Wampir Alejandro zrzucił z siebie koszulę. Krzyżyki spadły na asfalt w niedużej kałuży błękitnego ognia i roztopionego metalu. Plecy mężczyzny były czarne, zwęglone, tu i ówdzie można było dostrzec jaśniejsze plamy wielkich pęcherzy. Odwrócił się do mnie, a ja wpakowałam mu kulę w pierś. Strzeliłam trochę za szybko i nawet go nie spowolniłam.
Larry chwycił wampira za kostkę. Mimo to Alejandro wciąż sunął naprzód, wlokąc za sobą Larry’ego po asfalcie niczym krnąbrne dziecko. Złapał go za ramię i pociągnąwszy w górę, postawił na nogi. Larry zarzucił wampirowi na szyję łańcuszek. Ciężki, srebrny krzyż buchnął jasnym płomieniem. Alejandro wrzasnął.
– Do samochodu, szybko! – krzyknęłam.
Larry wślizgnął się za kierownicę, ale zaraz przesunął się na fotel pasażera. Zatrzasnął drzwiczki i wcisnął blokadę, choć nie zdałaby się ona na wiele. Wampir zerwał łańcuszek i cisnął krzyżyk między drzewa rosnące przy drodze. Srebrny krucyfiks przeciął mrok i zniknął jak spadająca gwiazda.
Wsiadłam do samochodu, zamknęłam drzwiczki i wdusiłam blokadę. Przekręciłam bezpiecznik browninga i wsunęłam sobie pistolet między uda.
Alejandro wił się z bólu, za bardzo cierpiał, aby mógł nas ścigać. Doskonale. Tym lepiej dla nas.
Wrzuciłam bieg i ruszyłam na pełnym gazie. Wozem zarzuciło. Zwolniłam z nadświetlnej do prędkości światła, a samochód wyrównał kurs i zjechał na środek drogi. Sunęliśmy przez ciemny tunel, pośród migoczących świateł i cieni drzew. Przy jego końcu pojawiła się postać w bieli o długich, rozwianych na wietrze brązowych włosach. To była wampirzyca, która zaatakowała Larry’ego. Stała pośrodku drogi jak wrośnięta w ziemię. Nawet nie drgnęła. Już wkrótce mieliśmy się przekonać, co było twardsze, samochód czy wampirzyca. W gruncie rzeczy bardzo mnie to ciekawiło. Wdusiłam pedał gazu aż do deski. Wóz wyrwał do przodu. Wampirzyca stała w kompletnym bezruchu, podczas gdy samochód sunął na nią jak burza. Dopiero w ostatniej chwili zorientowałam się, że wampirzyca jednak nie usunie się nam z drogi, ale było już za późno, aby ją ominąć. A więc jednak przyjdzie nam sprawdzić poziom wytrzymałości samochodu i wampirzego ciała. Gdzie jest srebrny samochód, kiedy go potrzeba?
22
Blask świateł samochodu padł na wampirzycę jak promień scenicznego reflektora. Ujrzałam białą twarz, brązowe włosy i wyszczerzone ostre kły. Wpadliśmy na nią z prędkością stu kilometrów na godzinę. Wóz zadygotał. Wampirzyca w przeraźliwie zwolnionym tempie przetoczyła się po masce, a mimo to stało się to zbyt szybko, abym mogła cokolwiek zrobić. Walnęła w przednią szybę z ostrym, drapieżnym trzaskiem. Zgrzytnął metal. Na szkle pojawiła się misterna pajęczyna pęknięć. Odniosłam wrażenie, jakbym spoglądała przez niewłaściwy koniec popękanego pryzmatu. Bezpieczna przednia szyba spełniła swoje zadanie. Nie rozprysła się i nie pocięła nas na strzępy. Po prostu pękła i nic już nie mogłam przez nią zobaczyć. Nie widziałam, gdzie jadę. Dałam po hamulcach.
Silna ręka przebiła szybę, zasypując Larry’ego deszczem lśniących odłamków. Chłopak wrzasnął. Dłoń zacisnęła się na jego koszuli i zaczęła ciągnąć w stronę najeżonej ostrymi odłamkami przedniej szybie.
Skręciłam kierownicę ostro w lewo. Wozem zarzuciło, a ja jedynie mogłam odpuścić trochę gazu, nie dotykać hamulca i jechać dalej.
Larry z całej siły zaciskał palce na uchwycie drzwi i zagłówku. Krzyczał przeraźliwie, stawiając opór ręce ciągnącej go w stronę strzaskanej szyby.
Zmówiłam krótką modlitwę i puściłam kierownicę. Wóz wszedł w poślizg. Przyłożyłam krzyżyk do ręki wampirzycy. Skóra zaczęła dymić i pokryła się bąblami. Dłoń puściła Larry’ego i znikła w otworze w szybie.
Złapałam kierownicę, ale było już trochę za późno. Wóz zjechał z drogi do rowu. Metal zazgrzytał, gdy coś w podwoziu pękło, coś dużego. Rzuciło mnie na drzwiczki. Larry zwalił się na mnie, a potem oboje polecieliśmy w przeciwną stronę. I nagle było po wszystkim. Cisza całkowita. Miałam wrażenie, jakbym ni stąd, ni zowąd ogłuchła. W moich uszach rozbrzmiewał biały szum.
Ktoś powiedział:
– Bogu dzięki – To byłam ja.
Drzwiczki od strony pasażera zostały otwarte jak skorupa orzecha. Cofnęłam się w głąb samochodu. Larry był zdezorientowany. Patrzył przed siebie niewidzącym wzrokiem. W chwilę później został wywleczony z samochodu. Oparłam się o deskę rozdzielczą, celując w miejsce, gdzie zniknął Larry. Spoglądałam w górę, na ciało Larry’ego, wokół szyi którego zaciskała się czarna dłoń. Nie wiedziałam, czy mógł jeszcze oddychać. Wymierzyłam pistolet w śniadą twarz wampira Alejandro. Jego oblicze pozostawało nieodgadnione, gdy powiedział:
– Rozerwę mu gardło.
– Odstrzelę ci głowę – mruknęłam. Przez otwór w przedniej szybie wsunęła się dłoń. – Cofnij się albo stracisz tę śliczną buźkę.
– On umrze pierwszy – wycedził wampir. Mimo to dłoń znikła. W głosie wampira pojawił się obcy akcent. To skutek silnych emocji.
Oczy Larry’ego były nazbyt rozszerzone, nazbyt wybałuszone. Oddychał płytko i zdecydowanie za szybko. Będzie tak dyszał, jeśli tego dożyje.
– Decyduj – rzucił wampir. Głos miał beznamiętny, odarty z wszelkich uczuć.
Przepełnione przerażeniem oczy Larry’ego mówiły aż nazbyt wymownie za ich obu. Zabezpieczyłam broń i podałam mu, kiedy wyciągnął ręki, po pistolet. Wiedziałam, że popełniam błąd, ale wiedziałam też, że nie mogę siedzieć bezczynnie i patrzeć, jak wampir rozdziera Larry’emu gardło. Są rzeczy ważniejsze niż fizyczne przetrwanie. Choćby to, abym rano mogła spokojnie przejrzeć się w lustrze. Oddałam broń z tego samego powodu, dla którego zatrzymałam się dla tamtego dziecka. Nie miałam wyboru. Stałam po stronie dobra. Wybrałam swoją ścieżkę. To oznacza zdolność do poświęceń. I podejmowania często niepopularnych decyzji. Cóż, tak to po prostu bywa. Trzeba przestrzegać pewnych zasad.
23
Twarz Larry’ego przypominała krwawą maskę. Żadna z ran nie wyglądała na poważną, ale nic tak nie krwawi jak płytkie zadrapanie na czaszce. Bezpieczne szkło przedniej szyby samochodu nie było wampiroodporne. Może powinnam napisać w tej sprawie do producenta.
Krew sączyła się po dłoni Alejandro, wciąż zaciśniętej na szyi Larry’ego. Wampir wcisnął sobie mój pistolet z tyłu za pasek spodni. Obchodził się z bronią, jakby umiał jej używać. Szkoda. Większość wampirów nie cierpi wszelkich przejawów techniki. Dzięki temu czasami miewamy nad nimi drobną przewagę.
Krew Larry’ego, spływająca po ręce wampira, była lepka i ciepła jak z wolna tężejąca galaretka. Wampir nie zareagował na krew. Żelazna samokontrola. Wejrzałam w jego niemal czarne oczy i poczułam moc zawartych w nich stuleci, otulającą mnie jak mroczne, błoniaste skrzydła. Świat zawirował. Wnętrze mojej głowy zapadało się i rozprzestrzeniało. Wyciągnęłam rękę, aby się czegoś schwycić, omal nie upadłam. Dłoń pochwyciła moją. Skóra była chłodna i gładka. Odskoczyłam do tyłu, osuwając się na samochód.