– To się, kurwa, jeszcze okaże – zaprotestował Sidth. – Chyba nie myślisz, że możesz sama podjąć taką decyzję?
Dziewczyna zmierzyła go lodowatym wzrokiem. Haker nie wytrzymał spojrzenia i spuścił oczy.
– Nie wkurwiaj mnie, bo jeszcze sobie przypomnę, z jakiej pierdolonej zapchlonej nory wyciągnęłam ciebie – warknęła.
– Chłopak ma rację, nawet nie mam jak wam zapłacić.
– Odrobisz, przyda nam się spec od kabelków – Gart poparł siostrę.
– Ta, możesz zacząć od naprawy MedBota – mruknęła Telsi. – Chociaż nie, najpierw cię podepniemy i sprawdzimy, co faktycznie siedzi w twojej instalacji. Co ty na to?
Nie czekając na moją odpowiedź, Wirion ruszył do bocznego korytarza. Naprawdę chciałem się czymś zająć, więc bez wahania podążyłem za nim.Warsztat hakerów był urządzony w jednym z bocznych pomieszczeń. Wbrew temu, czego oczekiwałem, panował tu porządek. Komputery i osprzęt w różnym stadium zdekompletowania leżały na regale pod ścianą, śrubokręty wisiały na haczykach, inne narzędzia poukładano w odpowiednich korytkach zamocowanych do dużego roboczego stołu. Gdy rozbłysły dodatkowe diody, przyjrzałem się temu, co leżało na blacie. Już na pierwszy rzut oka widziałem, że ktoś tu montuje naprawdę mocny sprzęt.
– To taki mój drobny projekt – rzucił Wirion nerwowo i chciał schować niedokończoną maszynkę.
– Mogę spojrzeć?
Zawahał się, ale w końcu przyzwalająco skinął głową. Obejrzałem elektronikę i aż zagwizdałem z podziwu. W stalowej otwartej ramie zamocowano płytę główną złożoną z kilku lub kilkunastu innych. Były tu rozmaite części różnych komputerów, nawet elementy multiterminali RepTeku. Wszystko połączone dość logicznie, a przede wszystkim nowatorsko.
– Te procesory... jak ci się udało...? – mruczałem, przyglądając się dziwacznie spiętym układom.
– Tam obok jest moduł sterujący. Miał sporą moc, ale jeszcze go trochę podkręciłem – odparł chłopak z dumą.
Chyba właśnie znaleźliśmy wspólny język.
– Nieźle. Jak to skończysz, będzie wspaniały zestaw. – Pokiwałem głową z uznaniem. – Co z nim zrobisz?
– Słuchaj, nie obraź się, ale nie jesteś jednym z nas. – Wirion nagle spoważniał. – Jak Nikthi się zgodzi, wtedy ci powiem.
Uprzątnął stół i zabraliśmy się do pracy – dwóch druciarzy w piwnicy. Przez kilka godzin skręcałem i lutowałem przewody, stawiałem mostki, wpinałem kondensatory i układy. Proste, znane mi ruchy jak zawsze uspokajały, zapach kalafonii przyjemnie drażnił nozdrza. Na jakiś czas zapomniałem o cyfraku, Linku, zabezpieczeniu i całej reszcie.
Lekarka hakerów uruchomiła MedBota, uszkodzone ramię drgnęło spazmatycznie. Wstukała na klawiaturze jakieś komendy, pomruczała pod nosem i w kilku miejscach na ciele podpięła mi bioczujki. Wirion włączył złożony przez nas komputer, weteranka MedCoru poświęciła chwilę na jego konfigurację.
– Gotów? – Odwróciła się do mnie, trzymając niewielką wtyczkę, której przewód kończył się w gnieździe składaka.
– Nie bardzo.
– To świetnie. – Nie zwróciła uwagi na moje obawy. – Połączysz się, uruchomisz diagnostykę. Potem kontrolę przejmie nasz program, zrobi ci kompletny skan. Dane pójdą na dysk.
Kiedy o tym mówiła, wszystko wydawało się proste. Problem w tym, że nie widziała jeszcze mojego dzikiego lokatora w akcji.
Chwilę obracałem pozłacany walec w palcach. Wpinałem się do maszyn lub podłączałem sobie różne świństwa już tyle razy, a mimo to teraz czułem irracjonalny lęk. W końcu nie mogłem już dłużej zwlekać. Wtyczka z cichym kliknięciem zaskoczyła w niewyrobionym jeszcze legalnym porcie.
Zawsze najpierw czuję to mrowienie. Jakby słaby prąd elektryczny pulsował wokół złącza, aktywując instalację i drażniąc synapsy. To przyjemne nawet przy zwykłym połączeniu, a w przypadku cyfrowych dragów niemal ekstaza. Chwilę potem ciepło wędruje wzdłuż nanokabli i pod powiekami rozjarza się interfejs głównego menu.
Nie miałem czasu skonfigurować systemu, więc wszystko wygląda nieco topornie. Domyślne menu, dziesiątki niepotrzebnych opcji. Grzebię w tym chwilę, wreszcie znajduję polecenie autodiagnostyki. Dodaję funkcję sprzęgu z zewnętrzną maszyną, uruchamiam zapis na dysk i startuję proces.
Pole widzenia zalewają przesuwające się komendy, linie kodu, co kilka sekund pojawia się sunący szybko pasek postępu. Komputer, do którego jestem wpięty, cichym piknięciem oznajmia rozpoczęcie rejestracji. Błyska mi czerwone ostrzeżenie o błędzie, lecz znika zbyt szybko, żeby je odczytać. Pewnie nic wielkiego, sprawdzę to potem w logu.
Diagnostyka zbliża się do końca, widzę zapytanie systemowe. Żądanie dostępu urządzenia zewnętrznego. To maszyna, którą pomagałem składać, chce zrobić skan, tak jak mówiła Telsi. Zezwalam. Znów zbyt szybki, czerwony komunikat. Proces gwałtownie przyspiesza, linie kodu i komendy nagle stają się niezrozumiałe.
– Widzisz to?! – Nie rozpoznaję głosu dobiegającego gdzieś z boku.
Serce zaczyna mi walić jak szalone. Chcę coś powiedzieć, ale nagle pod czaszką narasta ogłuszający ryk. Chyba zaczynam dygotać, kod miga mi przed oczami z prędkością stroboskopu. Potem gaśnie światło.
Swąd przypalonej izolacji i jakichś chemikaliów to niezbyt przyjemna mieszanka. Jeśli do tego zaraz po otwarciu oczu świat wokół zakołysze się gwałtownie, by naraz fiknąć kozła, ciężko utrzymać treść w żołądku. Przynajmniej tak to sobie później tłumaczyłem.
– No pięknie... – skwitowała Telsi, gdy obróciłem się na bok i zwymiotowałem na podłogę.
– Rzyga, znaczy się żyje. – Sidth z obrzydzeniem patrzył, jak ocieram usta.
– Co się stało? – wymamrotałem, gdy zawroty głowy nieco osłabły.
– W ciągu dwóch dni uszkodziłeś mi MedBota i zjarałeś komputer. – Lekarka wskazała dymiące jeszcze szczątki maszyny, do której byłem podpięty. Wirion pochylał się nad złomem i grzebał w nim śrubokrętem. – Do tego jeszcze nasyfiłeś w gabinecie. Chyba wystawię ci rachunek.
– Mam niezłe ubezpieczenie – mruknąłem, przyjmując od niej z wdzięcznością kubek wody.
– Tylko gotówka. – Żartobliwie pogroziła mi palcem. – Ale do rzeczy. Co pamiętasz?
Usiadłem na łóżku i wziąłem głęboki wdech.
– Włączyłem autodiagnostykę. Szło dobrze, mignęło jakimś błędem, ale zbyt szybko. Potem zezwoliłem na zewnętrzny dostęp. Później...
– Obudził się cyfrak – dokończył za mnie Gart.
Skinąłem głową i zadygotałem lekko na wspomnienie ogłuszającego ryku.
– Wszystko wymknęło się spod kontroli i straciłem przytomność.
– Technicznie rzecz biorąc, dostałeś ataku – doprecyzowała Telsi. – Podobnego do padaczki. Zrobiłam ci badanie aktywności elektrycznej mózgu i obwodowe, gdy byłeś nieprzytomny.
Sądząc po jej minie, nie miała dobrych wiadomości. Stojąca za nią Nikthi patrzyła na mnie z troską. Niezręczne milczenie mąciły tylko stuknięcia narzędzi Wiriona kombinującego przy wraku.
– Powiesz mi wreszcie? – nie wytrzymałem.
– Nie widziałam jeszcze czegoś takiego. – Poczułem nagły ciężar w pustym przecież żołądku. Jeśli słyszysz takie zdanie od weteranki MedCoru, nie może być dobrze. – Wygląda na to, że coś na chwilę przejęło twój układ nerwowy, zamieniając go w rodzaj... biokomputera? Nie wiem, jak inaczej to nazwać. Po prostu nie tylko wszczepy, implanty i kable brały udział w połączeniu, także twoje nerwy, synapsy i mózg. Popatrz tutaj.
Na ekranie MedBota wyświetlił się zarys mojej sylwetki. W całym jej obrębie szybko migały niebieskie linie. Zapalały się i gasły w nieregularnym rytmie.
– Tak działała twoja bioelektryka krótko po ataku.
– Innymi słowy, cyfrak siedzi mi w tkankach, a nie w instalacji? – upewniłem się.
– Tak obstawiam. To wyjaśniałoby, dlaczego został po wymianie wszczepów u Kabla.
– Wyjaśniało?! – Nagle się wkurzyłem. – Przecież to w ogóle niemożliwe!
– Wiem – odparła Telsi spokojnie. – Co więcej, widać ślady, czy raczej tendencję do pewnej... ekspansji.