Выбрать главу

Pchnął drzwi. Wnętrze zawalone było skrzynkami i starymi meblami.

Natychmiast wyrósł przed nim potężny Murzyn w ciemnych okularach.

— Przychodzę od Lestera — powiedział Tanaka.

Nikt poza Mad Dogsami nie znał imienia Lestera.

Murzyn poszedł w głąb hangaru i przesunął skrzynkę.

Tanaka został nieco z tyłu. Bezszelestnie podniósł żelazny pręt, zbliżył się do Murzyna i zamachnął się, uderzając go z całych sił w kark.

Nie wydając nawet okrzyku. Murzyn runął na twarz, zalany krwią.

Pułkownik odstawił skrzynię. Pod nią znajdowała się klapa.

Podniósł ją i zszedł po metalowej drabinie. Dotarł do piwnicy zastawionej skrzyniami. Był w manhattańskim arsenale Mad Dogsów. Koło dwustu strzelb, rozmaite modele pistoletów maszynowych, karabiny maszynowe odkupione od dezerterów, tysiące naboi wszelkiego kalibru... Kiedyś Lester pokazał ten swój skarbiec Tanace.

Miał tu nawet japoński karabin maszynowy Nambu, który Bóg raczy wiedzieć, jak tu trafił.

Tanaka zestawił ostrożnie ciężką skrzynię pełną jeszcze oryginalnie opakowanej broni i uniósł wieko stojącej pod spodem, mając nadzieję, że pamięć go nie myli.

Faktycznie, znalazł tam czeski pistolet maszynowy i magazynki. Wziął broń, założył magazynek, a trzy inne wsunął w pas. Modlił się, żeby zastać Lestera i Jacka, którzy mogliby ewentualnie przeciwko niemu zeznawać.

Tanaka nigdy nie zetknął się bezpośrednio z innymi członkami Mad Dogsów, znał tylko tych dwu.

Trzask zarepetowanego zamka rozbrzmiał echem wśród ceglanych murów. Drzwi na wprost niego pozostawały jednak wciąż zamknięte. Nagle przeszło mu przez myśl, że Lester może być na zewnątrz.

Z bronią opartą na prawym ramieniu otworzył drzwi.

Z korytarza długości dziesięciu metrów wchodziło się do wielu pomieszczeń. Tylne wyjście wiodło na Siódmą Aleję. Kryjówka była naprawdę idealna.

— Kto tam? — krzyknął męski głos.

Tanaka rozpoznał Lestera. Odezwał się spokojnie:

— To ja, Tanaka.

Potem pchnął drzwi i wszedł.

Lester nie był sam. Grał w karty z dwoma innymi Murzynami. Wyciągnięta na łóżku Jada czytała książkę.

Po ziemi poniewierały się puste butelki po piwie. Na łóżku, w którym zazwyczaj sypiał Lester, leżał automatyczny kolt. Widząc Tanakę, jeden z graczy gwałtownie sięgnął po broń, rozsypując karty. Tanaka ledwie drgnął, ale pistolet maszynowy splunął ogniem. Murzyn skoczył, jakby rzucony atakiem epilepsji, potem runął w kałużę krwi. Kule poszarpały mu tors. Umarł, nim jeszcze upadł.

Lester i jego towarzysz wstali. Ich twarze wykrzywiało przerażenie. Jada upuściła książkę i krzycząc zwinęła się w kłębek w kącie łóżka. Tanaka zwrócił ku nim lufę pistoletu.

— Nie ruszajcie się — nakazał spokojnie.

Lester powoli odzyskiwał zimną krew. Nerwowo oblizał usta.

— Cholera! Zwariował pan, czy co? Co pana napadło?

Zakasłał, wdychając przesycone zapachem prochu powietrze. Korzystając z tego, Tanaka powiedział obojętnym tonem:

— Wasza ostatnia akcja też się nie powiodła — w tej chwili FBI zatrzymało już waszych ludzi, a ja sam jestem poszukiwany. Wyrzuciliśmy w błoto masę pieniędzy.

— Ejże! — przerwał Lester — a czy aby nie był pan śledzony?

Tanaka machnął ręką, dając do zrozumienia, że nie miało to już większego znaczenia. Lester się mylił.

— Chce pan się ukryć u nas? — zaoferował. — Potem przerzucimy pana do Kanady. To nic trudnego. W północnej Dakocie są setki mil nie strzeżonej granicy.

Tymczasem zostanie pan tutaj... Lester ani na moment nie spuszczał oka z pistoletu. Wiedział, że w magazynku zostało dość naboi, żeby posiekać Tanakę na kawałki.

Jada jak sparaliżowana leżała skulona na łóżku. Bujne piersi falowały nieregularnie, jakby oddychanie sprawiało jej trudność. Spojrzenie dziewczyny wędrowało z Tanaki na Lestera. Śledziła z natężeniem tok rozmowy.

Lester nie rozumiał, czego chce Japończyk. W pewnej chwili jego twarz rozjaśniła się.

— Chciałby pan odebrać forsę? Ale przecież pan wie, że zapłaciliśmy tym gnojkom z góry. Reszta poszła na broń i żarcie.

Tanaka skinął głową.

— Dziękuję za gościnność, ale nie zamierzam z niej korzystać — powiedział grzecznie. — Jeśli chodzi o pieniądze, to także myślę, że nie da się ich odzyskać. Ale przypuszczam, że stanowi to element ryzyka zawodowego.

Lester uśmiechnął się, uspokojony.

— O.K. Jest pan niesamowicie rozsądny. A teraz proszę odłożyć ten pistolet. Mógłby zdarzyć się jeszcze jakiś wypadek.

Starał się nie patrzeć na ciało Ronsona, swego kumpla. Nie do końca wiedział, co myśleć o tym Japońcu, który chyba nagle wpadł w szał. Ale co robił tamten przy drzwiach?!

Tanaka nie odłożył broni i nawet nie drgnął. Tylko mocniej uchwycił kolbę. Zastanawiał się, czy o niczym nie zapomniał.

— Odejdę teraz — powiedział spokojnie. — Żałuję, że sprawy nie potoczyły się po naszej myśli.

Lester dostrzegł, że palec Japończyka przyciska spust. Wrzasnął:

— Ej! Zwariował pan! Chyba nie... Nie sprzedałem pana, jestem w porządku...

Pułkownik Tanaka smutno pokiwał głową. Pewne rzeczy trudno było wyjaśnić takiemu nieokrzesanemu chłopakowi jak Lester. Ogarniało go zmęczenie. Chciał czym prędzej z tym skończyć.

— Pan był w porządku — zgodził się — ale ja mam pewne obowiązki wobec mego kraju.

Jada krzyknęła.

W oczach Lestera zalśnił blask. Ten facet był stuknięty. Trzeba było dostarczyć mu jakąś zabawkę:

pochylił się i podniósł duże metalowe pudło. Podsunął je Tanace.

— Niech pan zobaczy. Wystarczy, żeby się pan zemścił. Przynieśli mi to wczoraj. Wie pan, co to takiego?

Pudełko wyglądało na kilogramową puszkę konserw.

Miało plastikową, prezroczystą pokrywkę. Widać było przez nią malinowe granulki, trochę podobne do cukierków. Nie dostrzegł żadnego napisu. Lester splunął:

— Słyszał pan o cyklonie B? To ten, którego używali wasi kumple Niemcy w obozach koncentracyjnych, kiedy pozbywali się Żydów. To to samo. Chlor. Wystarczy dostęp powietrza, żeby zamienił się w śmiercionośny gaz. Nikt nie wytrzyma dłużej niż pięć minut. Gość kaszle, robi się siny i kituje z otwartą gębą, krew chlusta z nosa i ust.

Lester tak się podniecił tą opowieścią, że zapomniał o spluwie. Nagle ściszył głos i dorzucił poufnym tonem:

— Załóżmy, że ktoś wrzuciłby to do przewodów wentylacyjnych w ONZ. Wszystkie te przeklęte gnidy by zdechły i byłoby po głosowaniu.

Iskra zainteresowania rozbłysła w oczach Tanaki, ale zaraz zgasła. Doskonale wiedział, że Lester gotów jest zrobić wszystko dla ratowania własnej skóry. A przy pierwszej okazji wymknąłby mu się, albo zwyczajnie go zabił.

— To ciekawe — powiedział.

I nacisnął spust.

Impet kul odrzucił Lestera pod ścianę. Jedna z nich trafiła w gardło. Strumienie krwi zalały stół i karty. Tanaka błyskawicznie odwrócił się i puścił krótką serię w stronę drugiego Murzyna, który wskoczył na łóżko w bezsensownej nadziei wydrwienia się śmierci. Jedna z kul trafiła Jadę w czoło. Znieruchomiała, siedząc na łóżku z wyrazem zdumienia na twarzy i otwartymi oczyma, zalana krwią, spływającą po nosie i policzkach.

Tanaka nie potrzebował nawet zmieniać magazynka.

Lester już nie żył, jego kumplowi też niewiele brakowało. Japończyk starannie złożył broń na stole i z zainteresowaniem przyglądał się pudełku cyklonu B.

Wyglądało bardzo niewinnie.