Выбрать главу

Joe ruszył ku wąskim betonowym schodkom.

Sam Goodis, pełniący służbę w Control Room przed dwunastoma monitorami strzegącymi strategicznych punktów ONZ-u, dostrzegł na jednym z ekranów dwie postacie. Pierwszą był bez wątpienia gruby Joe. Nikt inny w ONZ nie miał takiego brzucha.

Zastanawiał się przez moment, kto mu towarzyszy, ale to nie była jego sprawa. Joe był służbistą i skoro ktoś z nim szedł, musiał być O.K. Spojrzał na zegarek:

dziesięć po szóstej. Pracował do ósmej.

Ktoś otworzył drzwi. Odwrócił się i uśmiechnął poznając Dennisa, jednego z cywilnych strażników, w towarzystwie blondyna o dziwnych, złotych oczach.

— Wszystko w porządku, Sam? — zapytał Dennis. — Nic szczególnego?

— W porządku. A dlaczego?

— Szukamy wariata. Japończyka.

Sam Goodis już miał wspomnieć o człowieku, który szedł z Joe, ale ugryzł się w język. Joe zbyt rygorystycznie traktował regulamin, żeby podjąć ryzyko.

Gruby Joe zadrasnął sobie palec, odkręcając nakrętkę. Dalej nic nie rozumiał. Nieznajomy kazał mu zamknąć drzwi na klucz. Sprawdzali teraz kolejno wszystkie wyloty powietrza. Ale system był bardzo zróżnicowany. Samą tylko ogromną salę Zgromadzenia Ogólnego obsługiwało niemal dziewiętnaście różnych obiegów.

Otworzył niektóre. Japończyk natychmiast wsypał w nie malinowe granulki. Za chwilę przewody wypełni gaz.

— Proszę się odsunąć — rozkazał Tanaka. — I nie oddychać.

Joe nie miał pojęcia, czemu nagle poczuł silny ból głowy i nudności.

— Szybciej — komenderował człowiek z pistoletem.

Przerażony Joe działał najszybciej, jak tylko potrafił.

Tanaka doznał rodzaju okrutnej satysfakcji. Za pięć minut pierwsi delegaci poczują działanie trucizny. Jeszcze pół godziny pracy. Pozostanie mu tylko pozbyć się tego kretyna i spróbować wybrać honorową śmierć.

— O, to dziwne, nie ma nikogo — zauważył Dennis.

Strażnik wraz z Malkiem dokonywał obchodu na dole. Malko pchnął drzwi wiodące do małego biura.

Pierwszą rzeczą, która rzuciła mu się w oczy był but mężczyzny w okularach. Leżał na wznak i już nie oddychał.

— Mój Boże! — wykrzyknął Dennis — on nie żyje.

Jak wszyscy cywilni strażnicy, uzbrojony był w pistolet, ale nie posługiwał się nim od dziesięciu lat. Zaskoczony, wytrzeszczał oczy. Malko zrozumiał w mig — Tanaka wrócił. Przypomniał sobie, że przed paru laty ktoś chciał już otruć delegatów gazem.

— W jaki sposób można wyłączyć klimatyzację? — zapytał Dennisa.

Strażnik potrząsnął głową.

— Nie mam pojęcia. Trzeba iść do sali kontroli. Tam powinni wiedzieć.

Ruszyli biegiem. Sam Goodis o mało nie udławił się kanapką na ich widok.

— Gdzie są konserwatorzy klimatyzacji? — zapytał Malko.

Upłynęła minuta, nim otrzymał odpowiedź.

— Widziałem, jak Joe wchodził na górę. Ale Ted powinien być na miejscu. Zawsze jeden jest w biurze.

— Ted nie żyje — odpowiedział Malko. — A trzeba natychmiast wyłączyć klimatyzację. Jak to zrobić?

— Obok, przy pokoju nadzoru — bełkotał strażnik — ale musicie zapytać pułkownika...

Malko już był w tamtym pomieszczeniu. Na ścianie migały dziesiątki światełek, jak w centrali kontrolującej pracę nowoczesnej fabryki. Obok siedział mężczyzna czytając komiks. Wstał.

— Ejże! Wstęp wzbroniony!

Dennis pokazał mu znaczek.

— Wszystko w porządku. Powiedz, jak zatrzymać klimatyzację. Natychmiast. Sprawa życia i śmierci.

Pracownik ochrony wskazał tablicę w głębi pokoju.

— Wszystkie bezpieczniki są tam... Ale muszę mieć rozkaz na piśmie.

Malko już naciskał pierwsze wyłączniki. Pracownik usiłował się sprzeciwić.

— Ściągnie pan strażników z całego Nowego Jorku!

— To się może przydać — mruknął Malko.

Kolejno zapalały się czerwone światełka na ściennej tablicy. Tu i ówdzie w budynku przestawała działać klimatyzacja. Ale to jeszcze nie wystarczyło, jako że trujący gaz zalegał prawdopodobnie w przewodach i jako cięższy od powietrza, mógł przedostać się na dolne piętra, czyli do sali Zgromadzenia Ogólnego.

— Jak odwrócić przepływ powietrza? — zapytał Malko.

Kontroler potrząsnął głową.

— To nie tu. Trzeba iść do pokoju kontroli.

Obaj mężczyźni już wybiegli. Na szczęście Dennis znał topografię budynku. Przeszli przez biuro, w którym leżały zwłoki i zeszli po żelaznej drabince do maszynowni. Duża tablica z dźwigienkami o numerach od l do 400 znajdowała się przed nimi. Był to cały system wentylacyjny.

Malko i Dennis opuścili wszystkie dźwigienki najszybciej jak mogli. Ponieważ bezpieczniki były wyłączone, nic się nie stało. Opuściwszy ostatni przełącznik, wyszli.

Pułkownik Tanaka gwałtownie szarpnął Joe Ruarka za ramię.

— Co się dzieje?

Joe przetarł spocone czoło.

— Nie wiem. Wygląda na to, że wszystko Stanęło.

Jakby awaria. Może to świństwo, które pan tam wsypał, coś uszkodziło.

Japończyk milczał. Pudło z cyklonem było prawie pełne. Ale bez powietrza, które mogłoby rozprowadzić gaz, cały plan brał w łeb.

Nie wierzył w awarię. Przeciwnicy wykryli jego akcję i przeciwdziałali jedyną możliwą metodą: zatrzymując klimatyzację.

— Trzeba uruchomić maszyny — powiedział.

Joe spojrzał na niego przestraszony.

— Ale to jest w sali kontroli, na trzecim dolnym poziomie.

Pułkownik Tanaka uśmiechnął się jadowicie.

— Wy, Amerykanie, macie pewną słabostkę — szanujecie życie ludzkie. Zrobię, co zechcę, grożąc im, że w przeciwnym razie pana zabiję.

Joemu zrobiło się słabo. Policjanci niedługo będą się wahali, czy ratować cenne życie delegatów, czy jego nędzną osobę. Najwyżej odznaczą go pośmiertnie.

Wstał, krzywiąc się. Tanaka wyciągnął pistolet i zabrał pudełko.

— Idziemy — powiedział.

Miał jeszcze nikłą szansę. Kiedy człowiek decyduje poświęcić swe życie, wiele może osiągnąć.

— Proszę uruchomić maszyny — rozkazał Malko.

Za pośrednictwem MacCarthy’ego powiadomił wszystkie służby bezpieczeństwa nie wyłączając Chrisa Jones’a i FBI.

Kontroler wykonał polecenie. Czerwone światełka gasły jedno po drugim.

Nagle do pokoju wpadł Chris Jones z Magnum 357 w dłoni.

— Szybko! Zlokalizowano go! Są na szóstym.

Japończyk strzelał do jednego ze strażników. Zabarykadowali się w pomieszczeniu z urządzeniami klimatyzacyjnymi.

— Trzeba go wziąć żywcem — ostrzegł Malko.

Za tą sprawą kryła się wielka tajemnica. Dla kogo pracował pułkownik Tanaka?

Wcisnęli się do windy. Agenci FBI zaczęli stopniowo napływać do gmachu ONZ-u, dublując wszędzie tutejszą straż. Po raz pierwszy w całej historii prześwietnej organizacji wydarzyło się coś takiego. Pułkownik MacCarthy o mało nie wyskoczył przez okno.

W korytarzach szóstego piętra panował stan wyjątkowy. Milton Brabeck stanął przed Malkiem.

— Są tam.

Wskazał metalowe drzwi z czerwonym napisem:

Keep out, przestrzelone w dwóch miejscach. Przed drzwiami, na plastikowej wykładzinie rozpościerała się rozległa plama krwi.

— Jest ranny?

— Nie, oberwał grubas. — Milton pokręcił głową.

— Bardzo?

Goryl spuścił głowę. Jego kolt robił dziury jak spodki.

— Nie powinienem był strzelać — szepnął.

Malko przesunął się wzdłuż muru, pozostając poza zasięgiem strzałów Japończyka. Potem zawołał: