– A zatem oblali wodą święconą wampirzycę, która cię ugryzła. Co było potem? – spytałam Larry’ego.
– Przepędzili resztę krwiopijców krzyżami i amuletami.
– Amuletami?
Ruebens wyjął łańcuszek ze zwisającymi zeń dwoma miniaturowymi, oprawnymi w metal książeczkami. Obie swobodnie zmieściłyby się na jednej mojej dłoni i zostałoby jeszcze trochę wolnego miejsca.
– To nie amulety, Larry. To miniaturowe egzemplarze Tory.
– Myślałem, że symbolem Żydów jest gwiazda Dawida.
– Gwiazda nie działa, ponieważ jest symbolem rasy, a nie religii.
– A więc to miniaturowe Biblie?
Uniosłam brwi.
– Tora to nie cała Biblia, a jedynie pierwsze księgi Starego Testamentu, jeśli chodzi o ścisłość.
– Czy Biblia poskutkowałaby w przypadku nas, chrześcijan?
– Nie wiem. Być może. – Tak się składa, że podczas żadnego ataku wampirów nie miałam pod ręką Biblii. Moja wina. Kiedy ostatni raz czytałam Pismo Święte? Czyżbym stawała się wierzącą niepraktykującą? O moją duszę będę się martwić później, gdy moje ciało poczuje się nieco lepiej. – Odwołajcie pogotowie, nic mi nie jest.
– Ale kiepsko pani wygląda – rzekł Ruebens. Wyciągnął rękę, jakby chciał mnie dotknąć. Spojrzałam na niego. Zastygł w bezruchu. – Proszę, panno Blake, chcemy tylko pani pomóc. Mamy wspólnych wrogów.
Zauważyłam zmierzających w naszą stronę policjantów. Towarzyszył im Karl Inger; mówił coś półgłosem do funkcjonariuszy.
– Czy policja wie, że wcześniej do nas strzelaliście? – Przez twarz Ruebensa przemknął cień. – Nie wiedzą, prawda?
– Panno Blake, ocaliliśmy panią od losu gorszego niż śmierć. Popełniłem błąd, podnosząc na panią rękę. Ożywia pani zmarłych, ale jeśli faktycznie jest pani wrogiem wampirów, czyni to nas sojusznikami.
– Wróg mego wroga jest moim przyjacielem, tak?
Skinął głową. Policja była tuż-tuż, jeszcze parę kroków i usłyszą, o czym rozmawiamy.
– W porządku, ale jeśli jeszcze raz wymierzy pan we mnie broń, zapomnę, że ocalił mi pan życie.
– To już się nie powtórzy, panno Blake, ma pani moje słowo.
Chciałam mu jeszcze przyciąć, ale gliniarze byli za blisko. Usłyszeliby moje słowa. Nie zamierzałam wydać im Ruebensa ani jego organizacji, musiałam więc zachować moją ciętą ripostę na następną okazję. Znając Ruebensa, szansa jeszcze się nadarzy.
Skłamałam policji o tym, czego dokonali Najpierw Ludzie, i skłamałam o tym, czego chciał ode mnie Alejandro. Był to po prostu kolejny przykład bezsensownej napaści, dwa podobne ataki zakończyły się śmiercią ofiar. Później wyznam prawdę Dolphowi i Zerbrowskiemu, teraz jednak nie miałam ochoty tłumaczyć zawiłości tej sprawy całkiem obcym glinom. W gruncie rzeczy nie byłam pewna, czy nawet Dolphowi opowiem o wszystkim. Zamierzałam pominąć pewne drobne szczegóły. Jak choćby to, że niemal bezsprzecznie byłam ludzką służebnicą Jean-Claude’a. Nie, lepiej o tym nikomu nie wspominać.
25
Samochód Larry’ego okazał się najnowszym modelem mazdy. Członkowie organizacji Najpierw Ludzie byli do tego stopnia zaabsorbowani wampirami, że nie zdążyli skasować auta. Mieliśmy szczęście, jako że mój wóz do niczego się już nie nadawał. Czekała mnie jeszcze przeprawa z pracownikami firmy ubezpieczeniowej i długie wyczekiwanie na ich ekspertyzę, której orzeczenie będzie zapewne brzmiało, iż samochód nadaje się do kasacji, ale uszkodzeniu musiał ulec jakiś istotny element podwozia, wyciekał stamtąd płyn ciemniejszy od krwi. Przód wozu wyglądał jak po zderzeniu ze słoniem. Potrafię na pierwszy rzut oka rozpoznać samochód nadający się tylko do kasacji.
Ostatnie kilka godzin spędziliśmy na ostrym dyżurze. Pielęgniarze z karetki uparli się, że muszę trafić do lekarza, a Larry’emu trzeba było założyć na czole trzy szwy. Kosmyki jego rudych włosów opadły, przesłaniając ranę. Pierwsza blizna. Pierwsza z wielu, jeśli nie rzuci tego fachu i będzie się trzymał blisko mnie.
– Od ilu godzin opracujesz? Od czternastu? I co o tym sądzisz? – zapytałam.
Zerknął na mnie z ukosa, po czym przeniósł wzrok na drogę. Uśmiechnął się, ale nie wyglądał na rozbawionego.
– Nie wiem.
– Chcesz zostać animatorem czy nie?
– Wydawało mi się, że chcę – odparł.
Szczerość, rzadka cecha.
– Nie masz już pewności?
– Chyba nie.
Nie kontynuowałam tematu. Instynkt podpowiadał mi, żeby zniechęcić go do tego fachu. Chłopak powinien znaleźć sobie jakąś dobrą, normalną robotę. Mimo to wiedziałam, że ożywianie zmarłych nie było czymś, co robiło się z wyboru. Jeżeli twój dar był dostatecznie silny, ożywianie umarłych stawało się koniecznością, w przeciwnym razie moc powracała do ciebie w najmniej odpowiednich momentach. Co wam mówi określenie „przejechane zwierzę”? Dla mojej macochy, Judith, te słowa mówiły aż za dużo. To oczywiste, że nie przepadała za moją pracą. Uważała ją za coś okropnego. Cóż mogłam powiedzieć? Miała rację.
– Osoba z dyplomem z biologii nadnaturalnej mogłaby znaleźć dla siebie bardziej adekwatne zajęcie.
– Jakie? Eksterminator w zoo?
– Nauczyciel – odparłam – strażnik leśny, przyrodnik, biolog, badacz.
– Który z tych zawodów może zapewnić mi równie wysokie zarobki? – spytał.
– Czy pieniądze to jedyny powód, dla którego chcesz zostać animatorem? – Poczułam się rozczarowana.
– Chcę coś zrobić, aby pomagać ludziom. Czy może być coś lepszego, niż wykorzystać moje szczególne umiejętności, aby usunąć z tego świata najgroźniejszych nieumarłych?
Spojrzałam na niego. W ciemnym wnętrzu auta widziałam tylko jego profil podświetlony słabym światłem deski rozdzielczej.
– Nie chcesz być animatorem, lecz zabójcą wampirów. – Nie starałam się ukryć zdziwienia w moim głosie.
– Tak, to mój nadrzędny cel.
– Dlaczego?
– A czemu ty to robisz?
Pokręciłam głową.
– Ty mi odpowiedz, Larry.
– Chcę pomagać ludziom.
– Wobec tego zostań policjantem, oni tam potrzebują ludzi, którzy znają się na istotach nadnaturalnych.
– Wydawało mi się, że spisałem się dziś całkiem nieźle.
– To prawda.
– W takim razie czemu próbuje mi pani to odradzić?
Zastanawiałam się nad możliwą odpowiedzią zawierającą się w monologu, który trwałby krócej niż dziesięć minut.
– To, co stało się dzisiejszej nocy, było potworne, ale będzie jeszcze gorzej.
– Dojeżdżamy do Olive, co dalej?
– Skręć w lewo.
Wóz zjechał na pas do skrętu. Zatrzymaliśmy się na światłach, sygnalizator jarzył się w ciemnościach.
– Nie wiesz, w co się pakujesz – powiedziałam.
– Wobec tego powiedz mi – odparował.
– Zrobię coś więcej. Pokażę ci.
– Co to miało znaczyć?
– Przy trzecich światłach skręć w prawo. – Wjechaliśmy na parking. – Pierwszy budynek po prawej. – Larry zatrzymał wóz na jedynym wolnym miejscu na parkingu. Na moim miejscu. Ale mój mały, biedny nova już nigdy tu nie wróci. W ciemnym wnętrzu auta powoli, z trudem zdjęłam kurtkę. – Zapal podsufitowe światło – rozkazałam. Wykonał polecenie. Był w tym zdecydowanie lepszy ode mnie. A skoro wykonywał moje polecenia, nie miałam nic przeciwko temu. Pokazałam mu blizny na rękach. – Tę w kształcie krzyża otrzymałam od ludzkich sług pewnego wampira, którzy uznali, że to może być zabawne. Bliznowate tkanki w zgięciu ramienia to pamiątka po wampirze, który wgryzł mi się w ramię. Fizjoterapeuta mówi, że to cud, że w ogóle odzyskałam władzę w ręce. Czternaście szwów od ludzkiego sługi i to licząc tylko te na rękach.