Выбрать главу

— Pułkowniku Tanaka, proszę wyjść.

Ponowił wezwanie, ale bez skutku. Mimo to Japończyk, na pewno go słyszał.

— Przystąpimy zaraz do ataku — ciągnął Malko. — Proszę przynajmniej wypuścić człowieka, którego pan więzi.

Ciągłe milczenie. Malko dołączył do Miltona i agentów FBI. Goryl powiedział:

— Będą tu za dziesięć minut z gazami łzawiącymi.

Malko spuścił głowę. Wojna na Pacyfiku dowiodła, że Japończycy nigdy nie poddawali się żywi.

Oparty o ścianę, osłonięty przed kulami pułkownik Tanaka z przykrością spoglądał na agonię grubego Joe.

Rozciągnięty na ziemi, niczym wielka meduza, ciężko oddychał. Z kącika ust spływała mu strużka różowej krwi. Kula Miltona uszkodziła prawe płuco. Nie było cienia nadziei. Palcami drapał posadzkę, nie mógł mówić. Zamglone oczy już nie widziały.

Tanaka był uwięziony. Wiedział, że tamci wykurzą go ogniem albo gazem. Do wyboru. Pozostawało kilka możliwości: rozwiązanie samurajskie, kula w łeb albo skok z szóstego piętra.

Żaden z tych trzech pomysłów nie satysfakcjonował go w pełni. Pułkownik nie odczuwał cienia nienawiści wobec ludzi, którzy oblegali go. Perspektywa zabicia wielu z nich nie nęciła go.

Nagle dobiegł go jakiś szmer. Drgnął i odskoczył w bok, przeklinając się w duchu za nerwowość.

To tylko włączyła się klimatyzacja.

Przez ułamek sekundy doznał okrutnej radości: przez pomyłkę uruchomiono aparaturę zapomniawszy o nim.

Odłożył pistolet i gorączkowo odkręcił pokrywkę pudełka.

W tej samej chwili do jego nozdrzy napłynął zapach gorzkich migdałów. I zrozumiał, że powietrze nie jest wchłaniane lecz wtłaczane do pomieszczenia.

Aparatura działała odwrotnie, wydmuchując śmiercionośny gaz.

Pułkownik Tanaka podszedł do okna i zatrzymał się.

Wystarczyło otworzyć je i wpuścić świeże powietrze.

Rozmyślił się i wpadł na lepszy pomysł. Nie było mu już pisane ujrzeć kwitnących wiśni w Tokio. Ale takie już jest życie. Ukląkł i pochylił się nad wlotem powietrza.

Zapach gorzkich migdałów nasilił się.

Zamknąwszy oczy, oddychał głęboko i zatrzymywał zatrute powietrze w płucach jak rzadki tytoń. W pierwszej chwili nic się nie stało. Potem nieznośne pieczenie rozdarło mu piersi. Miał ochotę rozdrapywać ciało.

Chciał krzyczeć z bólu, ale nie zdołał wydać głosu.

Zatoczył się w tył i upadł skręcony z wytrzeszczonymi oczyma.

W takiej pozycji znalazł go Malko. Z twarzą wykrzywioną przez ból. Brygada specjalna wyłamała drzwi i otworzyła okna, by trujący gaz się ulotnił. Nikt nigdy nie dowie się, czemu pułkownik Minoru Tanaka wdał się w taką aferę. Ci, którzy nim kierowali, wymazali go już z pamięci. Lecz żona i córki będą wiedziały, że umarł, jak człowiek honoru.

Malko pochylił się nad japońskim pułkownikiem i zamknął mu oczy.

W sali Zgromadzenia Ogólnego panowała potworna duchota, gdy panna Brooks, przedstawicielka Liberii ogłosiła oficjalne rezultaty głosowania nad rezolucją numer 569, dotyczącą praw członkowskich Chińskiej Republiki Ludowej w Organizacji Narodów Zjednoczonych. Rezolucja została odrzucona 56 głosami przeciw 48, nie osiągając dwóch trzecich. Sześć krajów głosowało w sposób „niezrozumiały”, wstrzymało się 21, o osiem więcej niż rok temu. O mały włos pułkownikowi Tanace powiodłoby się.

Delegaci pospiesznie ruszyli ku wyjściu, ocierając czoła. Australijczyk szepnął do sąsiada z Argentyny:

— Jeszcze nigdy nie było mi tak gorąco. Chyba poszaleli, żeby wyłączać tu klimatyzację. Rzeczywiście, Ameryka się rozsypuje.

Jeanie schudła, co uwydatniało jeszcze bardziej jej usta i duże piwne oczy. Krzyknęła z radości widząc Malka w drugim, czarnym cadiiiacu, kurtuazyjnym upominku CIA.

Po czterech dniach szpitala czuła się lepiej. Malko wziął od niej torbę i wrzucił ją do samochodu. Jeanie usiadła obok niego.

Kiedy opadła na miękki fotel sukienka zsunęła się jej z ud. W pierwszym odruchu chciała ją obciągnąć, ale tylko przytuliła się do Malka. Poczuł jej gorące usta na szyi.

— Taka jestem szczęśliwa, że pan przyjechał — szepnęła.

Zjechał na prawo i zatrzymał wóz. Jeanie całowała go długo i żarliwie, tuląc się doń z całych sił.

Krisantem ze swoimi rasistowskimi poglądami, dozna potwornego szoku. Malko miał jednak nadzieję, że poczucie obowiązku i lojalności nie pozwoli mu wspomnieć o tym Aleksandrze.