Strathmore zrobił dwa kroki w kierunku bezpiecznika, ale w tym momencie zdał sobie sprawę z jeszcze jednego problemu: ciało Chartrukiana wciąż leżało na przewodach. Gdyby teraz włączył generatory, nastąpiłoby od razu zwarcie. Najpierw musiał usunąć zwłoki.
Spojrzał na groteskowe szczątki i podszedł bliżej. Chwycił za nadgarstek. Ciało Chartrukiana przypominało w dotyku styropian. Usmażyło się. Nie pozostało w nim ani trochę wilgoci. Komandor zamknął oczy, zacisnął chwyt i pociągnął. Zwłoki przesunęły się o kilka centymetrów. Strathmore pociągnął jeszcze mocniej. Zwłoki znowu przemieściły się o trzy centymetry. Zaparł się nogami o poręcz i pociągnął z całych sił. Nagle poleciał do tyłu i przewrócił się, uderzając plecami o betonowy fundament. Wstając z wody, wpatrywał się ze zgrozą w przedmiot, który trzymał w ręce. To było przedramię Chartrukiana. Urwało się w łokciu.
Susan czekała na górze. Siedziała jak sparaliżowana na sofie w Węźle nr 3. Ciało Hale’a leżało u jej stóp. Nie mogła zrozumieć, co zajmuje komandorowi tyle czasu. Mijały kolejne minuty. Starała się nie myśleć o Davidzie, ale nie mogła się powstrzymać. Każde ryknięcie syren przypominało jej słowa Hale’a: Bardzo mi przykro z powodu Davida Beckera. Susan miała wrażenie, że zaraz zwariuje.
Już miała pobiec do głównej sali, gdy wreszcie Strathmore całkowicie wyłączył zasilanie.
W Krypto natychmiast zapadła grobowa cisza. Syreny umilkły, monitory w Węźle nr 3 zgasły. Ciało Grega znikło w ciemnościach. Susan instynktownie podkuliła nogi pod siebie i otuliła się marynarką Strathmore’a.
Ciemności.
Cisza.
Jeszcze nigdy w Krypto nie było tak cicho i spokojnie. Normalnie zawsze słychać było szum generatorów. Teraz rozlegały się tylko odgłosy wielkiej bestii, wracającej do normalnego stanu. Z komputera wciąż wydobywały się trzaski i syki, ale procesory powoli stygły.
Susan zamknęła oczy i zaczęła się modlić za Davida. Chciała jedynie, by Bóg chronił mężczyznę, którego kochała.
Nie była religijna i nigdy nie oczekiwała odpowiedzi na swoje modły. Teraz jednak poczuła po chwili jakieś wibracje. Przycisnęła ramiona do piersi. Nagle zrozumiała. Przyczyną wibracji nie była ręka Boga; ich źródło znajdowało się w kieszeni marynarki komandora. Strathmore wyłączył dzwonek, ale zostawił sygnalizację drganiami. Najwyraźniej SkyPager odebrał jakąś wiadomość dla komandora.
Sześć pięter niżej Strathmore stał przy bezpieczniku. W podziemiach było teraz ciemno jak w najgłębszej jaskini. Strathmore przez chwilę z przyjemnością nurzał się w ciemnościach. Z góry kapały krople wody. Wyobraził sobie, że to burza o północy. Odchylił głowę do tyłu i czekał, aż ciepłe krople zmyją jego winę. Przetrwałem. Ukląkł i zmył z rąk resztki ciała Chartrukiana.
Jego marzenia o Cyfrowej Twierdzy spełzły na niczym. Strathmore pogodził się z tym. Teraz liczyła się tylko Susan. Po raz pierwszy od wielu lat komandor pomyślał, że w życiu konieczne jest coś jeszcze poza ojczyzną i honorem. Poświęciłem najlepsze lata życia ojczyźnie i honorowi. A co z miłością? Zbyt długo żył bez miłości. I po co? By teraz patrzeć, jak jakiś młody profesor kradnie jego marzenia? Strathmore wychowywał Susan. Chronił ją. Zasłużył na nią. Teraz wreszcie będzie jego. Nie mając do kogo się zwrócić, poszuka schronienia w ramionach Strathmore’a. Przyjdzie do niego bezradna, zraniona, a z czasem on przekona ją, że miłość leczy wszystkie rany.
Honor. Ojczyzna. Miłość. Z tych trzech powodów David Becker musiał zginąć.
Rozdział 103
Komandor wyłonił się z szybu jak Łazarz z grobu. Mimo mokrego ubrania poruszał się lekko i energicznie. Poszedł do Węzła nr 3 – do Susan. To była jego przyszłość.
W Krypto znów było jasno. Freon przepływał przez układ chłodzący dymiącego TRANSLATORA niczym natleniona krew. Strathmore wiedział, że minie kilka minut, nim gaz chłodzący dotrze do dolnej części komputera i zapobiegnie zapłonowi procesorów, ale nie wątpił, że sytuacja została w porę opanowana. Cieszył się ze zwycięstwa i nawet nie podejrzewał, że było już za późno.
Przetrwałem, pomyślał znowu. Ignorując dziurę w ścianie Węzła, podszedł do elektronicznych drzwi. Otworzyły się przed nim z cichym sykiem.
Susan stała pośrodku Węzła, mokra i potargana. Wciąż miała na sobie jego marynarkę. Wyglądała jak studentka pierwszego roku, którą złapał deszcz. Strathmore poczuł się jak starszy student, który pożyczył jej sweter. Po raz pierwszy od wielu lat miał wrażenie, że jest młody. Jego marzenia miały się spełnić.
Gdy jednak zbliżył się do Susan, wydawało mu się, że patrzy na obcą kobietę. Spoglądała na niego lodowatymi oczami. Nie było w nich nawet śladu zwykłej łagodności. Susan Fletcher stała sztywno jak kamienna rzeźba, tylko oczy miała pełne łez.
– Susan?
Po jej drżącym policzku spłynęła kolejna łza.
– Co się stało? – spytał komandor.
Kałuża krwi Hale’a rozlała się szeroko; wyglądała jak wielka, tłusta plama. Strathmore spojrzał na zwłoki, a potem na Susan. Czy mogła poznać prawdę? To było niemożliwe. Przecież zadbał o wszystkie szczegóły.
– Susan? – zbliżył się do niej o krok. – Co się stało?
Nie drgnęła.
– Niepokoisz się o Davida?
Jej górna warga lekko zadrżała.
Strathmore zrobił jeszcze krok ku niej. Chciał ją objąć, ale się zawahał. Wzmianka o Davidzie najwyraźniej spowodowała przerwanie jakiejś tamy. W pierwszej chwili to było tylko drżenie, lekki dygot, ale zaraz wstrząsnęły nią dreszcze. Susan otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale nie mogła opanować drżenia warg. Milczała.
Nawet na chwilę nie spuszczając zimnego spojrzenia z komandora, sięgnęła do kieszeni jego marynarki i wyjęła jakiś przedmiot. Wyciągnęła rękę i podała go Strathmore’owi.
Komandor niemal oczekiwał widoku berretty wycelowanej w jego brzuch, ale pistolet leżał na podłodze, w ręce Hale’a. Susan trzymała w dłoni jakiś niewielki aparat. Strathmore przyjrzał mu się uważnie i po chwili wszystko zrozumiał.
Wpatrywał się w swój SkyPager. Miał wrażenie, że rzeczywistość gdzieś znikła, a czas się zatrzymał. Słyszał bicie swojego serca. Mężczyzna, który w przeszłości tyle razy zwyciężał w starciach z potężnymi przeciwnikami, teraz przegrał. Zgubiła go miłość i własna głupota. Powodowany zwykłą rycerskością, dał Susan swoją marynarkę i zapomniał wyjąć z kieszeni SkyPager.
Teraz to on skamieniał. Susan drżała. Upuściła SkyPager na podłogę. Aparat upadł u stóp komandora. Na jej twarzy malowało się zdumienie i ból z powodu zdrady. Strathmore pomyślał, że nigdy nie zapomni tego widoku. Susan minęła go i wybiegła z Węzła nr 3.
Komandor jej nie zatrzymał. Powoli pochylił się i podniósł SkyPager. Nie było żadnych nowych wiadomości – Susan wszystkie przeczytała. Strathmore z rozpaczą przejrzał listę:
PODMIOT ENSEI TANKADO – WYELIMINOWANY
PODMIOT PIERRE CLOUCHARDE – WYELIMINOWANY
PODMIOT HANS HUBER – WYELIMINOWANY
PODMIOT ROCJO EVA GRANADA – WYELIMINOWANY
To nie był koniec listy. Wpatrywał się w nią ze zgrozą. Wyjaśnię to! Ona zrozumie! Honor! Ojczyzna! Na końcu listy zobaczył jednak wiadomość, której dotychczas nie znał. Wiedział, że tego nigdy nie zdoła wyjaśnić. Z drżeniem przeczytał ją raz jeszcze: