– Co ty usiłujesz mi zrobić, Jean-Claude?
Spojrzał na mnie z powagą.
– Uwieść, ma się rozumieć.
Ma się rozumieć. Ależ ze mnie głupia gąska. Przy łóżku zadzwonił telefon. Aparat był elegancki, wytworny, biały ze złotymi dodatkami. Jeszcze przed chwilą go tam nie było. Zadzwonił ponownie i nagle sen zaczął się rwać. Obudziłam się, sięgając po słuchawkę aparatu.
– Halo.
– Co jest, obudziłem cię? – zapytał Irving Griswold.
Zamrugałam, spoglądając na aparat.
– Taak. Która godzina?
– Dziesiąta. Wolałem wcześniej nie dzwonić. Za dobrze cię znam.
– Czego chcesz, Irving?
– Coś ty taka nie w sosie? Wstałaś lewą nogą czy jak?
– Późno wróciłam. I jeszcze nie zdążyłam wstać. Mów, o co ci chodzi, tylko się streszczaj.
– Otóż ja, twój ulubiony reporter, postanowiłem, że z dobroci serca wybaczę ci to opryskliwe powitanie, jeśli tylko odpowiesz mi na kilka pytań.
– Pytań? – powtórzyłam, zaciskając palce na słuchawce. – O czym ty mówisz?
– Czy to prawda, że Najpierw Ludzie ocalili cię wczorajszej nocy, bo tak właśnie twierdzą?
– Tak twierdzą? Czy mógłbyś mówić trochę jaśniej?
– W porannych wiadomościach na Kanale 5 gościem był Jeremy Ruebens. Oznajmił, że on i członkowie organizacji Najpierw Ludzie ubiegłej nocy uratowali ci życie. Ocalili cię przed Mistrzem Miasta.
– To nieprawda.
– Czy mogę cię zacytować?
Zastanowiłam się nad tym przez chwilę.
– Nie.
– Potrzebuję cytatu do mojego artykułu. Daję ci szansę przedstawienia twojej wersji wydarzeń.
– Odkąd to interesuje cię moja wersja wydarzeń?
– Daj spokój, jestem reporterem. To wynika z mojego zawodu.
– Rozumiem. To wiele tłumaczy.
– To jak, usłyszę twoją wersję wydarzeń czy nie?
Zamyśliłam się nad jego propozycją. Irving był moim przyjacielem i dobrym reporterem. Skoro Ruebens od rana puszył się w telewizji ze swoją wersją wypadków, przydałoby się, abym ja również się wypowiedziała.
– Dasz mi kwadrans, abym mogła zaparzyć kawę i ubrać się?
– Jeżeli będę miał wywiad na wyłączność, nie ma sprawy.
– Wobec tego zgoda. – Odłożyłam słuchawkę i w te pędy pognałam w stronę ekspresu.
Kiedy Irving zadzwonił ponownie, miałam już na sobie bawełniane skarpety, dżinsy i przyduży podkoszulek, w którym zresztą spałam, a na stoliku przy aparacie stała filiżanka aromatycznej kawy, cynamonowo-orzechowej, ze sklepu z herbatą i przyprawami na Olive Boulevard. Nie ma nic lepszego, jak rozpocząć dzień od filiżanki gorącego naparu.
– Dobra, mów – zaczął bez ogródek.
– Co jest, Irving, odpuszczasz grę wstępną?
– Do rzeczy, Blake, gonią mnie terminy. Opowiedziałam mu wszystko. Musiałam potwierdzić, że Najpierw Ludzie ocalili moją skórę. Niech to szlag.
– Nie mogę potwierdzić, że wampirem, którego przegnali, był Mistrz Miasta.
– Ejże, wiem, że Mistrzem Miasta jest Jean-Claude. Przeprowadziłem z nim wywiad, pamiętasz?
– Pamiętam.
– I wiem, że ten Indianin to nie Jean-Claude.
– Ale Najpierw Ludzie tego nie wiedzą.
– Tyle ważnych informacji w jednym artykule. Nie masz pojęcia, jak się cieszę. Nie ma to jak robić z tobą wywiad na wyłączność.
– Nie. Nie pisz, że Alejandro nie jest Mistrzem.
– Dlaczego?
– Na twoim miejscu wolałabym najpierw ustalić to wszystko z Jean-Claudem.
Odchrząknął.
– Tak, to niezły pomysł. – Wydawał się zdenerwowany.
– Czy Jean-Claude sprawia ci kłopoty?
– Nie. Czemu pytasz?
– Jak na reportera kiepsko kłamiesz.
– Mamy z Jean-Claudem pewne sprawy. Ale nie dotyczą one Egzekutorki.
– Jasne, uważaj na siebie, dobra?
– Pochlebia mi, że się o mnie martwisz, Anito, ale uwierz mi, dam sobie radę.
Nie próbowałam oponować. Chyba byłam w dobrym nastroju.
– Skoro tak twierdzisz…
Odpuścił ten temat, ja również. Nikt nie potrafił manipulować Jean-Claudem, ale to nie była moja sprawa. To Irvingowi zależało na wywiadzie. Sprawa była bardziej złożona, niż mogło się wydawać, manipulacje, ukryte znaczenia. Nie zdziwiło mnie to, ale nie próbowałam drążyć tematu. Naprawdę.
– Artykuł znajdzie się na pierwszej stronie gazety porannej. Pogadam z Jean-Claudem, czy powinienem wspomnieć, że ten nowy wampir nie jest Mistrzem Miasta.
– Naprawdę wolałabym, abyś się z tym wstrzymał.
– Dlaczego? – W jego głosie pojawiła się nuta podejrzliwości.
– Może to nie takie głupie, aby Najpierw Ludzie uwierzyli, że to Alejandro jest Mistrzem.
– Ale dlaczego?
– Aby nie zabili Jean-Claude’a.
– Aha – mruknął.
– No właśnie.
– Będę miał to na względzie – dodał.
– Mam nadzieję.
– Muszę kończyć. Rozumiesz, terminy.
– W porządku, Irving, pogadamy później.
– Cześć, Anito, dzięki. – Odłożył słuchawkę. Zaczęłam powoli sączyć wciąż jeszcze gorącą kawę.
Z pierwszą filiżanką kawy danego dnia nigdy nie należy się spieszyć. Gdybym zdołała przekonać organizację Najpierw Ludzie, że to Alejandro jest Mistrzem, jeśli kupią ten sam kit co Edward, nikt już nie będzie polować na Jean-Claude’a. To Alejandro stanie się zwierzyną łowną. Wampir mordujący ludzi. Jeżeli do polowania przyłączy się także policja, wampiry-odszczepieńcy znajdą się w mniejszości. Tak, to wszystko podobało mi się coraz bardziej. Sęk w tym, czy wszyscy kupią tę bajeczkę? Nie wiesz tego na pewno, dopóki nie spróbujesz.
28
Dopiłam kawę i ubrałam się, gdy znów zadzwonił telefon. Są takie dni…
– Słucham.
– Pani Blake? – W głosie brzmiała spora niepewność.
– Przy telefonie.
– Mówi Karl Inger.
– Przepraszam za tak oschłe powitanie. Co słychać, panie Inger?
– Mówiła pani, że możemy porozmawiać, jeśli obmyślimy lepszy plan. I oto jest – oznajmił.
– Plan zabicia Mistrza Miasta?
– Tak.
Wzięłam głęboki oddech i powoli wypuściłam powietrze, tak żeby nie było tego słychać przez telefon.
– Panie Inger…
– Proszę mnie wysłuchać. Zeszłej nocy uratowaliśmy pani życie. To z pewnością musi być coś warte.
Zapędził mnie w kozi róg.
– Co to za plan?
– Wolałbym przedstawić go pani osobiście.
– Będę w biurze dopiero za kilka godzin.
– Czy mógłbym odwiedzić panią w domu?
– Nie – odparłam stanowczo. Odruchowo.
– Nie przyjmuje pani klientów w domu?
– Staram się tego unikać.
– Jest pani podejrzliwa.
– Z natury.
– Może spotkalibyśmy się gdzieś indziej? Chciałbym kogoś pani przedstawić.
– Kogo i dlaczego?
– Jego imię nic pani nie powie.
– Proszę spróbować.
– Pan Oliver.
– To imię czy nazwisko?
– Nie wiem.
– W porządku. Czemu miałabym go poznać?
– Bo opracował przemyślny plan zgładzenia Mistrza Miasta.
– Co?
– Nie, chyba jednak będzie lepiej, jeśli pan Oliver przedstawi go pani osobiście. Ma większy dar przekonywania niż ja.
– Dobrze panu idzie – pochwaliłam.
– A więc spotka się pani ze mną?
– Oczywiście, dlaczego nie?
– To cudownie. Czy wie pani, gdzie leży Arnold?
– Tak.
– Pod Arnold, przy Tesson Ferry Road znajduje się sztuczne jezioro, w którym za opłatą można łowić ryby. Wie pani, gdzie to jest?
Miałam wrażenie, że mijałam je, jadąc na miejsce dwóch zbrodni. Wszystkie drogi prowadzą do Arnold.