Trzymałam Jabłko. Jego ciało było wypełnione wodą. Miał spokojną twarz, a mnie nagle ogarnął żal z całego mnóstwa powodów. Poczułam, że nigdy go naprawdę nie rozumiałam. W powietrzu unosi się zapach dusz, ten zapach jest zawsze słodki, lecz dokąd ostatecznie podążają nasze dusze? Nie rozumiemy śmierci, nie rozumiemy samych siebie. Nie rozumiemy nawet naszych kochanków czy wieloletnich przyjaciół – bez względu na to, jak bardzo się do siebie zbliżamy, nigdy naprawdę nie docieramy do prawdy o sobie nawzajem. Jesteśmy skazani na samotność, na życie w chaosie, i nic, co do tej pory uczyniliśmy, nie ulży nam w naszej tęsknocie.
Jabłko powiedział mi kiedyś: „Powinniśmy razem pojechać do Tajlandii, usiąść w tej świątyni i czuwać nad ciałem osiemnastolatka. Przyglądalibyśmy się jego urodzie i młodości, obserwowalibyśmy jego rozkład tak długo, aż nic by już z niego nie zostało”.
Jabłko powiedział mi kiedyś: „Życie jest jak most, który łączy to, co było, z tym, co będzie. Wszystko w swoim czasie stanie się czystsze, bardziej wartościowe i klarowne”.
Jabłko powiedział mi kiedyś: „Póki istnieje chaos, poty będzie nadzieja na Prawdę i Piękno. To nasze ciała powstrzymują nas przed ich osiągnięciem”.
To bez znaczenia, bo niektórych ludzi nigdy nie da się naprawdę rozdzielić.
Chociaż jest jeden problem. Te wszystkie ubrania, które tak pieczołowicie wybierał, te wszystkie buty i biżuteria – czy już ich nie potrzebuje?
Zawsze, gdy o nim rozmyślam, słucham Chopina. Prawdę mówiąc, nie wiem, czy Jabłko w ogóle lubił Chopina. Nigdy o tym nie rozmawialiśmy.
Śmierć dała mojemu przyjacielowi imieniem Jabłko skrzydła anioła – będzie je nosił na wszystkich przyjęciach wydawanych przez przyjaciół.
Nie poszłam na pogrzeb Jabłka. Ale napisałam do niego liścik: „Nikt nigdy nie zdoła Cię zastąpić – tak jak Ty być ze mną i bawić się razem wszystkimi moimi zabawkami!”
Nie założyliśmy czarnych opasek, Jabłko, bo czarne opaski są zbyt konwencjonalne, a ty wolałbyś, żebyśmy wyglądali po prostu ładnie.
Jabłko, cieszę się, że cię znałam.
XVII
Śpię pośród ruin, wśród gruzu i popiołu.
To twoje piękno umarło.
Okno twojej duszy
Zmieniło się, stało się szczerze przejrzyste.
Nigdy nie wrócisz.
Nigdy nie wrócisz.
A może?
Mian Mian
Czułam spojrzenie czarnych oczu, wwiercające się w tył głowy, w miejsce, gdzie podmuchy porywistego wiatru rozdzielały moje włosy. Potem usłyszałam jego oddech, ciężki z powodu choroby. Kiedy się odwróciłam, jego ostatni krok osiadł jak popiół przed moimi oczyma. Kiwi miał na sobie długi kilt z czarnej skóry, który szargał się po podłodze, podobny do wielkiego czarnego wachlarza, do ciemnego wachlarza nocy.
Poczułam zapach jego wody kolońskiej i dotknęłam go, jakby mój smutek utracił swoją siłę.
„Nasz Jabłko odszedł!” – powiedziałam. „Księżyc przypomina twarz dziecka!”
Objął mnie i poszliśmy. Chciałam rozmawiać, ale on nie mógł się doczekać, aż będzie znowu pieprzył mój tyłek. Tym razem ból dotknął mojego serca.
Już nie rozmawialiśmy ze sobą przez telefon.
Kiedyś chciałam przelać całe swoje szaleństwo i zagubienie na tego mężczyznę, dlatego rozpaczliwie pragnęłam być kontrolowana. Kiedyś chciałam widnieć razem z nim na ulotkach rozrzuconych po całym Szanghaju. Kiedyś tęskniłam za miłością, która uwolniłaby mnie od słabości.
Ale ktoś rzucił klątwę na nasze drinki. Byliśmy zepsuci, potrzebowaliśmy chirurgów, którzy by nas naprawili.
XVIII
Saining pojechał na przedmieścia Pekinu, biorąc ze sobą nożyczki. Ściął sporo marihuany i przywiózł ją z powrotem. Codziennie siedzieliśmy, popijając mleczne koktajle. On za pomocą wiklinowego sita odsiewał nasiona, a ja siedziałam obok niego i skręcałam. Pracowałam trochę, po czym wypalałam jointa i piłam koktajl. Znowu chwilę popracowałam, wypalałam następnego jointa, a potem szliśmy pospać. W tym mieście brak ładnych widoków, ale mamy muzykę.
Dziś Saining ugotował rosół, do którego wrzucił najróżniejsze chińskie zioła lecznicze. Kiedy skończyliśmy jeść, powiedziałam:
– Saining, pobawmy się w pojedynek didżejów, dobra? Ja puszczę coś na górze, a ty na dole. Najpierw ty zagrasz, potem ja, i tak dalej. Zgoda?
Zaczęliśmy puszczać płyty. Robiliśmy to przez bite pięć godzin, nie przerywając nawet na minutę.
Potem poszłam się wykąpać. Po kąpieli zauważyłam, że Saining czatuje z kimś przez Internet.
– Mogę się przyłączyć? – spytałam.
Saining przedstawił mnie tej osobie, a potem oznajmił, że idzie się wykąpać. Kiedy wyszedł z łazienki, powiedziałam:
– Już mi się nie chce w to bawić.
– Dlaczego? – spytał. – Mieliśmy pogadać razem.
– Nie chce mi się w to bawić. Chcę pooglądać DVD.
Saining natychmiast zszedł na dół i usiadł obok mnie. Widziałam po jego minie, że się złości, więc wyłączyłam komputer i spojrzałam na niego.
– Dlaczego uważasz, że to zabawa? Nie rozumiesz, że tam, na drugim końcu, jest inna istota ludzka? – powiedział Saining.
– Nie bierz tego tak serio. Ja też nie uważam tego za zabawę. Tak mi się powiedziało. Nie chcę się w to bawić, bo nie przywykłam do tego, że nie słyszę ani nie widzę osoby, z którą rozmawiam.
– To czemu ciągle używasz słowa „bawić się”?
– To tylko słowo. To bez znaczenia.
– Nie wierzę ci za grosz, że ot, tak sobie mówisz coś, co nie ma żadnego znaczenia.
– Przepraszam. Naprawdę mi przykro.
– Nie potrzebuję twoich przeprosin, ale uważam, że powinnaś zastanawiać się nad tym, co mówisz.
Saining był pięknym młodym mężczyzną – w dawnych czasach nawet jego gniew był piękny Ale ostatnio z jakiegoś powodu z trudem znosiłam jego złość i ogarniała mnie rozpacz.
Gniewał się na mnie przez całą resztę wieczoru. Kiedy szliśmy spać, powiedziałam:
– Saining, nie gniewaj się. Czy nie mówiłeś zawsze, że w swoich opowiadaniach powołuję cię do życia? Więc teraz obiecuję, że napiszę dla ciebie książkę. Wiem, że pisanie jej doprowadzi mnie do płaczu. Nie wpadłam na ten pomysł dzisiaj – zdecydowałam się już jakiś czas temu i jeśli nie będę płakać przy tej książce, wcale jej nie wydam. Dobrze? Zgadzasz się?
– Czy to będzie o mnie? – spytał Saining.
– Będzie o tym, jak wszystkie grzeczne dzieci dostają cukierki.
– To obiecaj mi, że nie będziesz próbowała na niej zarabiać.
– O co ci chodzi?
– Nie chcę, żebyś się popisywała moim kosztem.
– To wszystko, co zrozumiałeś z mojego pisania? W takim razie poniosłam klęskę.
– Ty sama jesteś klęską. Nie mówisz prawdy.
– W pisaniu nie chodzi o mówienie prawdy.
– To nie jest z ciebie żadna pisarka.
– Nie bądź okrutny, Saining. Zanim przeleję cokolwiek na papier, muszę zostać zraniona. Staram się wyrazić siebie. Nie ma obowiązku czytania wyników czyichś prób wyrażania siebie. Pisanie jest czymś, co daje mi siłę do życia. To praca, która jest pełna uczuć, to rodzaj miłości i jedna z najłatwiejszych rzeczy na świecie – rzeczy łatwe potrafią przynosić wyzwolenie. Wszyscy żyjemy bardzo mizernym życiem i zdarza nam się kochać tych, którzy nie zasługują na naszą miłość. Pisanie jest po prostu jedną z rzeczy, które można robić. Nie istnieje absolutna prawda ani fałsz; pisanie nie może mi zagwarantować bezpieczeństwa. Tak jak ty, kiedy komponujesz muzykę – nie mogę udowadniać, że jestem szczera, wkładając „szczerość” w to, co piszę. Różnica między nami polega na tym, że ja wydałam swoje książki, a ty nie wydałeś swojej muzyki. Jedynie tym się różnimy.