Выбрать главу

– To nie wszystko, są też pewne poszlaki. Między innymi informacje o drobnych aktualizacjach przygotowywanych przez firmę. Bardzo szczegółowo to rozpisali.

– Aktualizacje osobistych softów? – zainteresowałem się. – Dość dziwne, zwykle robili to większymi partiami i wcześniej ogłaszali.

– Tym razem ma być nieco inaczej. – Na ustach skrzypka błąkał się triumfalny uśmieszek. – Chcą zrobić serię drobnych zmian, ale nie od razu w całym Mieście.

– Próba kontrolna – rzuciłem domyślnie. – Dogrzebaliście się, co jest w tych aktualizacjach?

– Właściwie nic takiego, w tym problem – odparł Gart. – Jakieś drobne sprawy, przyspieszenie łącza, optymalizacja implantów. Nic niepokojącego.

– Chyba że to przygotowywanie gruntu...

– O tym samym pomyślałem.

– Wewnętrzny serwer? – zapytałem, bo intrygowało mnie, dla jakich danych ryzykowałem życie.

– Tu jest, kurwa, jeszcze śmieszniej – powiedział Sidth. – Ściągnęliśmy całkiem sporo, przynajmniej objętościowo, tyle że wszystko w chuj zaszyfrowane. Twój cyfrowy koleżka nieźle się wkurwił, widać nie lubi szyfrów i zamkniętych drzwi.

– Zaczął łamać szyfr?

– Dupa tam, on tak nie działa. Zaczął go rozpierdalać.

– Ale coś ściągnęliście? – upewniłem się. – Nie zniszczył wszystkiego?

– Tak, mamy trochę danych – potwierdził Gart. – Ten kod to chyba wyzwanie nawet dla niego. Tylko... kiedy cyfrak wpadł na wewnętrzny serwer, zobaczył, że wszystko jest zakodowane, zaczął niszczyć co popadnie. Sieć w dwóch dzielnicach padła na cztery godziny.

Ciszę, która zapadła po tych słowach, można by kroić nożem. Wszyscy myśleliśmy to samo, analogia do dawnej burzy nasuwała się od razu. Cztery godziny to nie tak znów dużo, ale słabsi psychicznie mieszkańcy mogli nie wytrzymać. Czy z naszego powodu ktoś odebrał życie sobie lub bliskim? Jeden? Dziesięciu? Ilu? Pytania, których lepiej sobie nie zadawać, sprawy, o których lepiej nie myśleć.

Wiatr na zewnątrz wył i szumiał, jakby ostatecznie zdecydował się zetrzeć Polis z mapy, zamieniając je w gigantyczną wydmę ze sterczącą ponad piachem Wieżą.

– Co dalej? – zdecydowałem się przerwać nieprzyjemne milczenie.

– Zależy, o co pytasz. – Nikthi z cichym westchnieniem weszła w rolę dowódcy. – Gart i Sidth próbują rozszyfrować to, co zdobyliśmy, ale idzie im opornie. Jeśli chodzi o twoją sytuację... czekamy, aż skończy się burza. Wyślemy analizę do Enklawy, kiedy się z nami połączą, zobaczymy, co powiedzą. Tymczasem lepiej, żebyś nie podłączał się bezpośrednio, ale tego chyba nie muszę ci mówić.

Czteroręki stwór złapał właśnie mojego boga piorunów dolnymi (czy raczej środkowymi) kończynami i zaczął okładać pięściami z uporem godnym lepszej sprawy. Kiedy wreszcie mnie puścił, czy raczej rzucił o ścianę, mój pasek życia składał się ze znacznie większej ilości czerwieni niż zieleni.

– Spróbuj torpedy albo teleportacji – poradziła Nikthi, która nie wiedzieć kiedy pojawiła się za moimi plecami. – On jest silny, ale powolny.

– Teleportacji? – Nie mogłem nie poczuć subtelnego zapachu jej perfum, stała naprawdę blisko.

– Szybko góra-dół.

Zrobiłem, jak powiedziała, Raiden znikł i zmaterializował się tuż za plecami Goro. Kilka szybkich ciosów, potem torpeda i przeciwnik leżał na ziemi.

– Zagraj rundę – zaproponowałem Nikthi, ustępując jej miejsca.

– Spróbuję, choć to nie moja postać – odparła, stając przy maszynie.

– Niech zgadnę, Sonia?

– Dokładnie. Pozwolisz, że zmienię.

W jakiś sposób pasowało to do niej: kobieta żołnierz. Nie mówiąc już o tym, że jej bohaterka miała obcisłe spodnie podkreślające kształty, a do tego całkiem niezły biust.

– Co jest?! – Hakerka krzyknęła cicho po porażce już w pierwszej rundzie. – Jaki to poziom?

– Czekaj, pomogę ci. – Uruchomiłem drugiego gracza, włączając tryb walki drużynowej.

Razem szło nam świetnie, kolejni wrogowie padali jak muchy. Nawet groźny Goro zdołał wygrać zaledwie jedno starcie. Gdy w efektownym stylu zakończyłem walkę z Shang Tsungiem, kombinacja klawiszy zadziałała bezbłędnie. Raiden chwycił pokonanego wroga, poraził go prądem, aż ten eksplodował fontanną krwi i kości.

– Jest! – ucieszyła się Nikthi i przybiła mi piątkę.

Oczywiście sekundę później spuściła wzrok z zakłopotaniem. Znów poczułem coś, czego człowiek z moją ilością problemów czuć absolutnie nie powinien.

– Kiedy leżałeś nieprzytomny, myślałam... bałam się, że...

Nie wytrzymałem. Delikatnie uniosłem jej głowę i pocałowałem w usta. Poddała się od razu, jakby dokładnie na to czekała. Smakowała wanilią, a oszałamiający zapach sprawił, że zakręciło mi się w głowie.

– Congratulations! Flawless victory! – zakrzyknął automat, gdy się od siebie oderwaliśmy. Raczej nie siedział w nim cyfrak, stara technologia miała po prostu świetne wyczucie czasu.

Oboje roześmialiśmy się cicho, inaczej na siebie patrząc. Nikthi rozejrzała się ukradkiem, ale przebywający w głównej sali hakerzy zdawali się pochłonięci swoimi sprawami.

– Przyjdź do mnie – powiedziała cicho. – Później.

Odwróciła się na pięcie i szybko odeszła, znikając w bocznym korytarzu. Pokręciłem się jeszcze chwilę, wymieniając zdawkowe uwagi z siedzącym w kuchni Wirionem. Druciarz i ja mieliśmy powody do zadowolenia – maszyna, którą zbudowaliśmy, zdała egzamin. Snuliśmy nawet żartobliwe fantazje, że powinniśmy robić ich więcej i sprzedawać. Wreszcie, gdy większość ekipy poszła już spać, wziąłem prysznic, ale zamiast wrócić na swoją polówkę, dyskretnie przemknąłem do pokoju Nikthi.

Pomieszczenie było niewielkie, ale przytulnie urządzone. Ściany pokrywały murale przedstawiające kwiaty, ale z elektroniczno-robotycznymi motywami, część wykonana fluorescencyjną farbą. Same rośliny hakerka musiała znać tylko z obrazków w sieci, ale malowidła były naprawdę piękne. Dziewczyna siedziała na łóżku, drgnęła lekko, gdy zamykałem drzwi. Nie wiedziałem, jak się zachować, ale załatwiła to za mnie.

– Chodź – powiedziała, wyciągając do mnie rękę. – Nic nie mów.

Zrobiłem, o co prosiła, i podszedłem do niej. Złapała moją dłoń, wstała i mocno mnie pocałowała. Zupełnie inaczej niż przy automacie, pospiesznie i namiętnie. Zaczęła zdejmować mi koszulkę, nie pozostałem jej dłużny. Położyłem ją na łóżku, nasze ruchy były niezgrabne i chaotyczne, ale przez to coraz bardziej podniecające. Niemal rozerwałem jej stanik, uwalniając pełne piersi. Uświadomiłem sobie, jak długo czekałem na ten widok, i poczułem jeszcze większy żar. Całowałem ją i pieściłem, po chwili oboje byliśmy już zupełnie nadzy. Zaraz potem świat całkowicie pogrążył się w naszych oddechach, pocałunkach i coraz bardziej zgodnych ruchach. Chciałem, żeby wyjący gdzieś w oddali wicher wiał jak najdłużej.

 

Burza cichnie – szepnęła Nikthi wtulona we mnie, jej oddech lekko łaskotał skórę. – Słyszysz?

– Tak, chyba przechodzi. – Wsłuchałem się w cichnący szum. – Na zewnątrz jeszcze nawet nie świta.

– Myślisz o tym samym co ja?

– To zależy. Chcesz wyjść na zewnątrz?

– Zawsze tak robię, kiedy...

– ...tylko przestaje wiać – dokończyłem za nią. – Ja też.

Choć wydawało mi się to niemożliwe, dziewczyna przytuliła się jeszcze mocniej.

– Słuchaj, jeśli chodzi o resztę ekipy... Mówimy im? O nas? – Sądziłem, że hakerka będzie chciała zachować nasz związek w tajemnicy, pytałem tylko, żeby się upewnić.

– Nie chcę się z tym kryć – oznajmiła ku mojemu zaskoczeniu. – Szkoda mi czasu. Jutro czy za parę dni możesz... wszystko może się zmienić – dokończyła niezręcznie.

Półtorej godziny później, około trzeciej nad ranem, staliśmy już ubrani przy śluzie.

– Mamy szczęście – powiedziała hakerka, podając mi gogle i chustkę do zakrycia twarzy. – Wiatr wiał z innej strony, piwniczka nie powinna być zasypana.