Выбрать главу

Drugi osunął się powoli po wspaniałej chińskiej tkaninie, wyściełającej ścianę. Zakonnica schowała pistolet i pociągnęła za sobą Malajczyka, zbyt przerażonego, by wszcząć alarm, gdy mijali strażnika.

I tak zresztą umundurowani strażnicy nie byli uzbrojeni.

Nieco później sekretarz generalny Organizacji Narodów Zjednoczonych wpadł w osłupienie, natykając się na podeście trzydziestego ósmego piętra — swojego piętra — na delikwenta, który powitał go uprzejmie, nie troszcząc się jednak o to, by schować Smith’a i Wessona.

Była to zupełnie wybaczalna słabostka Chrisa Jones’a.

Dyplomata pomyślał, że pora już wracać do kraju. Do tej pory, jeżeli nawet nie zapobiegł żadnej wojnie na świecie, potrafił przynajmniej utrzymać pokój w kuluarach ONZ-u.

Tym razem pułkownik Tanaka chciał sam upewnić się o powodzeniu akcji. Obserwował wyjście fałszywych zakonnic, siedząc za kierownicą swego mercedesa, tuż przed wejściem dla delegatów. Wszystko zdawało się przebiegać pomyślnie. Dwa samochody ludzi Lestera stały zaparkowane po przeciwnej stronie alei. Tanaka z poczuciem satysfakcji liczył wyprowadzanych delegatów. Waga przechylała się na jego korzyść. Lester miał świetny pomysł. Uprowadzeni delegaci reprezentowali kraje, na których nie skupiała się ostatnio uwaga świata. Ich nieobecność na sesji nie wywoła szczególnego zdumienia. To zdarzało się często przedstawicielom państw wstrzymujących się od głosu.

Oba samochody ruszyły.

Drzwi mercedesa otworzyły się gwałtownie w chwili, gdy Tanaka wciskał sprzęgło. Mimo całej swej zimnej krwi, pułkownik aż podskoczył.

Młoda Chinka, wyraźnie przerażona, wsunęła głowę do środka.

— Proszę pana — powiedziała — proszę pozwolić mi wsiąść. Szybko. Dokonano porwania. Tamte dwa samochody. Trzeba je ścigać.

Pułkownik Tanaka miał wrażenie, że Fudżi-jama chlusnęła lawą wprost na jego głowę. Tylko tego brakowało! Jego wzburzenie było jak najbardziej szczere.

— Nie rozumiem, proszę pani. Co się stało?

Chinka usiadła obok niego i rozkazującym tonem powiedziała:

— Niech pan ruszy i pojedzie za tymi dwoma samochodami — białym i zielonym. Zatrzyma się pan przy pierwszym napotkanym policjancie.

Lo-ning zorientowała się, że nikt oprócz niej nie zdążył interweniować. Właśnie zamierzała zatrzymać jakiś samochód na Pierwszej Alei, gdy spostrzegła Tanakę siedzącego za kierownicą mercedesa.

Tanaka usłuchał, bijąc się z bezładnymi myślami.

Tamte samochody uzyskały już nad nimi około stu metrów przewagi. Zbliżył się do nich bez trudu i popatrzył na swą pasażerkę. Uspokoiła się odrobinę. Zadrżał na myśl o tym, co mogłoby się stać, gdyby wsiadła do innego samochodu.

— Proszę mi wreszcie wytłumaczyć, o co tu chodzi — powiedział, udając Greka, dyplomata. — Czy mogę pani pomóc? Chinka, nieco rozluźniona, wyjaśniła:

— Ludzie jadący tymi samochodami porwali delegatów do ONZ-u, aby uniemożliwić im udział w głosowaniu dziś po południu.

— Ależ trzeba zawiadomić policję! — wykrzyknął zbulwersowany Japończyk. — To nie jest praca dla pani!

— To jest w pewnym sensie moja praca — odpowiedziała. — Ale zawiadomię policję, kiedy tylko będę mogła. I dziękuję panu za pomoc. To szczęście, że na pana trafiłam.

— Rzeczywiście, to szczęście.

Tylko jeszcze nie wiadomo, dla kogo. Oba samochody jechały prosto na północ, w stronę Harlemu. Do budynku przy West End Avenue.

— Są uzbrojeni — ponurym głosem poinformowała Lo-ning.

Pułkownik Tanaka milczał. Musiał koniecznie znaleźć jakiś sposób na pozbycie się tej Chinki. W sercu Nowego Jorku, o czwartej po południu. W dodatku bez broni. Po zamordowaniu Rikoro noszenie pistoletu byłoby niebezpieczne. Dziewczyna zaczęła nagle gestykulować.

— Tam, tam...

Na rogu 61 Ulicy stał wóz policyjny. Tanaka zwolnił, ale uprzedził:

— Możemy ich zgubić.

— To prawda — przyznała Lo-ning.

Odkręciła szybę i próbowała przyciągnąć uwagę policjantów. Bezskutecznie. Tanaka przyspieszył, aby dogonić samochody porywaczy.

Aż do Harlemu nie natrafili już na żaden patrol. Kiedy Lo-ning zobaczyła, że samochody zjeżdżają do podziemnego parkingu, krzyknęła z radości.

— Proszę się zatrzymać, proszę zatrzymać natychmiast. Trzeba zawiadomić policję.

— Jedźmy do najbliższego komisariatu — zasugerował Tanaka.

— Nie, wolę poczekać tutaj — zdecydowała Lo-ning. — To pewniejsze. To może być podstęp. Trochę dalej jest tu zresztą budka telefoniczna. Dziękuję, że mi pan pomógł.

Na twarzy pułkownika pojawiło się głębokie zakłopotanie.

— Proszę pani, nie mógłbym zostawić tu pani samej.

To niebezpieczne.

— Dobrze, zgoda — powiedziała Lo-ning. — Proszę podrzucić mnie do telefonu. Zadzwonię i poczekamy tu na przybycie policji.

Tanaka zwolnił. Pozostała mu niespełna minuta na pozbycie się Chinki.

Rozmowy delegatów koncentrowały się wokół zabójstwa Mamadou Rikoro. Za to zniknięcie innych przeszło zupełnie nie zauważone. Podobnie jak śmierć dwóch agentów chińskich. Właśnie zresztą wznowiono sesję Zgromadzenia Ogólnego. Malko odbywał naradę wojenną z Alem Katzem w biurze pułkownika MacCarthy’ego. W ONZ nigdy jeszcze nie widziano takiego zamętu.

— Teraz możemy się już chyba tylko pomodlić — przyznał Malko — zachowując nadzieję, że żaden inny delegat nie został w ten czy inny sposób przekabacony.

Orgia nie dała oczekiwanych efektów. Poza jednym przypadkiem...

— Zostały nam jeszcze dwie godziny — przypomniał Al Katz. — Przy zastosowaniu systemu elektronicznego nie potrwa to dłużej niż pół godziny.

Zgnębiony pułkownik MacCarthy obiecał potroić straże wokół sali i ulokować wewnątrz wszystkich uzbrojonych cywilów, jakimi dysponował.

Pułkownik Tanaka, zamiast zawrócić na West End Avenue w stronę do budki, skręcił w lewo, w 105 Ulicę i wjechał na dawne tereny rekreacyjne, obecnie pełniące rolę wysypiska śmieci.

— Hej! Co pan wyprawia? — krzyknęła Lo-ning.

Tanaka uśmiechnął się uspokajająco.

— Przepraszam, chciałem tutaj zawrócić.

Zamiast jednak zawrócić, zatrzymał się pod murem i zaciągnął ręczny hamulec. Dopiero widząc wyraz jego twarzy Lo-ning zaczęła się bać. Nagle przypomniała sobie śmierć pani Tso. Jej zabójca był Azjatą...

Ich oczy spotkały się i teraz nie miała już wątpliwości, że mężczyzna chce ją zabić. W tej samej chwili Tanaka chwycił ją za szyję i zaczął dusić.

Lo-ning krzyczała i walczyła zajadle. Tanaka, któremu utrudniała ruchy kierownica, nie był w stanie dość mocno trzymać ofiary. Stopniowo zdołała odsunąć się od niego. Milimetr po milimetrze przesuwała rękę w stronę klamki, aż ją chwyciła. Udało jej się otworzyć i wysunąć nogi na zewnątrz.

Trzymając się karoserii niemal zupełnie wyśliznęła się z samochodu. Udało jej się to dosłownie w ostatniej chwili, w płucach nie miała już ani odrobiny powietrza.

Leżący na siedzeniu Tanaka musiał ją wypuścić. Upadła na ziemię.

Tanaka krzyknął ze złości. Chinka tymczasem oddalała się poprzez śmietnisko w stronę telefonu.

Japończyk zawrócił i ruszył prosto na drobną postać, biegnącą chwiejnym krokiem.

Lo-ning odwróciła się i zobaczyła jadącego na nią mercedesa. Oparła się o mur. Potężny kamień uniemożliwił Tanace rozjechanie jej. Jednak uderzenie zderzakiem w kolana spowodowało, że upadła.

Wstała przełamując potworny ból. Noga uginała się pod nią. Musiała uczepić się krat. Patrzyła tylko na nieodległe wyjście. Jeżeli dobrnie do West End Avenue, będzie ocalona. Na szczęście Tanaka nie miał czasu zawrócić. Podjechał do niej tyłem, ale, jadąc zygzakiem, zbyt się oddalił. Lo-ning, kuśtykając dotarła do wyjścia. Wyszła na chodnik w chwili, gdy mercedes wyjeżdżał z terenu rekreacyjnego. Tanaka ostro zahamował.