Nie mam pojęcia, czemu zrobiła się taka drażliwa. Wtedy po moim powrocie była bez przerwy spięta. Może to z powodu braku życia seksualnego? A może dlatego, że została pisarką? Albo dlatego, że kiedyś prorokowała, że umrze w wieku dwudziestu siedmiu lat? Chciałem jej zagrać na skrzypcach. Pomyślałem, że to podziała na nią uspokajająco. Musieliśmy zacząć wspólnie budować naszą nową miłość.
Wyszedłem, bo to po prostu nie była moja estrada. Czekałem na ciebie, bo nie znam drogi do twojego mieszkania. Pomyślałem, że wsiądziemy do jednej taksówki i zaoszczędzimy pieniądze.
Zaczęło mi lecieć z nosa. To moja stara przypadłość – zawsze kiedy jestem niespokojny czy zły, dostaję krwawienia z nosa. Hong spojrzała na mnie ze wstrętem.
– Nie mam zamiaru się tobą opiekować – powiedziała. – Nie obchodzi cię nic poza tobą samym. Zostawiłeś mnie po to, żeby sobie poeksperymentować z narkotykami. Zostawiłeś mnie w tamtym okropnym mieście i przepuściłeś cały spadek na dragi. Skrzywdziłeś nas wszystkich!
Te ostre słowa, w dodatku wygłaszane tak pięknymi ustami, to coś więcej, niż mogłem znieść. Doszedłem do wniosku, że ją straciłem. Wziąłem ją w ramiona – była tak lekka, niemal nieważka. Patrzyła w niebo oczyma nieruchomymi jak u kota. Już nigdy nie wyczytam tego szaleństwa z jej czarnych oczu. Chyba nie mam dość siły, by nadal ją kochać. Już nigdy nie doświadczymy miłości. Będę musiał zaakceptować tę prawdę. Nasze ciała… Nasze ciała opuściły nas dawno temu. Nie mamy już ciał. Nasze usta są zbyt wyschnięte, by całować, nasze pożądanie się wypaliło, ale to bez znaczenia! Liczy się to, że jesteśmy rodziną, towarzyszami życia. Pochodzimy z tych samych stron, wciąż żyjemy, i będziemy żyć dalej. Kto powiedział, że to nie jest miłość? Nie mógłbym znowu jej opuścić. Chcę być z nią cały czas, to moje jedyne pragnienie, nie chcę już przysparzać jej smutku. Zrobię, cokolwiek poprosi, byle tylko móc widzieć ją codziennie, byle tylko uśmiechała się do mnie. Dla tego strzępka nadziei chcę jeszcze raz upaść razem z nią, zanurzyć się w tej całej rozpaczy. Gdyby zechciała wyjść za kogoś za mąż – chcę, żebym to był ja.
Przemyślałem ten plan, ale nic nie powiedziałem. Nie ośmieliłem się. Porozmawiamy o tym rano przy kawie.
XII
1
Za moim oknem niebo. Dwa ptaki, jeden na drugim, wiszą w powietrzu. Odlatują w przeciwne strony, po czym znowu wpadają na siebie i znowu się rozłączają. Po chwili jednego z ptaków ogarnia pobudzenie. Najpierw jeżą się pióra na jego szyi, potem na całym ciele; gdy tak sterczą na wszystkie strony, widać, że są na wpół białe, na wpół czarne. Czub na ptasiej głowie też sterczy prosto do góry; ptak zaczyna szturchać nim tego drugiego. Z przodu oba ptaki wyglądają jak zwykła tokująca para, dwie białe kropki wewnątrz dwóch białych kręgów. Od drugiej strony za to widać dwie czarne kropki pośrodku dwóch czarnych okręgów. Na drzewie za oknem szary ptak buduje mały domek. Jedną ściankę wyłoży od wewnątrz liśćmi, drugą czerwonymi jagodami, trzecią zielonymi nasionami, a ostatnią krowim łajnem. Potem będzie czekał na swoją partnerkę. Czasami buduje pagodę z wielkiej sterty gałęzi, siada na szczycie i czeka. Od czasu do czasu zamiata do czysta równy, trawiasty grunt przed drzwiczkami swojego domku. Jeśli inny ptak przeleci obok, zrzucając po drodze listek albo pióro, a szary ptak podniesie ten dar w dziobie, to znaczy, że kocha tego ptaka, który przelatywał obok. Kiedy tamten wróci i będzie dalej przynosił liście albo pióra, ten szary będzie nadal je zbierał, aż wreszcie oba ptaki zaczną się kochać na trawiastej, równej ziemi pod gniazdem.
Właśnie przeleciał jakiś ptak. Wokół dzioba ma wzory: duże, ognistoczerwone koło z ognistoczerwoną plamką w środku i trzy małe żółte plamki, układające się w trójkąt – całość wygląda jak czerwona twarz z żółtymi oczami i ustami, podobna do twarzy dziecka. Ciało ptaka ma kolor szafirowy; srebrzystobiały ogon jest podzielony pośrodku na pół. Obie strony ogona są bardzo cienkie; z miejsca, w którym siedzę, wyglądają jak białe wstęgi, trzepocące z tyłu ptasiej sylwetki. Para ptaków wybrała sobie trochę dłuższą gałąź; jeden z nich usiadł na jednym końcu, drugi na drugim. Zaczęły w szybkim tempie dziobać gałąź, posuwając się jednocześnie wzdłuż niej, aż spotkały się dziobami pośrodku, po czym rozdzieliły się i dziobiąc, podążyły z powrotem na swoje poprzednie miejsca. Powtórzyły całą sekwencję jeszcze raz, i znowu, wykonując identyczne ruchy.
Zerwał się wiatr; liście opadają z drzew i fruwają w powietrzu. W okolicy rośnie mnóstwo drzew, ale tylko na tym, które jest moim ulubionym, widuję tyle ptaków. Jest weekend. Czy to możliwe, że ptaki też mają weekendy? Czy to drzewo jest miejscem ich weekendowych rozrywek? Dlaczego wszystkie wybrały to samo drzewo?
Czasami muszę oderwać się od ziemi, muszę poczuć się przepełniona miłością do całego świata, potrzebuję ekstazy; od czasu do czasu muszę czymś nakarmić swój mózg. Kiedy nie ma nic oprócz mnie i gwiaździstego nieba, a księżyc przypomina twarz dziecka, nie śmiem się do niego uśmiechać. Chyba też jestem dzieckiem. To dzieci są prawdziwymi obserwatorami tego świata.
2
To lukrowane miasto, rozmyte, lecz uwodzicielskie, gdzie prędkość samochodu rządzi moim nastrojem i szybkością uderzeń serca. Kiedy przyśpiesza, jest mi dobrze, gdy już nie wytrzymuję tempa, zwalnia. Taksówkarz puszcza muzykę, którą przyniosłam ze sobą; estakada staje się miękka, moje oczy wstają i kładą się z powrotem. Ciepłe, łagodne iskry opanowują pustkę; gdy gra muzyka, a krwistoczerwone rurki w mojej głowie zaczynają się roztapiać, czuję się, jakbym wstępowała w inną skórę.
Postanowiłam, że weekendowe noce będę spędzać w China Groove. Parter przypomina akwarium, zwykle grają tam ambient. Na zewnątrz jest wielki ogród, w którym panuje drum and bass. Na pierwszym piętrze mieści się kilka boksów, wyłożonych czerwonym aksamitem; grają tam hard house i trance. Mają tu paru dwudziestokilkuletnich szanghajskich didżejów, którzy muszą się nieźle nakombinować, żeby zdobyć jakieś płyty i marihuanę; czasami udaje im się dostać trochę ekstazy od znajomych prostytutek. Żuczek, Nunu, Kakao i ja bawimy się z nimi co weekend.
Gdy muzyka staje się wystarczająco pusta, bym mogła wejść do jej wnętrza i przyswajać ją na wszystkich poziomach, a powietrze jest naładowane elektrycznością, osiągam senny stan, którego, tak jak snu, nie da się opisać słowami. Nie muszę się poruszać, bo to muzyka porusza mną. Czasem w sali pojawia się księżyc i przynosi wieści, które przerażają mnie do głębi duszy, i tych wszystkich ludzi, którzy robią ze mnie błazna. Już nigdy się nie rozstaniemy; na zawsze pozostaniemy tak samo doskonali, tak samo zupełni.
Muzyka DJ – a Kinga jest jak psychoanaliza. DJ King sięga głęboko do wnętrza, ale nie stara się ci dogodzić – o wszystkim decyduje jego nastrój, a ty nie masz wyboru, musisz podążać za nim. Możesz dołączyć do niego w jakimś punkcie, lecz nie jesteś w stanie się tam zatrzymać – to niemożliwe. Król przekrzywia głowę – despotycznie, tajemniczo. Dla niektórych DJ King jest równie niebezpieczny, jak jego imię.