Выбрать главу

W tańcu nie zamienili anii słowa. Kiedy zagrano następny slow, Malko spojrzał na nią.

— Mam wrażenie, że nudzi się pani.

Jada rzuciła głosem bez wyrazu:

— Pierwszy raz zdarza mi się w ten sposób tańczyć z białym.

Nie była to ani zaczepka, ani obelga. Proste stwierdzenie, Malko zmusił się do uśmiechu.

— Nie lubi pani białych?

Duże, czarne oczy Jady pozostały nieprzeniknione, głos jednak nabrał metalicznego dźwięku:

— Sądzi pan, że można lubić białych, będąc czarnym i żyjąc w tym kraju? Czy widział pan już Harlem — te niemowlęta pożerane przez szczury, ośmioletnie dziewczynki, które prostytuują się za grosze, tych...

Zagryzła wargi, milknąc nagle.

— Nienawidzi nas pani, prawda?

— Znam białych — mruknęła. — Jednego tylko mogą ode mnie chcieć: zaciągnąć do łóżka. To wieprze.

Malko miał ochotę powiedzieć jej, że to niezupełnie kwestia rasy. Chcąc przełamać jej dystans, spróbował nią wstrząsnąć:

— Kochała się pani już kiedyś z białym?

Zamarła i rzuciła krótko:

— Zadaje pan zbyt intymne pytanie. Nie lubię tego...

Malko przyjął to do wiadomości. Tańczyli dalej mając wrażenie, że tracą czas. Nagle zapytała:

— Po co chciał się pan ze mną widzieć?

W jej głosie zabrzmiała tym razem dziwna gwałtowność. Zdawała się oczekiwać odpowiedzi na nurtującą ją dalej kwestię.

— John tyle mi mówił o pani urodzie...

Pokręciła głową.

— W Nowym Jorku są setki pięknych dziewcząt.

Muzyka zamilkła i Jada odsunęła się od Malka.

— Muszę wrócić do baru. Dlaczego nie miałby pan siąść przy stoliku? Dołączymy do pana za moment.

Słysząc to odniósł dziwne wrażenie. Ta dziewczyna zupełnie się nim nie interesowała, a jednak nie chciała, żeby odszedł.

— Z przyjemnością. Zamówię szampana i będę czekał.

— Dziękuję za szampana — rzuciła. Proszę o Pepsi.

Nie piję alkoholu.

Kiedy Jada powróciła na swe miejsce przy barze, nie mogła oprzeć się wrażeniu, że Wiktor Kufor dostał ataku pląsawicy. Podskakiwał na taborecie, jakby siedział na rozżarzonych węglach.

— Gdzie on jest? — zapytał głosem, w którym brzmiało z trudem powściągane zdenerwowanie.

— Gdzie on jest? Pozwoliła mu pani odejść?

Jada spokojnie zapaliła papierosa, wypuściła kłąb dymu i powiedziała cicho:

— Proszę się uspokoić. Nie odszedł i nie odejdzie.

Zły uśmiech wykrzywił jej wargi.

— Chyba mu się podobam...

Mężczyzna spojrzał na nią nie rozumiejąc. Położył jej rękę na ramieniu i zapytał zduszonym głosem:

— Kto to jest?

Lekko wzruszyła ramionami.

— Przecież powiedział — przyjaciel Johna.

W jej głosie brzmiała lekka ironia.

— Wie pani równie dobrze jak ja, że kłamie — przerwał zirytowany Wiktor Kufbr. — Byłem najlepszym przyjacielem Johna, a nigdy nie widziałem tego typa ani nie słyszałem o nim I jestem przekonany, że John mu o pani nie wspominał.

— Wiem — powiedziała posępnie Jada.

Bawiła się szklanką, rozglądając się w zamyśleniu. Jej również nie podobało się wtargnięcie jasnowłosego kłamcy. Naturalnie, istniał cień szansy, że jest rzeczywiście zwyczajnym donżuanem. Było to jednak niemal nieprawdopodobne. Jada bowiem nigdy nie spotkała Johna Sokatiego.

Miał jej numer telefonu jako ewentualną drogę kontaktu. Istniały tylko dwie możliwości. Blondyn albo był gliną, albo słyszał o sprawie i miał zamiar to wykorzystać w ten czy inny sposób. W obu przypadkach stanowił zagrożenie. „Bardzo poważne zagrożenie”, pomyślała Jada. W pewnym sensie mieli szczęście, że pojawił się właśnie tego wieczoru. W innych okolicznościach mogłaby mieć wątpliwości.

Wiktor Kufor z przerażeniem rozejrzał się wokół i szepnął:

— Widział mnie. Zna moje nazwisko. Nie powinna pani. Nikt nie powinien wiedzieć, że widzieliśmy się po tym, co się stało. Idę stąd. Nie mogę nic zrobić. Trudno.

Uspokoiła go, mówiąc z lekką pogardą:

— Ryzykuję tak samo, jak pan. Proszę o tym nie zapominać. Niech się pan nie obawia. Nie będzie miał czasu nam przeszkodzić.

Spojrzał na nią nie rozumiejąc, potem jego rysy stężały, twarz poszarzała. Tak przejawia się bladość u Murzynów.

— Chce pani powiedzieć...

— Woli pan ryzykować? — zapytała chłodno.

Podjęła decyzję po tańcu. Czarny śmiesznie potrząsnął głową.

— Nie, oczywiście, że nie, ale nie chciałbym być w to wmieszany. Moja pozycja, rozumie pani...

— Na razie jest mi pan potrzebny — ucięła Jada. — Z pewnością nie mamy do czynienia z durniem, a nie zależy panu na tym, żeby teraz zniknął, nieprawdaż?

Wiktor Kufor nie odpowiedział. Czuł nieprzemożną chęć, żeby wziąć nogi za pas.

Powstrzymywała go od tego jedynie godność doradcy przy ONZ z ramienia Republiki Lesoto. Zwłaszcza, że po śmierci swego zwierzchnika i przyjaciela, Johna Sokatiego, został szefem misji przy ONZ. Z prawem głosu. Nie miał wyboru. Misja Lesoto liczyła zaledwie dwu członków.

Teraz przeklinał chwilę, w której dał się wciągnąć w coś, co wydawało się być złotodajną intrygą, a okazywało się śmiercionośną grą.

Było już jednak za późno.

— Zrobimy tak — zaczęła wyjaśniać Jada.

Pochyliła się do ucha mężczyzny, by nikt ich nie słyszał. Bezwiednie oparła piersi o jego rękę. Był jednak zbyt wzburzony, by cokolwiek odczuwać. A przecież to właśnie Jada stanowiła przynętę, która sprowadziła go na śliską drogę przestępstwa.

Jada wyłuszczyła mu swój plan i zsunęła się z taboretu.

— Idę zadzwonić — powiedziała. — Potem dołączymy do niego.

Równie dobrze mogłaby zaproponować Wiktorowi Kuforowi, żeby wpadł do piekła.

— Jesteśmy — dobiegł Malka ciepły głos Jady.

Ze szklanką w ręku pojawiła się przy jego stoliku promiennie uśmiechnięta i oszałamiająco piękna, w towarzystwie Murzyna z baru. Malko wstał i usadowił swych gości. Czas był najwyższy. Lód stopniał prawie zupełnie w wiaderku z butelką Don Perignona. Kazał ją otworzyć i wzniósł kieliszek.

— Za naszą przyjaźń.

Jada wesoło poszła jego śladem. Wiktor Kufer uczynił to ze zdecydowanie mniejszym entuzjazmem.

Murzynka diametralnie zmieniła sposób bycia. Jej oczy lśniły, siedziała tuż przy Malku, pochylała się nad nim raz po raz, niby po zapałki, ocierając się o niego ledwie zakrytym biustem. Ilekroć na nią spojrzał, napotykał gorący, przyjazny wzrok. Sama zaproponowała mu taniec. Wolny.

Nonszalancko przytuliła się do niego.

— Proszę mi wybaczyć, byłam dla pana bardzo nieuprzejma — powiedziała. — Musiałam po prostu załatwić z tym panem pewien poważny problem, który mnie nękał. Teraz możemy się trochę zabawić.

Gdy dotknął wargami jej szyi, nie próbowała uników.

Przeciwnie, poczuł, że silniej przylgnęła do niego brzuchem. Malko przeklął w duchu. Trafił na luksusową call-girl. Nic dziwnego, że tamten facet się nadął.

Dziewczyna obsługiwała jednocześnie dwóch klientów.

Na próżno tracił czas. Zaproponował, żeby wrócili do stolika. Czarny poprosił Jadę do tańca” ale odmówiła sucho. Pod stołem jej udo trąciło nogę Malka. Przez moment walczył z nęcącą pokusą zafundowania sobie tego pięknego stworzenia na koszt CIA. Wreszcie jednak wzięła górę odpowiedzialność zawodowa.