– Za ostro pogrywasz. Czekaj, spróbuję.
Wywołała niedużą konsolkę systemową opatrzoną logo DTeku, przebiegła palcami po klawiaturze. Sidth wrócił do systemu, mrucząc pod nosem jakieś przekleństwa.
– Kupiłam trochę czasu, ale nie guzdrajcie się – powiedziała dziewczyna. – Przekierowałam część ruchu, robię sztuczny tłum.
– Nic tu nie ma! – pieklił się Gart, włamujący się właśnie do kolejnego katalogu. – Same śmieci.
– Widzę łącze z wewnętrznym serwerem. – Sidth udowadniał swoje umiejętności. – Nawet nie bardzo starali się je ukryć.
– Poczekaj, nie skończyłem tutaj – zastopował go skrzypek. – Mocne zabezpieczenie, jakiś rodzaj enkrypcji. Nie mogę się dobrać.
– Pospieszcie się, chłopcy – upomniała hakerka.
Linie kodu na ekranie Garta przewijały się szybko, lecz okno logowania nadal wyświetlało piktokgram zamkniętej kłódki. Zdałem sobie sprawę, że zaciskam zęby, bo wiedziałem, co się zaraz stanie.
– Neth? – rzucił Gart, nie odwracając się od monitora.
Kiwam głową, choć nie może tego zobaczyć. Głos więźnie mi w gardle, przez głowę przelatuje potok myśli. To może być moje ostatnie połączenie, cyfrak usmaży mi mózg. Mam nadzieję, że przynajmniej czegoś się dowiedzą. Wtyczka w ręku Telsi pobłyskuje złotem, z lekkim oporem zaskakuje w świeżym porcie. Weteranka MedCoru patrzy na mnie i bierze do ręki strzykawkę z adrenaliną.
Tym razem mrowienie nie promieniuje od gniazdka, tylko błyskawicznie rozlewa się po całym ciele przez sieć nerwów splecionych z nanokablami. Wywołuję główne menu mojego interfejsu. Wszystko tu jest surowe i niedopasowane, od czasu instalacji nie miałem jak tego spersonalizować. Kilka sekund zajmuje mi odnalezienie połączenia z maszyną skleconą przeze mnie i Wiriona. Śledzę ruchy Garta, trafiam na zabezpieczenie, na którym utknął. Nie próbuję nawet łamać hasła, staram się odkryć strukturę samego mechanizmu. Kod wygląda na skomplikowany, zdecydowanie przerasta moje umiejętności. Cyfrak jak na złość się nie pojawia. Powinienem go wywołać, ale nie wiem nawet, jak się do tego zabrać. Właśnie mam oznajmić, że nic z tego, gdy pod moją czaszką rozlega się narastający ryk. Interfejs i konsola systemowa znikają, utkany z obłoków kodu rogaty stwór wypełnia na moment moje pole widzenia. Zaskoczony rzucam się w fotelu, chyba przegryzam wargę, bo usta wypełnia mi metaliczny posmak krwi. Wpijam się palcami w poręcze, mam wrażenie zupełnego braku kontroli. Nanokable i implanty zdają się rozgrzewać, myśli się rozbiegają, trwa tylko bojowy okrzyk zdziczałego kodu. Nagle hałas słabnie, czuję, jak coś opuszcza moje ciało. Nie całkowicie, część pozostaje, lecz cyfrak znika mi sprzed oczu, przepływając przewodem do komputera hakerów. Moje tętno nieco zwalnia, z opętańczego na bardzo szybkie. Spazmatycznie łapię oddech, pod zamkniętymi powiekami widzę kawałki menu poprzetykane fragmentami gołego kodu.
– Oż kurwa! – dobiega gdzieś z boku, ale nie potrafię stwierdzić, czyje to słowa. – Szybki jest. Rozjebał... czekaj, nie wiem, co dalej, mam dane, ale...
– Dobra, daj mu w tym grzebać, ale ściągaj...
– To nie to! Sidth, wpuść go na łącze do wewnętrznego!
– Jak niby, kurwa, mam to zrobić?! Jebaniec lata, gdzie chce, odłączył mi... a nie, czekaj...
– ...próbuj łamać... to go przyciąga... – udaje mi się wydukać, krew z przegryzionej wargi cieknie po brodzie.
– Słyszałeś? Łam dostęp!
– Kurwa jebana, co za popierdolony... Znalazł!
Fala gorąca wypełnia moje ciało, jakby wrzątek płynął kablem, którym jestem wpięty. Serce znów przyspiesza, cyfrakowi nie wystarcza moc obliczeniowa maszyny, sięga do moich rezerw. MedBot piszczy głośno, w mięsień uda wbija się igła strzykawki. Łatwiej mi oddychać, ale wrażenie gorąca narasta, stając się nie do wytrzymania. Umysł rozjaśnia się nieco, przynajmniej na tyle, żebym wiedział, że nic nie mogę zrobić. Stwór przejął kontrolę, teraz jestem tylko jego procesorem. Przed oczami wybuchają jasne błyski, w głowie zamiast ryku słyszę niskie buczenie.
– Wypierdolił, Gart, ściągaj!
– Idzie, ale nie wiem co... zakodowane dane...
– Czekaj, kurwa! Co ten jebany... Rozpierdala im serwer! Odłącz go!
– Dziesięć sekund!
– Teraz, kurwa, zostawi ślady!
– Moment! Już, Telsi, wypinaj go!
– Najpierw zakończ połączenie! Inaczej zrobisz z niego warzywo!
– Dobra, rwij!
Rozdzierający ryk z jakiegoś powodu nie zagłuszył dźwięku wyciąganej z portu wtyczki. Jasność pod powiekami zwęziła się do kreski, potem do punktu, by w końcu zgasnąć razem z moją świadomością.
Zdecydowanie zbyt często oglądam sufity, pomyślałem zaraz po otwarciu oczu. Leżałem na kozetce w gabinecie Telsi, który również odwiedzałem częściej, niżbym chciał. Obok łóżka stał MedBot, przywleczony tu zapewne przez Marbela. Byłem oklejony czujnikami i podłączony do kroplówki. Robot zapiszczał cicho, ekran ożył, pokazując ogólną diagnostykę mojego stanu. Większości komunikatów nie rozumiałem, ale „dziewięćdziesiąt dziewięć procent szans na przeżycie” brzmiało całkiem nieźle.
– Witamy ponownie wśród żywych. – W drzwiach stanęła Telsi i przyjrzała mi się uważnie. – Odłączenie wtyczki pozbawiło cię przytomności, a właściwie zrobił to cyfrak, przeciążając twój układ nerwowy. Byłeś na pograniczu katatonii, mózg zaliczył całkowite odcięcie. Szczerze mówiąc, miałam wątpliwości, czy z tego wyjdziesz. W pewnym momencie zapomniałeś nawet o oddychaniu, stanęła akcja serca. Wpadłam do gabinetu, żeby cię reanimować, ale... zrobiłeś to sam.
– Rzuciłeś się na łóżku, raz i drugi, coś jakby poraził cię prąd. Potem serce ruszyło. Pierwszy raz widziałam coś takiego – dodała, patrząc mi w oczy. – Pompowałam w ciebie elektrolity, ale nie mogłam zrobić nic więcej. Tymczasem implanty zaczęły powoli stymulować ciało i nerwy do pracy. Czujniki MedBota całkiem zwariowały, nie potrafiły rozpoznać, co się właściwie dzieje.
– Czyli cyfrak, który o mało mnie nie zabił, przywrócił mnie do życia? – upewniłem się. – Czy to oficjalna diagnoza?
Wzruszyła ramionami.
– Innej nie mam. Mam za to ostrzeżenie. Kolejne podłączenie może cię zabić. Na dobre.
Żadnych więcej połączeń. Ciekawe, jak to zrobić. To zupełnie jakby być upośledzonym, móc korzystać tylko z karty i klawiatur zamiast najszybszej, bezpośredniej formy łączności z maszynami. W Polis, całkowicie zależnym od technologii, taki człowiek jest niemal pariasem. W sumie nie powinienem się tym martwić, i tak już ogłosili mnie mutantem, a to, zdaje się, cięższy kaliber.
– Inna sprawa, że cyfrak czasem aktywuje się spontanicznie, nawet bez połączenia. – Telsi kolejny raz udowodniła, że jednak jest się czym martwić.
– Świetnie. – Nie wiedziałem, co innego mógłbym powiedzieć. – Udało się chociaż czegoś dowiedzieć?
– To raczej pytanie do Garta. Chodź, wszyscy się ucieszą, widząc cię na nogach.
Ostrożnie wstałem i zrobiłem kilka kroków. Jak na kogoś, kto niedawno był reanimowany, czułem się całkiem nieźle. Właściwie zupełnie dobrze. Podkręcone implanty działały naprawdę niesamowicie. Poszedłem za Telsi do kuchni, reszta ekipy siedziała przy stole.
– Proszę, witamy wśród żywych! – krzyknął skrzypek na mój widok.
– Ten tekst już dziś słyszałem – mruknąłem, udając niezadowolenie. Zauważyłem, że usta Nikthi rozciągnęły się w uśmiechu. – Czy moja śmierć nie poszła na marne?
– Tak i nie, ciężko stwierdzić – powiedział Gart. – Pobraliśmy sporo danych. Część z publicznego serwera, te udało się przeanalizować. Przydadzą się, ale nie ma w nich bezpośrednich dowodów na to, że RepTek planuje Aktualizację 2.0.
– A co tam jest?
– Większa część to rozkład jazdy pociągów przyjeżdżających i opuszczających Polis i związane z tym pierdoły – do rozmowy włączył się Sidth. – Harmonogramy dostaw, żywność, leki. Tabele sprzętu przysyłanego do naprawy, koszty, wyliczenia. Informacje sporo warte, jeśli wiesz, komu je sprzedać.