– Myślałem, że mamy jechać za nim? – zdziwiłem się.
– Według tych danych lepiej będzie jechać z przodu. Gródź zamyka się od razu za ostatnim wagonem, możemy nie zdążyć. Otwiera się za to wcześniej. Chyba ma to związek z poprawką na różne prędkości, ale pewny nie jestem. Tak czy inaczej, w ten sposób powinniśmy mieć więcej czasu.
– Tyle tylko, że będzie nas gonił kilkudziesięciotonowy pancerny pociąg – mruknąłem.
– Twoja decyzja, mówię tylko, co wyczytałem. – Chłopak po swojemu wzruszył ramionami.
– Zrobimy, jak mówisz. Ulep wspominał coś o działkach na Murze, w ten sposób chociaż przez chwilę będziemy przed nimi osłonięci. – Na wspomnienie o tym Gart wyraźnie pobladł. – Dobra, nie ma na co czekać. Jesteś w stanie ustawić gródź tak, żeby zamknęła się za nami, jak już będziemy w tunelu kolejowym?
– Zaraz zobaczę. – Pogrzebał jeszcze chwilę w systemie. – Tak, prosta czasówka na dwie minuty.
– Otwieraj, przejedziemy teraz – zadecydowałem. – W każdej chwili ktoś może tu przyjść, lepiej być już po drugiej stronie.
Haker poklikał jeszcze chwilę w klawisze, od strony bocznicy rozległ się krótki sygnał ostrzegawczy i głośne sapnięcie hydraulicznych siłowników. Już mieliśmy opuszczać sterownię, gdy na monitorze zapłonęło czerwienią kolejne ostrzeżenie.
!Ostrzeżenie meteorologiczne! Niestabilny front burzowy w pobliżu RepTek Polis! Natychmiastowe wdrożenie procedur awaryjnych! Ludność cywilna procedura B-5. Służby BP-3, BP-6, BP-7. Przewidywany czas uderzenia: 4 godziny. Zachować spokój! !Ostrzeżenie meteorologiczne!
– Godzinę temu było siedem... – Skrzypek spojrzał na mnie z niepokojem.
– Miejmy nadzieję, że Królowa jest tak szybka, jak twierdzi Ulep.
– Pojebało was do reszty. – Ulep z etapu walki z rzeczywistością przeszedł do stanu rezygnacji graniczącej z apatią.
– Powtarzasz się – upomniałem go.
– Rozsmaruje nas po torach jak nic.
– Twoja w tym głowa, żeby nie rozsmarowało. Wjeżdżamy – powiedziałem, gdy skrzydła grodzi rozchyliły się na pełną szerokość. – Jak tylko będziemy w środku, zgaś światła.
Mechanik westchnął ciężko i wrzucił bieg. Królowa majestatycznie wtoczyła się do tunelu, wykręciła w prawo. Staliśmy teraz zwróceni w stronę wylotu z Polis, mniej więcej w połowie drogi między dworcem, z którego ruszy pociąg, a zamkniętą jeszcze śluzą w Murze. Zastanawiałem się wcześniej, czy nie podjechać bliżej celu, ale ruch w tunelu mogłyby wyłapać jakieś czujniki. Dlatego postanowiliśmy, że ruszymy, gdy skład będzie już nadjeżdżał. Kierowca zgasił silnik i wyłączył reflektory. Połknęła nas ciemność, której nie rozpraszały małe czerwone lampki umieszczone wzdłuż obu ścian. Zaczęło się pełne napięcia oczekiwanie.
Siedziałem z przodu, słuchając, jak Ulep bębni palcami po kierownicy. Nie mierzyłem już do niego, nie było sensu. W samochodzie wszyscy oprócz mechanika byli teraz uzbrojeni, a poza tym w momencie, gdy gródź zamknęła się za nami, odwrót przestał być możliwy.
– Nie masz tu jakiejś muzyki? – zapytał Gart z tylnej kanapy. – Najlepiej coś klasycznego.
– Mam płytkę Motörhead – odparł mechanik.
– Na razie musimy być cicho – upomniałem ich.
Co chwila spoglądałem na zegarek, upływające minuty ciągnęły się w nieskończoność. Nerwy całej naszej czwórki dosłownie czuć było w powietrzu.
Nagle, jakieś piętnaście minut przed planowanym odjazdem pociągu, czerwone światełka zgasły. Kilka sekund zdezorientowani tkwiliśmy w całkowitym mroku. Zaraz po tym zapłonęły na nowo, tym razem mrugając falami, wskazując w stronę Muru.
– Odpalaj silnik – rozkazałem Ulepowi. – Chyba przyspieszyli start.
– Lepiej zapnijcie pasy – odparł, przekręcając kluczyk. – Będzie trochę trzęsło.
W tunelu rozlega się sygnał syreny, zaraz po nim słychać zbliżający się coraz szybszy stukot kół.
– Jeszcze nie teraz – mówię, widząc, że mechanik wrzuca bieg i chce ruszać. – Musimy jechać tuż przed nim. Patrz w lusterka.
Gart i Wiz.un jak na komendę odwracają się i wlepiają wzrok w przyciemnioną tylną szybę, Ulep nerwowo zaciska palce na kierownicy. Łoskot narasta, po plecach cieknie mi strużka lodowatego potu. Wtem zza zakrętu wyłania się snop światła rzucanego przez trzy duże reflektory.
– Jedź!!! – drę się, choć kierowca doskonale wie, co robić.
Wciska mocno gaz, silnik wydaje z siebie potężny ryk, tylne koła Królowej sekundę buksują w miejscu. Sedan skacze do przodu, przyspieszenie wciska mnie w fotel, koła łomoczą o podkłady kolejowe. Zalewa nas blask czołowych świateł pędzącego za nami stalowego potwora. Rzucam okiem w lusterko, ogromny pług do rozgarniania piachu jest coraz bliżej. Ściany tunelu przesuwają się do tyłu, w końcu się rozmazując. Przed nami nadal ciemność rozcinana reflektorami Królowej, wylotu wciąż nie widać.
– Dobrze, tak trzymaj! – krzyczę do Ulepa, gdy odległość między nami a pędzącą z tyłu śmiercią przestaje się zmniejszać.
– Łatwo ci mówić, on stale przyspiesza! – Niski klakson pociągu zdaje się potwierdzać jego słowa, hałas jest nie do zniesienia.
– Już niedaleko!
Przed nami otwiera się gródź, mkniemy teraz w kierunku powiększającego się okręgu oślepiającego światła.
Wypadamy z mroku wprost we wszechogarniający blask. Zamykam porażone słońcem oczy, dzięki szybkim mrugnięciom po paru sekundach udaje mi się odzyskać wzrok.
– Jedź dalej przed nim! – rozkazuję kierowcy. – Działka z Muru nas nie dosięgną!
Jakby w odpowiedzi za nami słychać serię z ciężkiego karabinu, a po lewej stronie wybuchają piaszczyste gejzery. Lemiesz pociągu znów się zbliża, mechanik wciska gaz do dechy. Obroty silnika szybują w górę przy akompaniamencie głośnego warkotu. Licznik wskazuje prawie dwieście kilometrów na godzinę.
– Długo tak nie pociągniemy! Podkłady rozwalą zawieszenie!
– Jesteśmy jeszcze w zasięgu tych z Muru! – Fontanny pyłu wypryskują już po obu stronach, jedyne, co nas osłania, to pancerny pociąg, który przyspieszając w zawrotnym tempie, chyba postanawia nas zmiażdżyć.
– Nie ma wyjścia, dam radę!
Ulep ostro skręca kierownicę w prawo, w zawrotnym pędzie bokiem zsuwamy się z niskiego nasypu. Kontra w lewo, Królowa driftem nieco prostuje, choć tył auta zarzuca dość mocno. W głębokim fotelu trzymają mnie napięte pasy bezpieczeństwa, przeciążenie ściska żołądek. Po karoserii dzwoni kilka kul, pociąg, wyjąc klaksonem, wyprzedza nas i mknie przed siebie. Kierowca klnie głośno i wciska przycisk obok gałki zmiany biegów. Obroty wskakują na czerwone pole, z tyłu słyszę stłumioną eksplozję, a Królowa wyrywa do przodu tak ostro, że jej maska wydaje się unosić. Piasek, skały, wydmy, wszystko zlewa się w rozmazaną, mknącą do tyłu smugę. Mechanik wyraźnie stara się dotrzeć do dwóch widocznych w oddali wydm, między nimi powinniśmy być bezpieczni. Widzę, z jakim wysiłkiem trzyma prosto kierownicę, o żadnym skręcaniu przy tej szybkości nie może być mowy. Z Muru wciąż grzmią strzały, jeśli trafią w któreś koło, będzie po nas. Jeszcze kilkaset metrów i skarpy dadzą nam osłonę. Zresztą zaraz i tak wyjedziemy z zasięgu kul. Silnik już nie ryczy, tylko wydaje z siebie jednostajny wysoki wizg. Wreszcie wpadamy pomiędzy pagórki, Ulep zdejmuje nogę z gazu. Samochód powoli wytraca pęd, umęczony motor zwalnia obroty. Krótkie hamowanie z niewielkiej już prędkości i Królowa nieruchomieje, przytulona bokiem do niskiego wzniesienia.
– Kurwa, było blisko – stwierdził szofer, gasząc silnik.
Pod maską coś zgrzytnęło głośno, od strony podwozia rozległo się szybkie cykanie stygnącego metalu.
– Co robisz, musimy jechać dalej! – Naładowany adrenaliną, mówiłem znacznie głośniej, niż to było potrzebne. – Nadciąga burza, nie pamiętasz?!