Выбрать главу

Lo-ning w popłochu rozejrzała się wokół siebie.

Strużka krwi spływała po jej nodze. W zasięgu oka nie widać było żadnych przechodniów. Aby dotrzeć do telefonu, trzeba było przejść West End Avenue.

Biegła kulejąc. Noga szarpała ją potwornie. Usłyszała warkot mercedesa, usiłowała przyspieszyć, podpierając się o ściany domów.

Potężny samochód wjechał ukosem na chodnik i zbliżył się do Lo-ning. Tanaka obiema rękami trzymał kierownicę. Dosięgając kruchej postaci Chinki, skręcił lekko w prawo, by nie wpaść na mur. Uderzenie lewą stroną maski spowodowało pęknięcie wątroby i żeber.

Dziewczyna poczuła się zmiażdżona, rozbita, poleciała bezwładnie przed siebie. Tanaka miał nadzieję przyprzeć ją do muru, ale zbyt gwałtowne uderzenie spowodowało, że upadła dość daleko, na schody prowadzące do sutereny, poza zasięgiem Japończyka.

Zjechał na jezdnię i obejrzał się za siebie. W drzwiach sutereny pojawiła się wystraszona twarz masywnego Murzyna. Ze zdumieniem spoglądał na leżące u jego stóp ciało.

Tanaka zawahał się. Powrót narażał go na śmiertelne zagrożenie. Nie wiedział, ile osób mogło znajdować się w domu. Jego jedyną nadzieją było to, że Chinka umrze na miejscu, nim zdoła cokolwiek powiedzieć. Wrzucił bieg i skręcił w West End. Tym razem za niepowodzenie odpowiadałby tylko on.

Lo-ning ledwie mogła mówić. Upadając złamała szczękę, usta miała pełne krwi. Trójka pochylonych nad nią czarnych zastanawiała się, czy nie wynieść jej z powrotem na wysypisko, unikając w ten sposób kłopotliwych pytań policji, gdy nadeszła gruba Murzynka i także pochyliła się nad Loning, pełna współczucia.

Chinka uczepiła się jej bluzki, błagając:

— Szybko, zadzwońcie do FBI. Powiedzcie, że zakładnicy są na West End Avenue 4537. To Japończyk...

Wycieńczona straciła przytomność.

Murzyni popatrzyli po sobie nie całkiem przekonani.

Gruba kobieta rozsunęła ich i weszła po schodach.

— Nie damy tak umrzeć tej małej — zagrzmiała.

Idąc najszybciej, jak na to pozwalało jej potężne ciało, ruszyła w stronę budki. Wykręciła 411, numer alarmowy pogotowia policyjnego, z którym można się było połączyć nie płacąc ani centa. Potem opowiedziała, co zaszło.

Kiedy po dziesięciu minutach przyjechała policja, Loning już nie oddychała. Przerażona grubaska powtórzyła, co przed śmiercią powiedziała Chinka.

Godzinę później pracownik sekcji japońskiej przyszedł na palcach powiadomić ambasadora przy ONZ, że wysoki funkcjonariusz FBI nalega na natychmiastową rozmowę z nim.

Pułkownik Minoru Tanaka stał wyprężony na baczność przed swoim ONZ-owskim zwierzchnikiem, Hideo Kagami, stałym przedstawicielem Japonii. Na okrągłej twarzy dyplomaty malował się wyraz surowości, a spoza okularów w metalowych oprawkach na pułkownika spoglądała pogardliwie para zimnych oczu.

Tanaka pokornie spuszczał głowę na każdą z przytłaczająco słusznych uwag dyplomaty. Czuł się okryty hańbą. Po raz pierwszy w swej wieloletniej karierze — zarówno w lotnictwie, jak i w wywiadzie — nie stanął na wysokości zadania. Na próżno powtarzał sobie, że winni temu są jego przypadkowi sprzymierzeńcy, tak czy inaczej odpowiedzialność spadała na niego.

Dyplomata kończył reprymendę:

— Jest istotne — konkludował — ponieważ FBI zdołała dotrzeć aż do pana, by nie można było odkryć żadnych pańskich powiązań z rządem, a nawet z’.

służbami, dla których pan pracuje. I aby FBI nigdy nie zdołała zebrać dowodów, pozwalających wszcząć postępowanie sądowe. Czy to dzięki zeznaniom pana, czy też kogokolwiek innego. Wyraziłem się dość jasno?

Pułkownik Tanaka doskonale zrozumiał, co miał na myśli przełożony. Ale tym najmniej się martwił. Przez naczeniem wojskowego jest umrzeć w ten czy inny sposób, a z ewentualnych docinków kolegów po powrocie do Tokio niewiele sobie robił. Skoro przegrał pozostało mu tylko zakończyć sprawę z honorem. Zgiął się wpół.

— Mogę odejść, panie ambasadorze? Pragnę zapewnić, że pańskie instrukcje zostaną wykonane niezwłocznie.

— Tego właśnie od pana oczekiwałem — odpowiedział dyplomata.

Niespodziewanie wyszedł zza biurka i serdecznie uścisnął dłoń Tanaki. W jego oczach malowało się chyba wzruszenie.

— Pułkowniku Tanaka — powiedział cicho, jakby obawiając się, że ściany mają uszy. — Wiem, że zrobił pan wszystko, co w pańskiej mocy, aby jak najlepiej służyć ojczyźnie. W imieniu cesarza — dziękuję panu.

Zatroszczymy się o to, co panu drogie.

Dyskretny uśmiech rozjaśnił twarz Tanaki. Nie pragnął niczego ponad ten wyraz aprobaty. Miał spokojne sumienie. Nie będzie przyszłym pokoleniom podawany jako przykład porażki. Bez słowa odwrócił się i wyszedł z biura. Czekając na windę zastanawiał się, co powinien zrobić. Niestety, miał bardzo mało czasu.

To ostatnie spotkanie już graniczyło z cudem. Po pozbyciu się Lo-ning automatycznie skontaktował się z szefem delegacji japońskiej, by go o wszystkim poinformować.

Nim pułkownik Tanaka zdołał porozumieć się z Hideo Kagami, FBI zaalarmowało już delegację japońską.

Kagami wyznaczył mu spotkanie w biurze dużej japońskiej firmy importowej, dającej pomieszczenie tokijskim służbom specjalnym.

Wychodząc zatrzymał taksówkę i podał adres w Grenwich Village. Byłoby nieostrożnością wracać do hotelu, skoro FBI go zidentyfikowało. W myśli starał się przypomnieć sobie, czy w pokoju nie pozostawił nic kompromitującego.

Nic, nic poza pistoletem. Ale i on niedaleko prowadzi. Ma fałszywy numer seryjny i nie stanowi żadnego śladu. Czarny karnecik, w którym Tanaka notował swe wydatki, spoczywa w jego kieszeni. Gdy tylko skończy ze wspólnikami, spali go. Potem zostanie już tylko on, pułkownik Tanaka. Ostatni dowód rzeczowy. Jeszcze nie wybrał sobie rodzaju śmierci i planował na to chwilę medytacji, o ile okoliczności na to pozwolą. W najgorszym razie wystarczy rozgryźć jeden z guzików lewego rękawa marynarki, by paść martwym w jednej chwili.

Ale trucizna nie odpowiadała mu, życzyłby sobie znaleźć sposób bliższy jego naturze. Samuraje nie zażywali trucizny, a Tanaka był do głębi przesiąknięty tradycją.

W roztargnieniu spoglądał na przesuwający się za oknem taksówki obraz Nowego Jorku. Jechali Broadwayem, w sercu Garment district, mijając wszystkie te wózki, pełne futer i ubrań, olbrzymie ciężarówki i nędzne, zatłoczone kawiarenki dla ubogich urzędników. Widział nie ów Nowy Jork, rojący się barwnym tłumem turystów, ale mrowisko przypominające nieco Tokio.

Pułkownik doznał krótkiego, ale silnego skurczu serca. Wiele by dał za jeszcze jedną partyjkę paczinko. Ale w Nowym Jorku nie grało się w paczinko, a FBI deptała mu po piętach.

Amerykanie okazali wyjątkową grzeczność, pytając, czy niejaki pułkownik Tanaka wchodzi w skład delegacji japońskiej. Och! Pytanie było czysto formalne, gdyż niewątpliwie skradziono mu samochód. Oczywiście wykluczano, by dostojny przedstawiciel Japonii mógł mieć cokolwiek wspólnego z tą ciemną aferą.

Od czasu wojny wietnamskiej amerykańscy funkcjonariusze bardzo troszczyli się o zachowanie twarzy.

Taksówka zatrzymała się przed jednym z domów przy Bleeker Street. Na schodach siedzieli paląc i dyskutując hippisi. Tanaka ominął ich i przeszedł przez podwórze, ku mieszczącemu się w tyle hangarowi.