Strathmore spojrzał na klawiaturę i zaczął pisać. Nawet nie patrzył na ekran, pisał spokojnymi, pewnymi ruchami palców.
Drodzy przyjaciele, postanowiłem odebrać sobie życie…
W ten sposób nikt nie będzie się dziwił. Nie będzie żadnych pytań, żadnych oskarżeń. Wyjaśni wszystkim, co się stało. Już wiele osób zginęło… ale musiała zginąć jeszcze jedna.
Rozdział 91
W katedrze jest zawsze noc, a ciepło dnia zmienia się w wilgotny chłód. Grube granitowe ściany nie przepuszczają ulicznego hałasu. Świece, niezależnie od liczby, nie są w stanie rozproszyć ciemności. Wszędzie poruszają się mroczne cienie. Witraże filtrują brzydotę zewnętrznego świata i przepuszczają tylko czerwone i niebieskie promienie.
Katedra w Sewilli, podobnie jak wszystkie wielkie katedry europejskie, jest zbudowana na planie krzyża. Ołtarz znajduje się tuż za skrzyżowaniem ramion i jest zwrócony w kierunku nawy głównej, gdzie stoją drewniane stalle, zajmujące aż sto metrów, od ołtarza do podstawy krzyża. Po obu stronach ołtarza, w nawie poprzecznej, znajdują się kaplice, grobowce, konfesjonały i dodatkowe ławki.
Becker siedział w połowie nawy głównej. Nad jego głową, w ogromnej, pustej przestrzeni dyndała na postrzępionej linie srebrna kadzielnica wielkości lodówki, zakreślając w powietrzu ogromny łuk. Wokół unosił się zapach kadzidła. Bicie dzwonów wywoływało drżenie kamiennych murów. Becker spuścił wzrok na pozłacaną ścianę poniżej ołtarza. Miał za co dziękować Bogu. Oddychał. Żył. To był cud.
Gdy ksiądz przygotowywał się do rozpoczęcia mszy, Becker sprawdził ranę. Na koszuli widniała czerwona plama, ale krwawienie ustało. To było tylko draśnięcie. Wepchnął koszulę w spodnie i uniósł głowę, żeby się rozejrzeć. Kościelny właśnie zamykał drzwi katedry. Becker wiedział, że jeśli morderca go śledził, to teraz znalazł się w pułapce. W sewilskiej katedrze są tylko jedne otwarte drzwi; to rozwiązanie wywodzi się z czasów, kiedy kościół był również miejscem schronienia w razie ataku Maurów. Obrońcy barykadowali tylko jedne drzwi. Dziś ma inną zaletę – łatwiej dopilnować, by wszyscy turyści zwiedzający katedrę kupili bilet.
Siedmiometrowe ozdobne drzwi zatrzasnęły się. Becker został zamknięty w domu bożym. Zmrużył powieki i osunął się jak najniżej. W całym tłumie on jeden nie był ubrany na czarno. Chór zaczął śpiewać.
Wzdłuż nawy bocznej powoli przesuwał się jakiś mężczyzna, starając się trzymać w cieniu. Wślizgnął się do środka w ostatniej chwili, tuż przed zamknięciem drzwi. Uśmiechnął się do siebie. Polowanie stawało się coraz bardziej interesujące. Becker jest tutaj… Czuję to. Metodycznie sprawdzał rząd po rzędzie. Zerknął na kiwającą się kadzielnicę. Wspaniałe miejsce na śmierć, pomyślał Hulohot. Mam nadzieję, że nie zaniżę poziomu.
Becker ukląkł na zimnej posadzce i pochylił głowę, tak aby nie było go widać. Siedzący obok mężczyzna zmierzył go surowym spojrzeniem – takie zachowanie w kościele było niedopuszczalne.
– Enfermo – przeprosił Becker. – Źle się czuję.
Musiał się ukryć. Zauważył już w bocznej nawie sylwetkę mężczyzny w drucianych okularach. To on! Jest tutaj!
Becker był w środku ogromnego tłumu, ale mimo to obawiał się, że jest łatwym celem. Jego kurtka koloru khaki w powodzi czarnych ubrań była niczym latarnia sygnałowa. Zastanawiał się przez chwilę, czy jej nie zdjąć, ale pod spodem miał białą koszulę – to tylko pogorszyłoby sytuację. Skulił się więc jeszcze bardziej.
– Turysta – skrzywił się siedzący obok starszy mężczyzna z oszpeconą bliznami po ospie twarzą. – Llamo un médico? Czy mam wezwać lekarza? – spytał sarkastycznym tonem.
– No, gracias – Becker spojrzał na starego. – Estoy bien.
– Pues siéntate! To proszę usiąść! – zgromił go tamten. Wokół rozległy się syki. Stary ugryzł się w język i spojrzał przed siebie.
Becker zamknął oczy. Skulony zastanawiał się, jak długo potrwa nabożeństwo. Jako protestant zawsze sądził, że katolicka msza trwa bardzo długo. Miał nadzieję, że tak jest naprawdę. Gdy ludzie zaczną wychodzić, będzie musiał wstać, by ich przepuścić. W kurtce khaki będzie widoczny z daleka.
W tym momencie nie miał żadnego wyboru, po prostu klęczał na zimnej posadzce. Stary przestał wreszcie zwracać na niego uwagę. Wszyscy stali i śpiewali hymn. Becker klęczał. Zaczęły mu cierpnąć nogi. Nie było miejsca, by mógł je rozprostować. Cierpliwości, pomyślał. Cierpliwości. Zamknął oczy i wziął głęboki oddech.
Zaledwie kilka minut później ktoś potrącił go nogą. Becker otworzył oczy. Facet ze śladami ospy stał obok i niecierpliwie czekał na przejście.
Becker wpadł w panikę. Już chce wyjść? Będę musiał wstać! Ruchem ręki pokazał mężczyźnie, żeby przeszedł nad nim. Stary z trudem panował nad gniewem. Odsunął na bok połę czarnego płaszcza i wskazał na rząd ludzi czekających na wolną drogę. Becker spojrzał w lewo – kobiety, która tam siedziała, już nie było. Ławka na lewo od niego była pusta.
Przecież msza nie mogła się skończyć! To niemożliwe! Przed chwilą się zaczęła!
Nagle zobaczył ministranta i dwa szeregi ludzi w środkowym przejściu, powoli przesuwających się w stronę ołtarza.
Komunia. Ci cholerni Hiszpanie zaczynają od komunii!
Rozdział 92
Susan zeszła na dół po drabinie. Wokół korpusu TRANSLATORA unosiły się kłęby pary, która skraplała się na metalowych pomostach. Niewiele brakowało, a upadłaby. Jej pantofle nie zapewniały odpowiedniego tarcia. Zastanawiała się, ile jeszcze czasu przetrwa TRANSLATOR. Co jakiś czas odzywały się syreny alarmowe. Co dwie sekundy migotały lampy sygnalizacyjne. Trzy poziomy niżej dygotały pracujące pełną mocą generatory awaryjne. Susan wiedziała, że gdzieś tam na dole, w mglistych ciemnościach, znajduje się główny bezpiecznik. Czuła, że zostało jej już niewiele czasu.
Strathmore stał, trzymając w ręce berrettę. Raz jeszcze przeczytał list. Położył go na podłodze. Nie miał wątpliwości, że to, co zamierzał zrobić, było tchórzliwym postępkiem. Muszę przetrwać, postanowił. Raz jeszcze pomyślał o wirusie w głównym banku danych, o Davidzie Beckerze w Hiszpanii, o planach zainstalowania tylnej furtki w Cyfrowej Twierdzy. Dużo kłamał. Odpowiada za wiele spraw. To był jedyny sposób, by uniknąć oskarżeń… uniknąć hańby. Starannie wymierzył. Zamknął oczy i nacisnął spust.
Susan zdążyła pokonać zaledwie sześć ciągów schodów, gdy usłyszała stłumiony odgłos wystrzału. Huk nie był głośny, a szum generatorów go niemal całkowicie zagłuszył. Do tej pory słyszała strzały jedynie na filmach, ale nie miała wątpliwości, że to był strzał.
Zatrzymała się w miejscu. W uszach miała wciąż ten sam odgłos. Była przerażona i obawiała się najgorszego. Przypomniała sobie marzenia komandora o triumfie, jakim byłoby zainstalowanie tylnej furtki w Cyfrowej Twierdzy. Marzenia skończyły się na wprowadzeniu wirusa do głównego banku danych. Dodała do tego nieudane małżeństwo i dziwne skinięcie głową na zakończenie ich rozmowy. Zawróciła na podeście i chwyciła poręcz. Komandorze! Nie!