Выбрать главу

5

Dwójka za ścianą szczytowała jednocześnie; potem usłyszeliśmy ich śpiew. Po chwili znów zapanowała cisza, która mnie zaniepokoiła. Zobaczyłam je obie, jak leżą w łóżku, ze spojrzeniami utkwionymi w siebie nawzajem, i poczułam, że Saining jest tak samo poruszony jak ja. Na dworze zapadła ciemność, i chociaż widok zakochanej pary w Święto Zakochanych zwykle jest czymś pokrzepiającym, nas dręczyło skrępowanie. W końcu są walentynki – może chciały po prostu spędzić cały dzień w łóżku. Siedzieć tu dalej z nimi byłoby dla mnie i Saininga szczytem głupoty.

– Ubierzmy się – zaproponowałam. – Chodźmy gdzieś, gdzie jest trochę bardziej odświętnie.

– Świetny pomysł – zgodził się Saining. – Musimy się zmyć, zanim one znowu zaczną.

W czasie kolacji Saining wręczył mi trzy róże i czerwony plastikowy pierścionek, który wyglądał jak gigantyczny wiśniowy cukierek z dziurką marki Life Saver.

– Te róże to z jakiej okazji? – spytałam.

– Te róże znaczą „kocham cię”.

– Skąd pewność, że to właśnie znaczą? Mam w domu tony pierścionków, wszystkie od ciebie. Byliśmy tak zafascynowani sobą i tacy czuli dla siebie. Wierzę, że mnie kochasz, ale przy tobie nie czuję się kochana. Jesteś beznadziejny.

– Kiedy umarła moja matka, doznałem olśnienia, że wciąż przecież mam ciebie! Zrozum, że kiedy ty się zaangażowałaś, ze mną stało się tak samo. Zmieniłem cię, ale ty także zmieniłaś mnie. Sprawiłaś mi największe cierpienie i największą radość. Nie mogę żyć bez ciebie. Naprawdę już mnie nie kochasz? Nie wierzę w to. Nigdy nie przestanę cię kochać.

Kiedy doszedł do słów: „Nigdy nie przestanę cię kochać”, jego głos był ledwie słyszalny.

– Straciłeś matkę, Saining. Jesteś teraz słaby, więc mnie potrzebujesz. Nie bądź śmieszny! Ciągle możesz na mnie liczyć, wciąż jesteśmy razem. Nawet kiedy cię tu nie ma, ja cały czas jestem na tych samych falach co ty. Moje życie i moje pisanie kręcą się wciąż w tym samym błędnym kole. To tobie zawdzięczam moje samotnicze spojrzenie na świat. Nie chcesz chyba powiedzieć, że miłość jest dobra? Czy wiesz, czym jest miłość? Ja nie wiem. Nigdy nie przyszło ci do głowy, że miłość stała się dla nas obojga luksusem? Nie mamy już siły pakować się w miłość do kogokolwiek. Bóg jeden wie, jak to się stało. Jesteśmy wypaleni, zużyci. Nie pojmujesz tego?

– Mam dla ciebie jeszcze jeden prezent. Piosenkę. Ma tytuł: Wszystkie grzeczne dzieci dostają cukierki.

– Nie jesteśmy grzecznymi dziećmi. I skończyły mi się cukierki.

– Jesteśmy. A cukierkami są nasze opowieści.

Straciłam cierpliwość, machnęłam ręką i powiedziałam z irytacją:

– Zajmijmy się jedzeniem, dobrze? Dzień Zakochanych jakoś do nas nie pasuje.

Wciąż na mnie patrzył. Jego ciemne oczy i ciemne podkówki pod nimi zawsze przypominały mi o jego szaleństwie.

– Wyglądasz naprawdę seksownie, kiedy jesteś wściekła – oświadczył.

– Seksownie, dobre sobie! – rzuciłam. – Takie szmaty jak my nie mają pojęcia, co to znaczy „seksowny”.

Przyjrzałam mu się. Był w czarnym swetrze. Miał jeszcze kilka podobnych, a do tego kilka identycznych płaszczy, spodni i T – shirtów. Kiedyś powiedział, że nie ma nic nudniejszego niż ciuchy, że ubrania są bez znaczenia.

Wstąpiliśmy do Tribes, gdzie odbywała się impreza walentynkowa. Bawiło się tam mnóstwo naszych znajomych – złamanych ludzi o złamanych sercach. Pojawiło się też paru znanych nam członków różnych zespołów; spotkanie z nimi było rzadką przyjemnością.

W Szanghaju nie było tak wielu zespołów grających na żywo jak w Pekinie, więc tego wieczoru czułam się bardziej jak w Pekinie niż w Szanghaju, gdzie z kolei odbywa się dużo imprez tanecznych. Rzecz jasna, większość gości na szanghajskich imprezach stanowili laowaie, czyli cudzoziemcy, albo szanghajskie dziewczyny które chciały poderwać laowaia. Sami pozerzy.

– Może wstanę i pogram na gitarze – oznajmił Saining.

– Jest już dużo gitarzystów. Może weźmiesz bębny? W ten sposób wszyscy będą mogli zagrać razem.

Kiedy grał, opuścił głowę tak nisko, że końce jego długich włosów muskały mu kolana. Nikt jeszcze nie walił z taką siłą w perkusję w tym barze. Podniecał mnie. Od dawna nie czułam czegoś takiego.

Jakiś nieznajomy chłopak podszedł i wyszeptał mu coś do ucha; twarz Saininga w jednej chwili ściągnęła się w grymasie. „Przykro mi, przykro mi” – powtarzał. Przepychając się przez ciżbę ludzką, dojrzałam, jak patrzył na mnie z największą czułością, jaką można sobie wyobrazić. Wyraz jego oczu przeniósł mnie w przeszłość; poczułam smutek.

– Co się stało? Co on ci powiedział?

– Powiedział mi: „Co ty wyprawiasz? Kim, do cholery, jesteś? Też jestem perkusistą, tutaj chodzi o uczucie, nie tylko o technikę. Nie masz pojęcia o wyrażaniu własnego ja”.

– Co? Jaja sobie robisz!

– Lepiej już pójdę do domu.

– Co się z tobą dzieje? Jesteś dobry. Jesteś lepszy niż kiedykolwiek. Wszystkim się podobało!

– Daj spokój. Może on miał rację.

– Rację w czym? Mówił tylko za siebie. Co cię napadło? Czemu go przeprosiłeś? Żuczek chce z tobą zagrać na gitarze.

– Za stary jestem.

Nie spodziewałam się, że kiedykolwiek usłyszę od Saininga coś takiego.

Wyszedł i nie próbowałam go zatrzymywać.

Ledwie zniknął za drzwiami, rzuciłam się w stronę tamtego chłopaka.

– Kim ty jesteś, do cholery, żeby mówić takie rzeczy? Masz do wyboru: przeprosisz go albo zaraz idziesz tam i grasz dla mnie. Niech usłyszę, ile „uczucia” potrafisz z siebie dać!

Ku mojemu zaskoczeniu, chłopak przeprosił mnie od razu, i był przy tym szczery.

– Zażartowałem sobie z niego – wyjaśnił. – Nie chciałem, żeby potraktował to serio. Proszę cię, powiedz mu, że bardzo mi przykro.

Gdy to wszystko usłyszałam, nie miałam nic lepszego do roboty niż zacząć pić. Kiedy, do cholery, ten skromny barek zaczął przyciągać tyle panienek uganiających się za laowaiami? Obrzydliwość!

Poprosiłam pewnego Hiszpana i Węgra, żeby mówili do mnie jednocześnie, każdy w swoim ojczystym języku, każdy do innego ucha.

– Mówcie, co chcecie, byle gadać! – zażądałam.

Wyciągając wdzięcznie szyje, z poważnymi minami, zaczęli wylewać z siebie nieprzerwane potoki słów – jeden z lewej, drugi z prawej strony.

6

Hong wyszła z baru. Za dużo wypiła. Zawsze gdy się upije, robi się miękka i ckliwa, jej twarz nabiera niewinnego wyrazu, oczy robią się szkliste i zaczyna wydmuchiwać baloniki śliny Patrzy na mnie jakby z oddali, i gdy spoglądam na papierosa w jej dłoni, mówi: „Życie jest krótkie, ale co to dokładnie znaczy? Może trzeba popełnić samobójstwo, żeby się dowiedzieć? Ale ja nie zamierzam się zabijać. Samobójstwo to jakaś pieprzona skrajność”.

Kiedy opuściłem ją cztery lata temu, wpadła w depresję. I teraz, choćbym nie wiadomo jak się starał, nie potrafię sprawić, by znowu była szczęśliwa. Jak mogę być szczęśliwy, kiedy ona nie jest? Gdy spotkałem ją po raz pierwszy, była jeszcze dziewicą, niewinną i pełną życia. Dziś mamy Święto Zakochanych, chciałem sprawić jej radość, ale wciąż jest taka przygnębiona. Lepiej bym zrobił, kupując jej jakieś fajne okulary przeciwsłoneczne! To takie proste. Tanie okulary z wielkimi szkłami uszczęśliwiłyby ją na wiele dni!

Podeszła i spojrzała na mnie.

– Wiedziałam, że będziesz tu na mnie czekał. Znam twoje zwyczaje. Ale już mnie nie wzruszysz. Kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy, powiedziałeś, że szukasz barów, w których są estrady. Chciałeś włożyć całe swoje serce w śpiew, aż skończą ci się piosenki albo aż cię wyrzucą za drzwi. Mówiłeś, że twoją maksymą jest „umrzeć młodo i pozostawić urodziwego trupa”. Mówiłeś, że uważasz to za swoje przeznaczenie. Spytałam, gdzie są takie bary, a ty odpowiedziałeś, że nie wiesz, ale się dowiesz. Przez te twoje pełne wargi, wielkie oczy i długie włosy, przez twoją namiętność do czekolady i twoją grę na gitarze wprost oszalałam na twoim punkcie! Czy wiesz, dlaczego twoje oczy zawsze wyglądają tak pięknie? Bo jesteś samotny, mówisz oczyma. Co mam zrobić, żeby wyrwać cię z tej twojej samotności? Nie przypuszczałam, że dzisiaj też będziesz się czuł samotny. Lubisz takie miejsca jak to, prawda? W Szanghaju jest teraz pełno klubów. Widzisz tę dziewczynę? Tę, która wygląda jak ciasteczko? Mieszka w wilgotnej suterenie i ostatnio ćwiczy kawałki Joy Division, szukając własnego brzmienia. A ty siedzisz na dworze i przepraszasz, że żyjesz. Po jakiego diabła na mnie czekasz? Kocham cię, a może kocham tylko twoją astmę. Astma to pierdolony koszmar.