Выбрать главу

– Embrujo – mruknął do siebie. – Coraz ciekawsze towarzystwo.

Rozdział 53

Tokugen Numataka leżał nago na stole do masażu w swoim biurze na najwyższym piętrze. Jego osobista masażystka starała się rozluźnić mu napięte mięśnie karku. Uciskała dłońmi mięsiste ciało wokół łopatek, po czym stopniowo schodziła w dół, w stronę ręcznika narzuconego na pośladki. Po chwili przesunęła ręce jeszcze niżej… pod ręcznik. Numataka niemal nie zwrócił na to uwagi. Myślał o czymś innym. Od dawna czekał, aż zadzwoni jego prywatny telefon.

Ktoś zapukał do drzwi.

– Proszę – mruknął Numataka.

Masażystka szybko wyciągnęła ręce spod ręcznika. Do pokoju weszła telefonistka.

– Panie prezesie? – powiedziała, nisko się kłaniając.

– Słucham.

Telefonistka ukłoniła się ponownie.

– Rozmawiałam z centralą telefoniczną. Dzwonił ktoś ze Stanów Zjednoczonych. Numer kraju to jedynka.

Numataka kiwnął głową. Dobra wiadomość. To był telefon ze Stanów. Uśmiechnął się do siebie. Nikt go nie nabierał.

– A dokładniej? – naciskał.

– Zajmują się tym, proszę pana.

– Bardzo dobrze. Proszę mnie zawiadomić, gdy będzie pani wiedziała coś więcej.

Kobieta ukłoniła się i wyszła.

Numataka poczuł, że jego mięśnie się rozluźniły. Międzynarodowy numer l. Rzeczywiście, to dobra wiadomość.

Rozdział 54

Susan Fletcher krążyła niecierpliwie po łazience w Krypto i powoli liczyła do pięćdziesięciu. Bolała ją głowa. Jeszcze trochę, powiedziała do siebie. Hale to North Dakota!

Zastanawiała się, co Greg zaplanował. Czy opublikuje klucz? Czy okaże się chciwy i spróbuje sprzedać algorytm? Nie mogła już dłużej wytrzymać. Miała dość czekania. Musiała skontaktować się ze Strathmore’em.

Ostrożnie uchyliła drzwi i zerknęła na lustrzaną ścianę po przeciwnej stronie Krypto. Nie mogła w żaden sposób stwierdzić, czy Hale ją obserwuje. Musiała po prostu szybko przejść do gabinetu komandora. Oczywiście nie za szybko – Hale nie mógł się domyślić, że go zdemaskowała. Już miała otworzyć szeroko drzwi, gdy coś usłyszała. Jakieś głosy. Męskie.

Dochodziły z przewodu wentylacyjnego – kratka znajdowała się nisko nad podłogą. Susan zamknęła drzwi i zbliżyła się do otworu. Słowa częściowo tłumił szum generatorów. Miała wrażenie, że głosy dochodzą z pomieszczeń pod podłogą. Jeden z mężczyzn mówił ostrym, gniewnym tonem. Jak Phil Chartrukian.

– Nie wierzy mi pan?

Susan usłyszała jakieś niewyraźne odgłosy kłótni.

– To wirus!

Znowu jakiś ostry krzyk.

– Musimy zadzwonić do Jabby!

Teraz dotarły do niej odgłosy walki.

– Puść mnie!

Kolejny krzyk zabrzmiał prawie nieludzko – długi jęk bólu i przerażenia torturowanego zwierzęcia, które zaraz umrze. Susan zamarła. Hałas urwał się równie nagle, jak się rozpoczął. Zapadła głucha cisza.

Chwilę później, niczym w tandetnym filmie sensacyjnym powoli przygasły światła w łazience. Przez sekundę migotały, po czym zgasły całkowicie. Susan Fletcher stała w zupełnych ciemnościach.

Rozdział 55

– Zająłeś moje miejsce, gnojku.

Becker uniósł głowę. Czy w tym cholernym kraju nikt już nie mówi po hiszpańsku?

Jakiś niski nastolatek z pryszczami na twarzy stał przed stolikiem i mierzył go gniewnym wzrokiem. Miał ogoloną głowę; pół czaszki pomalował na czerwono, a pół na fioletowo. Wyglądał jak wielkanocne jajko.

– Powiedziałem, że zająłeś moje miejsce, gnojku.

– Słyszałem za pierwszym razem – odrzekł Becker i wstał. Nie miał ochoty na awanturę. Poza tym powinien już wyjść.

– Co zrobiłeś z moimi butelkami? – warknął dzieciak. Miał agrafkę w nosie.

– Były puste – odparł Becker i wskazał na stojące na posadzce butelki.

– Kurwa, to moje butelki!

– Przepraszam – powiedział Becker i odwrócił się, żeby wyjść.

– Podnieś je! – zażądał tamten, blokując mu drogę. Becker zamrugał ze zdziwienia oczami. Nie był rozbawiony.

– Chyba żartujesz? – Był od niego o ponad głowę wyższy i ważył pewnie ze dwadzieścia parę kilo więcej.

– Kurwa, czy wyglądam tak, jakbym żartował?

Becker nic nie odpowiedział.

– Podnieś je! – wrzasnął chłopak. Głos mu się załamał. Becker spróbował go ominąć, ale nastolatek zastąpił mu drogę.

– Powiedziałem, żebyś podniósł te pierdolone butelki!

Pijani i oszołomieni narkotykami punkowie z zaciekawieniem przyglądali się awanturze.

– Lepiej uważaj, chłopcze – powiedział spokojnie Becker.

– Ostrzegam cię – pienił się chłopak. – To mój stolik! Przychodzę tu co wieczór. Podnieś je w tej chwili!

Cierpliwość Beckera wreszcie się wyczerpała. Czyż nie powinien być teraz w górach z Susan? Dlaczego zamiast tego znalazł się w Hiszpanii i marnował czas na awantury z psychotycznym wyrostkiem?

Bez ostrzeżenia chwycił go pod pachy, uniósł do góry i z całej siły posadził na stole.

– Słuchaj, ty zasmarkany gówniarzu. Odczepisz się ode mnie, i to natychmiast, albo wyrwę ci z nosa tę agrafkę i zapnę nią twoją gębę.

Chłopak zbladł.

Becker trzymał go przez chwilę, po czym rozluźnił uścisk. Nie spuszczając wzroku z przestraszonego dzieciaka, pochylił się, podniósł butelki i postawił je na stole.

– Co się mówi? – spytał.

Chłopak zaniemówił.

– Mówi się dziękuję – rzucił Becker.

Ten wyrostek to chodząca reklama środków antykoncepcyjnych.

– Idź do diabła! – wrzasnął punk. Dopiero teraz zauważył, że dookoła wszyscy się śmieją. – Zasraniec!

Becker się nie ruszył. Nagle coś sobie skojarzył. Przychodzę tu co wieczór. Przyszło mu do głowy, że ten młokos może mu pomóc.

– Przepraszam – powiedział. – Nie słyszałem, jak się nazywasz.

– Two-Tone – odrzekł punk takim tonem, jakby obwieszczał wyrok śmierci.

– Two-Tone – powtórzył Becker. – Niech zgadnę… z powodu włosów?

– Co za Sherlock.

– Zgrabne imię. Sam je wymyśliłeś?

– A co, kurwa? – dumnie potwierdził. – Zamierzam je opatentować.

– Chyba raczej zastrzec – skorygował Becker.

Chłopak najwyraźniej go nie zrozumiał.

– Imię można zastrzec – wyjaśnił Becker – a nie opatentować.

– Wszystko jedno – machnął ręką sfrustrowany młodzieniec.

Pijani i znarkotyzowani punkowie przy sąsiednich stolikach osiągnęli stan histerii. Two-Tone wstał ze stołu.

– Kurwa, czego ode mnie chcesz?! – krzyknął do Beckera.

Becker przez chwile się zastanawiał. Chcę, abyś umył głowę, przestał kląć i poszukał pracy, pomyślał, ale uznał, że jak na pierwsze spotkanie to za duże wymagania.

– Potrzebuję pewnych informacji – powiedział.

– Odpierdol się.

– Szukam kogoś.

– Nie widziałem go.

Becker zatrzymał przechodzącą kelnerkę i zamówił dwa piwa Aguilla. Podał kufel chłopakowi. Two-Tone wydawał się zaskoczony. Wypił łyk i przyglądał się Beckerowi nieufnie.

– Chce mnie pan poderwać?

– Szukam pewnej dziewczyny – uśmiechnął się Becker.

– Kurwa, w takich łachach na pewno żadnej nie poderwiesz – zaśmiał się punk.

– Nie zamierzam nikogo podrywać. Po prostu muszę z nią porozmawiać. Może mógłbyś mi pomóc ją znaleźć?

– Jesteś gliniarzem? – Two-Tone postawił kufel na stole.