Ostrożnie zbliżył się do krzesła. Potem rzucił linijką tak, aby trąciła maszynę i krzesło równocześnie.
Rozległ się trzask, pojawiły się niebieskie iskierki. Linijka upadła na podłogę. Malko mimo woli odskoczył do tyłu. Podniósł linijkę. W miejscu, gdzie dotknęła metalu, widniały dwa czarne ślady.
Przed chwilą cudem uniknął wymyślnej formy porażenia prądem. Nie było sensu dłużej czekać na tajemniczego rozmówcę.
Ciągnąc krzesło zerwał przewód. Następnie zadzwonił, prosząc o natychmiastowe przysłanie konserwatora. Na kartce, którą położył na przewodzie napisał: „NIEBEZPIECZEŃSTWO”.
Opuścił pokój, ciągle pod wpływem stresu. Miał nadzieję, że w barze jest rosyjska wódka. Mrowienie dłoni nie ustępowało. Tym razem udało mu się cało wyjść z opresji. Pozostało mu jedynie uprzedzić Ala o ponownej próbie zgładzenia go. Jedno było pewne. Ich przeciwnik działa wewnątrz Narodów Zjednoczonych.
Mad Dogsi byli zaledwie wykonawcami.
Przyciskając guzik w windzie Malko spostrzegł, że jego prawa dłoń lekko drży.
Garść czarnych włosów spoczywała starannie ułożona na skrawku bawełny, w plastikowej torebce.
Doktor Shu-lo dokładnie się im przyglądał.
— Potrzebny byłby mikroskop — powiedział — ale jestem prawie pewien, że włosy należą do Azjaty.
Al Katz pokiwał głową.
— To samo stwierdzono w laboratorium policyjnym.
Była ósma wieczorem. Ciało pani Tso spoczywało już w kostnicy. Odkryto je w parę minut po tym, jak Malko opuścił piętro. Od godziny trzej mężczyźni analizowali wydarzenie.
Doktor zaproponował:
— Jestem gotów pobrać włosy wszystkich członków mojej delegacji oraz sekcji przekładów. I porównać je z tymi.
Al Katz zaaprobował. Nie pierwszy raz czerwoni wśliznęliby się w skład służb Formozy.
— To dostarcza nam bliższych informacji o naszym przeciwniku. To Azjata, który pełni jakąś funkcję w Narodach Zjednoczonych. Zna przyzwyczajenia urzędników i teren.
— Chyba możemy dorzucić, że cechuje go okrucieństwo — dodał doktor, w którego ustach nabierało to szczególnego posmaku...
Al Katz spuścił głowę, wstrząśnięty zdjęciami, które mu pokazano. Toalety zostały zapieczętowane. W każdym razie, pracownice zarzekały się, że nie przestąpią więcej ich progów. Pułkownik MacCarthy, odpowiedzialny za bezpieczeństwo w siedzibie ONZ, był zdruzgotany. Pierwszy raz doszło do czegoś takiego. Oficjalnie mówiło się o zbrodni popełnionej przez sadystę. W końcu, tysiące turystów zwiedzało codziennie gmach.
Jeden z nich mógł się zgubić.
Sekcja chińska uznała za niecelowe wspominać pułkownikowi MacCarthy o drobnej zasadzce zastawionej na Malka. Lepiej prać własne brudy u siebie.
— Zostały nam trzy dni — skonkludował Al Katz. — Miejmy nadzieję, że przeciwnik popełni kolejną gafę.
Malko życzył sobie tego samego, pod warunkiem, że będzie to w mniejszym stopniu dotyczyć jego osoby.
Gail spoglądała na East River poprzez jedno z olbrzymich okien baru delegatów. W świetle przenikającym lekką tkaninę sukienki, wyglądała jakby była naga. Trudno byłoby znaleźć lepszą przynętę na dyplomatów. Tym razem wykonywała bezpośrednio polecenia Ala Katza. Malko oświadczył wyraźnie, że nie chce być zamieszany w kolejny „kontratak”.
Wstawał świt 27 września i dwa dni dzieliły ich od głosowania. Zdenerwowanie wśród wyższych funkcjonariuszy Departamentu Stanu osiągnęło nigdy wcześniej nie notowany poziom. To głosowanie będzie prawdziwą partią ruletki, jasne bowiem stało się, że oszustwa dokonywane są z obu stron. A wystarczyła różnica jednego głosu.
Malko kręcił się w kółko. Powrócił do „Nirwany”, ale Jada naturalnie zniknęła bez śladu. Żadnej wskazówki nie dostarczyły również poszukiwania w ONZ. Doktor Shu-lo także niczego nie wykrył. Morderca nie wchodził w skład delegacji chińskiej. Lo-ning nadal pełniła obowiązki przewodnika, spędzając parę chwil z Malkiem, ilekroć nadarzała się ku temu okazja. Krisantem wynalazł turecką wspólnotę i spędzał w niej gros czasu.
Chris Jones, również nie mając nic do roboty, przesiadywał w barze dla delegatów. Fakt, że można tu było wypić J and B za pięćdziesiąt centów, czyniło to miejsce szczególnie cennym w jego oczach. Na razie spoglądał w stronę Gail, a myśli jego nie nadawały się do ujawnienia...
— O, proszę! — powiedział nagle — pedał.
Malko podniósł oczy. Tuż za Gail siadł Murzyn. Z niechęcią rzucił na nią okiem, kiedy do niego podeszła i zamyślił się. Nie należał do grupy uczestników orgii u Malka. Książę zresztą w ogóle go nie znał.
Zatopiony w głębokim fotelu, usiłował sprawiać wrażenie zupełnie obojętnego, mimo że ogarnięty był totalną paniką. Kiedy zorientował się, że Malko go obserwuje, przerażony zerwał się z miejsca i ruszył w stronę kafejki.
Dziwne. Malka przebiegł wewnętrzny dreszcz.
Oczywiście, człowieka mogły boleć zęby, mógł doznać miłosnego zawodu. Ale Murzyn wydał mu się podejrzanie zdenerwowany. Wrócił z kafejki i wszedł do jednej z kabin, aby zadzwonić. Malko wstał i zapytał telefonistkę, kim jest ów mężczyzna.
— Jego Ekscelencja Dawid Mugali — poinformowała. — Uroczy człowiek.
A więc, delegat upoważniony do udziału w głosowaniu. Opuścił kabinę w chwili, gdy ogłaszano wznowienie sesji Zgromadzenia Ogólnego. Miał przemawiać przedstawiciel Jemenu Południowego.
Sala opustoszała w parę chwil. Jego Ekscelencja Mugali najwyraźniej nie wybierał się na obrady. Przez parę minut kręcił się przy stojaku z czasopismami, potem usiadł, sprawiając wrażenie coraz bardziej przygnębionego.
Malko, tknięty złym przeczuciem, pochylił się ku Chrisowi Jonesowi.
— No i jest dla pana robota. Chcę, żeby śledził pan tego szacownego dżentelmena, dokądkolwiek by poszedł. Musimy wiedzieć, z kim się widuje, co robi. Jak na uczciwego człowieka, jest zbyt smętny.
Goryl nie krył zaskoczenia.
— Jeżeli za każdym razem, kiedy jakiś czarnuch będzie smutny — zaprotestował — zechcemy zabawiać się w łażenie za nim, w żaden sposób nie damy rady.
Może kumple zeżarli mu rodzinę w Afryce.
Zdecydowanie, Chris Jones był rasistą. Malko podsunął mu pod nos kluczyki od dodge’a. Smutek ambasadora faktycznie mógł nie mieć najmniejszego związku z ich problemami, nigdy jednak nie wiadomo.
Właśnie w tej chwili Murzyn wstał i opuścił bar. Chris Jones ruszył w ślad za nim posłusznie, choć bez przekonania.
Tylko „Daiły News” zawsze uganiające się za sensacją, zamieściły w nagłówku wiadomość o śmierci pani Tso. Inne dzienniki nie przywiązywały do tego faktu większego znaczenia. Pułkownik Tanaka wiedział, że ze strony policji municypalnej nic mu nie zagraża.
Ogarniał go jednak śmiertelny niepokój. Blondyn mógł unicestwić całą akcję. A o tym przekona się, gdy będzie już za późno. Zorganizowanie następnego zamachu na niego nie wchodziło w rachubę. Aby uspokoić rozkołatane nerwy, pułkownik Tanaka zasiadł w komisji zajmującej się skażeniami północnego Pacyfiku i ich reperkusjami dla przedsiębiorstw połowowych. Od wczoraj nie miał żadnych wiadomości od Lestera.
Mad Dogsi rozpoczęli końcową fazę operacji. Wreszcie wszystko zdawało się przebiegać pomyślnie. Oby wytrzymać następnych 48 godzin.