Zaczął od legalnego portu. Widziałem, jak nacina skórę wokół, ale moje ciało zdawało się obce i nie czułem najmniejszego bólu. Majstrował chwilę, po czym zacmokał niezadowolony.
– Poszedł rdzeń złącza. Nic z tym nie zrobię, będzie trzeba, że tak powiem, wymienić całość. Powiesz mi wreszcie, jak udało ci się tak urządzić?
– Nie możesz wydłubać mi całego portu, przecież numer seryjny i adres fizyczny są zapisane w bazie RepTeku. – Mówiłem trochę niewyraźnie, ale chyba zrozumiale, bo rzeźnik pokiwał tylko głową.
– Mówiłem ci już, u mnie masz usługę najwyższej jakości. Razem z Phinem opracowaliśmy technikę kopiowania portów, nikt się nie zorientuje. Nadpiszemy numery i cały ten szajs. – Poczułem lekkie szarpnięcie i zobaczyłem, że Kabel trzyma w rękach zakrwawione gniazdko, które jeszcze przed chwilą było częścią mnie.
Podał je sanitariuszowi, ten odszedł gdzieś na bok, usłyszałem szum wody, a po chwili piski komputera.
– W międzyczasie rzućmy, że tak powiem, okiem na te implanty – powiedział, ponownie biorąc do ręki skalpel i upiornie mrugając do mnie sztuczną soczewką.
Czas płynął powoli, wyznaczany kolejnymi ukłuciami i nacięciami. Kabel pracował sprawnie i w skupieniu. Rzeźnik od czasu do czasu mamrotał coś do siebie, dziwiąc się skali zniszczeń w moich instalacjach. Phin przyniósł lśniący nowością port w legalnym rozmiarze, według zapewnień: „że tak powiem, oficjalnie identyczny”. Obraz szpitalnej lampy przed oczami zawibrował w rytm przewiercającego moją czaszkę chirurgicznego wiertła, Kabel zabrał się do mikroimplantów w korze mózgowej. Przez niewielki otwór usunął uszkodzoną elektronikę, widziałem, jak sanitariusz podaje mu nowe części. Kalibrował urządzenia w trakcie instalacji, na przemian każąc mi oddychać i nie oddychać, mrugać oczami, otwierać usta i mówić losowo wybrane frazy. Gdy skończył, nałożył mi na oczy gogle z wyświetlaczem. Uderzyła mnie seria błysków i atonalnych pisków dostrajających. Później zabrał się do nielegalnego portu, wymieniał okablowanie i elektronikę obwodową.
Nie wiem, czy spędziłem na stole kilka godzin, czy dni, upływające sekundy rozciągały się w nieskończoność wraz z powolnym kapaniem kroplówki.
– Myślę, że to, że tak powiem, wszystko. – Westchnąłem z ulgą, słysząc, jak Kabel wypowiada te słowa, ocierając pot z czoła. – Zabezpiecz plazmą cięcia i możemy go cucić.
Phin zbliżył się z czymś przypominającym pistolet lakierniczy i zaczął metodycznie nakładać galaretowatą maź na wszystkie miejsca, w które ingerował rzeźnik. Ta substancja nie tylko przyspieszała gojenie, ale przede wszystkim zapobiegała odrzuceniu wszczepów przez organizm.
Potem nadeszła pora na zastrzyk wybudzający. Odłączyli kroplówkę i wtłoczyli mi w żyły mlecznobiałą mętną substancję. Poczułem, jak w górę naczyń krwionośnych wędruje chłód, który rozlewa się w mózgu. Kilka sekund później uderzył ból. Wszystkie te cięcia i ukłucia zawyły cierpieniem, mięśnie napięły mi się gwałtownie.
– Wybacz, musimy mieć cię w pełni, że tak powiem, czującego – powiedział Kabel przepraszającym tonem. – Inaczej nie da się ocenić, czy wszystko działa. Później dostaniesz coś jeszcze.
Stęknąłem głucho w odpowiedzi. Rzeźnik wpiął wtyczkę w mój nowy legalny port, świeża rana wokół zapłonęła na chwilę ostrzejszym bólem.
– Zrobię standardową diagnostykę, możesz poczuć implanty.
Trochę czasu zajmuje, zanim system nerwowy przyzwyczai się do wszczepu. Czułem nie tylko mikroimplanty, ale właściwie wszystko, co Kabel mi wymienił. Płynące nanokablami impulsy mrowiły pod skórą, zakończenia obwodowe i centralne pulsowały lekko, zdawało mi się, że wszczep w rdzeniu kręgowym robi się cieplejszy.
– Ból powinien się, że tak powiem, zmniejszać. – Rzeźnik nie odwracał głowy od ekranu. – Elektronika zaczyna stymulować twój układ endokrynny, stopniowo uwalniają się endorfiny i kortyzol.
– Skąd ty znasz takie mądre słowa? – zakpiłem, choć faktycznie czułem się nieco lepiej i jakby weselej.
– Dużo czytam – odparł poważnie.
Miejsca chirurgicznej ingerencji zupełnie przestały boleć. Kabel odwrócił się do mnie i musiał zauważyć moje zdziwienie, bo pospieszył z wyjaśnieniami:
– Nowy system jest, że tak powiem, lepiej zintegrowany. Na bieżąco skanuje kondycję organizmu i stymuluje nerwy i hormony. Mówiłem ci, za tę cenę towar najwyższej jakości. – W jego głosie pobrzmiewała duma.
Zastanowiłem się przelotnie, czy to rozwiąże moje problemy z migrenami i czerwoną poświatą. Mógłbym odstawić wtyczki od Wiz.una. Albo i nie.
– Phin, sprawdź jeszcze alternatywny port, potem uruchomimy interfejs.
Diagnostyka systemu przebiegła pomyślnie, wszystkie wszczepy działały.
– Gotowy? – zapytał Kabel, unosząc palec nad klawiaturą.
Odruchowo zacisnąłem zęby, mruknąłem twierdząco.
Kliknięcie klawisza i w mojej głowie ożywa program. Przed oczami błyskają sekwencje startowe nowego kodu, dane płyną w zawrotnym tempie. Mruga sunący szybko pasek postępu, nagle zatrzymuje się na poziomie siedemdziesięciu dwóch procent.
– Co, do, że tak powiem, kurwy nędzy... – mruczy klepiący w przyciski rzeźnik. – Jakieś szczątkowe... o, już mam.
Obraz pod powiekami znika na ułamek sekundy, rogaty stwór skacze w moją stronę, ciałem wstrząsa niekontrolowany dreszcz. Wszystko znów się rozmywa, instalacja softu kończy się tak szybko, jak się zaczęła. Jeszcze przez kilka sekund widzę krótki komunikat: „Aktualizacja ukończona”.
– Masz tam nowe menu, będziesz musiał je sobie spersonalizować – powiedział Kabel, świecąc mi w oczy latareczką.
Już po kilku chwilach zdałem sobie sprawę, jak szybki jest nowy interfejs. Rzeźnik słono liczył za swoje usługi, ale faktycznie dostarczał rozwiązania najwyższej jakości.
Podczas gdy eksplorowałem nowy system, rozległo się brzęczenie stojącego pod ścianą multiterminala. Zdziwiłem się trochę, choć w sumie to zrozumiałe, że podciągnęli sobie komunikację do nielegalnej kliniki. Skoro Kabel nie wychodził już na powierzchnię, urządzenie było jego jedynym kontaktem ze światem. Ciekawe, jak je maskowali, żeby nie widniało w spisie RepTeku.
Kabel zniknął mi z pola widzenia, usłyszałem bzyczenie uruchamianego holo.
– Masz go jeszcze na stole?
– Ciebie też, że tak powiem, miło widzieć, Link.
– Przełącz mnie na tryb prywatny.
Przez chwilę nic nie słyszałem. Pewnie gangster coś wyjaśniał, poczułem lekkie ukłucie niepokoju.
– To niemożliwe, Link. Pomijając aspekty czysto techniczne, taka integracja jest zwyczajnie nierealna. Struktura ich kodu wyklucza, że tak powiem, jakiekolwiek połączenie – tłumaczył Kabel nieco zdziwionym głosem. – Poza tym gdzie niby miałby go mieć? Wymieniłem mu prawie cały system.
– Dobra, nie wkurwiaj się tak – dodał po chwili. – Sprawdzę to, ale nie oczekuj zbyt wiele. Tak, tak, zgram na izolowany nośnik.
Rzeźnik wrócił do stołu, pochylił się i przyjrzał mi uważnie. Sztuczna soczewka kilkakrotnie zmieniła kolor, jakby coś skanowała.
– Link twierdzi, że masz coś, co należy do niego – powiedział po chwili. – Jakieś, że tak powiem, dane.
– Dostał wszystko, co miałem – odparłem szybko. – Zresztą, jak sam powiedziałeś, większość elektroniki miałem usmażoną.
– Mimo wszystko pozwolisz, że rzucę okiem.
Nie miałem innego wyjścia. Wzruszyłbym ramionami, gdyby nie to, że wciąż leżałem przypięty pasami do stołu. Gangsterowi na pewno coś się pomyliło.
Wciąż nie mogłem wyjść z podziwu, jak jednym zleceniem udało mi się skomplikować sobie życie. Niech Kabel się przekona, że nie mam żadnych danych. Link się odczepi, a ja pójdę do Wiz.una. Byłem ciekaw, jak mój nowy system zareaguje na rekreacyjne wtyczki od szamana.
Kabel podpiął mnie do innego komputera. Na obraz, który widziałem, nałożył się interfejs programu ekstrakcyjnego.
– Boisz się, że coś ukryję? – zapytałem z wyrzutem.
Ta aplikacja omijała osobiste menu i wyciągała dane niezależnie od woli podpiętego.