniu mózgu. Pracowicie unikaliśmy tematu narkotyków. Sądziłam, że to wszystko zostało za nami, że odtąd będzie już tylko lepiej.

Saining nie kochał się ze mną. Był bardzo spokojny i ciągle wyglądał na zmęczonego, lecz nie martwiło mnie to, ponieważ myślałam, że od tej pory wszystko będzie dobrze. W dodatku, kiedy spał, mogłam sobie popić.

12

Prawdziwy koszmar zaczął się kilka miesięcy później, kiedy Saining zaczął na nowo zażywać heroinę. Powiedział, że w klinice odwykowej wycierpiał tyle, że czuje się wytrącony z równowagi umysłowej i że musi znowu zacząć brać.

Heroina rujnowała naszą miłość.

– Myślę, że powinniśmy się rozstać – powiedziałam. – Skoro nie mogę się z tobą kochać, znajdę sobie innego faceta.

Saining pobiegł do łazienki i zaczął wymiotować.

– Mdli mnie na twój widok! – oświadczył.

– Jaką masz wymówkę? – odparłam. – Jesteś młody, masz pieniądze, masz swoją muzykę. Ty chyba myślisz, że jeśli nie będziesz brał drągów i pieprzył się na prawo i lewo, nie będziesz wystarczająco do przodu. Co nie? Jesteś głupim dupkiem, jesteś taki sam jak wszyscy!

– Czasem naprawdę mnie przerażasz – powiedział. – Jak mam się kochać z kimś, kogo się boję? Sypiamy razem w jednym łóżku, i czasem patrzę na ciebie, kiedy śpisz, i nachodzi mnie uczucie, że wcale cię nie znam. Czułaś kiedyś coś takiego? Może ty sama też nic o sobie nie wiesz. Oboje nic nie wiemy. Jesteśmy parą zwykłych kretynów.

– Co ty wygadujesz? Jak to mnie nie znasz?

– Możesz sobie szukać innego faceta, ale nie dasz rady mnie zostawić. Musimy żyć razem, ty i ja.

Zrozumiałam, że gdybym go zostawiła, nie pozostałoby mi kompletnie nic. Kiedy wreszcie to pojęłam, dotarło do mnie, że przez ostatnich kilka lat żyłam tylko w jednym celu – by posiąść Saininga.

Nie miałam pojęcia, co robić. Przez całe nasze wspólne życie nigdy nie było mowy o władzy. Teraz narkotyki miały władzę nad Sainingiem. Zmienił się, zrobił się kapryśny, raz był radosny, raz zdołowany. Lecz najbardziej deprymujący i najbardziej bolesny z tego wszystkiego okazał się fakt, że już nie potrzebował kontaktu ze mną. On ćpał heroinę. Ja nie. Nie nadawaliśmy teraz na tych samych falach, nie mogliśmy się porozumieć. Był ponury, nietowarzyski, było mu wiecznie zimno, nie znosił światła. Cierpiał na zaparcia, nie miał apetytu ani na jedzenie, ani na seks. Próbowałam wszystkiego, żeby zwrócić jego uwagę, ale on robił się przez to jeszcze bardziej drażliwy. Twierdził, że sedno tkwi w tym, że potrzebuje, by jego życiem coś kierowało, nieważne, w jaki sposób. Tak czy owak, ćpanie i tak nie doprowadzi go do tego, by ukradł albo pożyczył pistolet. Po prostu nie może żyć bez tej konkretnej substancji, przynajmniej na razie. Kocha muzykę, lecz miłość to tylko miłość, i nic więcej. Nie jest taki jak Sanmao, z tymi jego wzniosłymi celami.

Saining w gruncie rzeczy nigdy nie miał żadnych celów w życiu, aż do teraz, gdy jego celem i zarazem głównym przeciwnikiem stała się heroina. Bierze się za bary z heroiną. Powiedział, że to niebezpieczna gra, ale przykuwa jego uwagę.

Brać się za bary z heroiną? To najdziwniejsza rzecz, jaką w życiu słyszałam.

– Możesz machnąć na mnie ręką – powiedział wreszcie. – Ja już nie wrócę.