Przewoźnik, zanim odpłynął, ledwie trzymał się na nogach; z twarzy kapały mu soki, które wypłynęły z otworu Ye Meili wraz z jego własnym nasieniem.
Ye Meili poczołgała się przed siebie, przedarła się przez ogrodzenie z drutu kolczastego i wreszcie znalazła się na drodze. Wiedziała, że w Makau nikt nie zapyta jej o dokumenty, pod warunkiem że będzie podróżowała prywatnym samochodem, więc postarała się czym prędzej wsiąść do prywatnego samochodu. Niestety, nikt nie miał na nią ochoty, bo cała była podrapana drutem kolczastym. Znalazła więc automat telefoniczny i wymieniwszy trochę pieniędzy na portugalskie escudo, nie zważając na ryzyko, zadzwoniła do swojego faceta, który właśnie grał w chińskie domino.
Ye Meili wystroiła się i poszła do pracy. Nie kwapiła się do nocnych klubów, praca w nich była zbyt „unormowana”. Trzeba było pytać szefa, jak się robi „siódme niebo z ogniem i lodem”, co oznaczało fellatio z dodatkiem lodu. Trzeba było nosić wieczorowe suknie, suszyć włosy suszarką i codziennie przyklejać sobie sztuczne rzęsy. W dodatku każdy biust musiał być do połowy na wierzchu i wypchnięty do góry tak, że przypominał dwa balony. Dziewczyny, wszystkie z głębokiej prowincji, siedziały w klubie tu i tam, trzymając w dłoniach numerki. Gdziekolwiek się spojrzało, wszędzie pyszniły się rzędy baloniastych cycków. Dawać się wybierać spośród tych szeregów – to byłoby dla niej zbyt upokarzające.
Postanowiła znaleźć sobie jakieś miejsce do stania. W Makau nie wolno się włóczyć po ulicach, więc stanęła przed głównym wejściem do hotelu przy Casino Lisboa.
Zadawała się z hazardzistami, podobnie jak Mała Shanghai, lecz różnica między nimi polegała na tym, że Ye Meili nie zamierzała oddawać swojemu facetowi wszystkich zarobków. Rozumiała jego sytuację – spędził ponad dziesięć lat w więzieniu, nie potrafił inaczej zarabiać na życie, lubił hazard, i nie zanosiło się na to, że to się kiedykolwiek zmieni. Nie była jednak aż tak głupia, żeby traktować go jak swojego prawdziwego faceta. Dlatego, rzecz jasna, zatrzymywała część pieniędzy dla siebie.
Oprócz tego uwielbiała dobrze się bawić i gdy jej mężczyzna nie zwracał na nią uwagi, szła na zakupy. Podobało jej się wszystko, co zobaczyła, a po przyniesieniu do domu od razu przestawało jej się podobać. Piła i spała, z kim popadło, pozwalając najróżniejszym fałszerzom i oszustom pieprzyć się z nią za darmo; czasem nawet sama płaciła facetom, którzy jej się podobali, by szli z nią do łóżka. Sama też uprawiała hazard, lecz ponieważ nie chciano jej wpuścić do żadnego kasyna, grała na automatach. Zawsze przegrywała. Gdy miała już dość przegranych, klęła głośno, a gdy znudziły się jej przekleństwa, szła na zakupy.
Któregoś dnia, po drodze do dyskoteki, zatrzymano ją i poproszono o dokumenty. Ponieważ żadnych nie miała, odesłano ją do władz imigracyjnych w Zhuhai. Chińczycy jednak nie chcieli jej przyjąć – stwierdzili, że jest Rosjanką, wysłali ją z powrotem do Makau i posadzili w areszcie. Wtedy przypomniała sobie pewnego klienta. Gość ten miał w domu wielką gablotę, wypełnioną po brzegi zapalniczkami najróżniejszego typu. Ye Meili zastanawiała się, jak to możliwe, że inni ludzie mają tyle zapalniczek, a ona ani jednej. Rozpłakała się.
Jej facet wyciągnął ją z więzienia, płacąc odpowiednią sumę, i żeby uchronić ją przed dalszymi kłopotami, zamknął ją w pokoju hotelowym i tam kazał obsługiwać klientów.
W końcu okradła go i przedostała się z powrotem do Chin. Chciała być wolna. Wróciła więc i stanęła na naszej ulicy.
4
Mówią na mnie Siostra Morfina. Miałam kiedyś kochanka w tym mieście i nie potrafiłam bez tego faceta żyć. Bez niego wszystko było nie tak. Myślałam, że na tym polega miłość. Kiedy mnie zostawił, zaczęłam ćpać heroinę. Pragnienie narkotyku było ogromne, moja odporność rosła, a ja uwielbiałam „ścigać smoka” tak długo, aż byłam totalnie nawalona, aż poczułam się bardziej martwa niż żywa. Kiedy żyłam, chciałam umrzeć, a gdy byłam bliska śmierci, chciałam żyć. Nie musiałam już myśleć o niczym innym i nareszcie czułam się wolna.
Czasami, kiedy się porządnie narąbałam, myślałam o facetach. Tęskniłam za ustami mężczyzny. Żaden z tutejszych facetów nie potrafił posługiwać się ustami, gdy był w łóżku z kobietą. Po prostu nie mieli tego w zwyczaju, a może nie lubili tego robić kobietom, których nie znali. Nie znam powodu. Zaczęłam spotykać się z różnymi mężczyznami. Wszyscy prawili mi identyczne, wyświechtane komplementy. Mówili mi różne miłe rzeczy, lecz były to wciąż te same stare banały, żaden nigdy nie powiedział nic nowego. I każdy spuszczał się jak dziecko. Byłam zawsze pod spodem, a oni nie czekali nawet, aż ściągnę ubranie. Ogarniała mnie tak wielka nuda, że prawie nie mogłam się ruszyć. Miałam z tego odrobinę prostej przyjemności; wszystko odbywało się bez słowa.
Uwielbiałam natomiast obserwować ich, gdy się przede mną rozbierali. Była to chwila szczególna, jedyny liryczny moment. Działo się to w pośpiechu i w mgnieniu oka było już po wszystkim.
Pewnego dnia ogarnęły mnie wątpliwości – poczułam, że nie kocham Saininga, bo nie wiem już, czym jest miłość. Może po prostu byłam uzależniona od nastroju, w który mnie wprawiał. Ten pomysł wzbudził we mnie odrazę. Kiedy sięgnęłam myślą w przeszłość i wyobraziłam sobie, jak kocham się z Sainingiem, ogarnął mnie taki wstręt, że myślałam, że umrę. Od tej pory wszystko wydawało się zbrukane. Seks już mnie nie pociągał. Miałam dwadzieścia trzy lata, a moje ciało było martwe.
Moja ostra astma sprawiła, że po samym ucisku w klatce piersiowej byłam w stanie poznać, jak dużą domieszkę obcej substancji – na przykład trutki na szczury czy środku owadobójczego w rodzaju proszku „66” – dodano do działki heroiny. Dilerów ciągle łapano i wsadzano do więzienia albo skazywano na śmierć przez rozstrzelanie, toteż nieustannie miotałam się w poszukiwaniu nowych. Lecz żaden nie potrafił oszukać moich oskrzeli. Kiepska heroina natychmiast wywoływała atak choroby.
Na kilku dilerów zwykle się natykałam na ulicy, ale z większością spotykałam się w małych, ciemnych hotelikach. Przeważnie prowadzone przez ludzi z Chaozhou, te zapuszczone przybytki wyrastały na obrzeżach naszej nieskazitelnie jasnej i lśniącej metropolii. Były jak podziemne kanały ściekowe tego niewielkiego, otwartego miasta, tego ucieleśnienia „reformy” gospodarczej, i roiło się w nich od szczurów. W Szanghaju nigdy nie spotkałam tak gigantycznych stworzeń. W tych hotelikach, gdzie wiele osób tłoczyło się w jednym pokoju, mieszkały prostytutki ćpunki. Poczułam, że kompletnie nie rozumiem facetów. Te dziewczyny wyglądały jak worki kości, miały ziemistą cerę, skórę pokrytą wrzodami i upstrzoną śladami igieł. Mimo to zawsze znajdowały faceta do łóżka – nawet te bezdomne, bezzębne ćpunki.
Heroina sprawiła, że zrobiłam się nadwrażliwa i nie mogłam już wytrzymać w mieszkaniu, które kiedyś dzieliliśmy z Sainingiem. Postanowiłam się wynieść. Zanim jednak znalazłam nowe lokum, wprowadziłam się do jednego z tych hotelików. Sanmao załatwił mi wolny pokój. Nie miałam pojęcia, w jaki sposób zdołał uzyskać dla mnie miejsce w tym przybytku. Jego żona wprawdzie wspominała swego czasu, że Sanmao należał kiedyś do „czarnego stowarzyszenia”, zajmującego się zorganizowaną przestępczością, i że przez pewien okres był nawet członkiem gangu. Tłumaczyła mi, że na początku stanowili zwykłą bandę dzieciaków, które razem kradły rowery. Z czasem przerzucili się na większe łupy i przekształcili się w prawdziwy gang.