Выбрать главу

– Cześć, Dolph, co jest?

– Jesteśmy w kancelarii prawnej, o której powiedziała nam twoja przyjaciółka, Veronica Sims. Miło, że najpierw zadzwoniła do ciebie, a nie do nas.

– Najpierw do mnie, ale zaraz potem do was. Czy to źle?

– Skądże.

– Czego się dowiedzieliście? – Nie ściszyłam głosu. Przy zachowaniu odpowiedniej dyskrecji, nawet jeśli rozmawiasz z kimś przy ludziach, osoby postronne nie są w stanie wyłowić niczego istotnego.

– Ta zabita kobieta to Reba Baker. Została zidentyfikowana na podstawie fotografii z kostnicy.

– Niezłe zakończenie tygodnia pracy – stwierdziłam.

Dolph zignorował moją uwagę.

– Obie ofiary miały w swych testamentach specjalną klauzulę. W razie śmierci wskutek ukąszenia przez wampira miały zostać zakołkowane, a następnie poddane kremacji.

– Wygląda mi to na wzorzec – wtrąciłam.

– Ale w jaki sposób wampiry mogły dowiedzieć się, że ci ludzie mieli w swoich testamentach specjalne klauzule?

– Czy to podchwytliwe pytanie, Dolph? Ktoś im powiedział.

– Wiem – mruknął. Wydawał się zniesmaczony. Coś mi umknęło.

– Czego ty właściwie chcesz, Dolph?

– Przesłuchałem wszystkich i każda z tych osób bez wyjątku przysięga, że mówi prawdę. Czy to możliwe, aby ktoś przekazał te informacje i o tym nie pamiętał?

– Chodzi ci o to, że jakiś wampir namącił temu komuś w głowie, aby zdrajca po fakcie nie był świadomy tego, co zrobił?

– Otóż to.

– Jasne – odparłam.

– Czy gdybyś tu przyjechała, mogłabyś rozpoznać osobę poddaną przez wampira hipnozie?

Spojrzałam na twarz mego szefa. Gdybym odpuściła sobie jeszcze jedną noc w najgorętszym sezonie, wylałby mnie jak amen w pacierzu. Bywały takie dni, kiedy ani trochę się tym nie przejmowałam. To nie był jeden z tych dni.

– Szukaj oznak utraty pamięci, luk trwających przez kilka godzin lub nawet parę nocy.

– Coś jeszcze?

– Jeżeli ktoś przekazuje informacje wampirom, może tego nie pamiętać, ale dobry hipnotyzer powinien dać sobie radę z przełamaniem mentalnych blokad.

– Mecenas warczy nam tu o prawach i nakazach. Mamy jedynie nakaz na wgląd do akt, nie do umysłów tamtejszych pracowników.

– Zapytaj go, czy chce być odpowiedzialny za śmierć kolejnej ofiary wampirów, i przy okazji jednego spośród swoich klientów.

– Nie jego, lecz ją, mecenas to kobieta – poprawił mnie.

Poczułam się jak szowinistka.

– Spytaj ją, czy ma ochotę tłumaczyć rodzinie swego klienta, dlaczego utrudnia wam prowadzenie śledztwa.

– Klienci nie dowiedzą się o tym, chyba że sami ich powiadomimy – mruknął Dolph.

– Fakt.

– Ale to przecież szantaż, panno Blake.

– Co racja, to racja.

– W poprzednim życiu musiałaś chyba być gliną – dodał. – Jesteś zbyt podstępna, abyś mogła być kimś innym.

– Dzięki za uznanie.

– Polecisz nam jakiegoś hipnotyzera?

– Alvina Thormunda. Zaczekaj chwilę, podam ci jego numer.

Wyjęłam wizytownik. Trzymałam w nim tylko naprawdę ważne wizytówki osób, z pomocy których mogłam potrzebować nagle skorzystać. Alvin pomagał nam już kilkakrotnie w przypadkach cierpiących na amnezję ofiar ataków wampirów. Podałam Dolphowi numer.

– Dzięki, Anito.

– Daj mi znać, jeśli się czegoś dowiesz. Może będę mogła zidentyfikować wampira, który jest w to zamieszany.

– Chcesz być obecna przy seansie hipnotycznym?

Spojrzałam na Berta. Wciąż wydawał się rozluźniony i zadowolony. Taki był najgroźniejszy.

– Raczej nie. Nagraj całą sesję. Jeśli to będzie konieczne, później przesłucham taśmę.

– Później może oznaczać kolejnego trupa – mruknął Dolph. – Szef znów zalazł ci za skórę?

– Taa – odparłam.

– Mam z nim pogadać? – spytał Dolph.

– Raczej nie.

– Robi ci problemy?

– Jak zwykle.

– W porządku. Zadzwonię do tego Thormunda i nagram całą sesję. Powiadomię cię, jeżeli tylko czegoś się dowiemy.

– Daj mi sygnał na pager.

– Nie ma sprawy. – Odłożył słuchawkę. Nawet się nie pożegnał. Jak zwykle.

Oddałam słuchawkę Bertowi. Odłożył ją, wciąż patrząc na mnie tymi ciepłymi, przyjaznymi oczami.

– Dziś w nocy także musisz współpracować z policją?

– Nie.

– Czemu zawdzięczam ten zaszczyt?

– Odpuść sobie ten sarkastyczny ton, Bert. – Odwróciłam się do Larry’ego. – Jesteś gotowy, młody? Możemy iść?

– Ile masz lat? – zapytał.

Bert uśmiechnął się.

– Czy to ważne? – spytałam.

– Po prostu odpowiedz, dobra?

Wzruszyłam ramionami.

– Dwadzieścia cztery.

– Jesteś starsza ode mnie tylko o cztery lata. Nie mów do mnie „młody”.

Uśmiechnęłam się.

– W porządku, ale lepiej już chodźmy. Mamy do ożywienia paru truposzy. Trzeba zarobić trochę grosza.

Spojrzałam na Berta. Rozparł się w fotelu, splatając dłonie o krótkich, grubych palcach na brzuchu. Uśmiechał się. Miałam ochotę pięścią zetrzeć mu ten uśmiech z twarzy. Pohamowałam się jednak. I niech ktoś teraz powie, że nie panuję nad swymi emocjami.

33

Do świtu została jeszcze godzina. To czas, kiedy wszystkie rybki śpią w jeziorze. Przepraszam, to nie ta bajka. Gdy jestem zmuszona do tak długiego czuwania, zaczynam lekko świrować. Przez całą noc uczyłam Larry’ego, jak być dobrym, szanującym prawo animatorem. Nie byłam pewna, czy Bert doceni to ostatnie, ale ja na pewno.

Cmentarz był mały. Rodzinna parcela. Wzgórze otaczała wąska dwupasmówka, przy której jakby znienacka pojawiał się żwirowany kawałek gruntu. Miało się tylko parę sekund na zastanowienie i było się na miejscu. Groby rozmieszczono na stoku. Zbocze było tak strome, że wydawało się, iż trumny powinny zsunąć się po nim jak lawina.

Staliśmy w mroku, a ponad nami szumiały korony drzew. Po obu stronach drogi rozciągał się gęsty las. Cmentarzyk, choć mały, wyglądał na zadbany. Zajmowali się nim na co dzień żyjący krewni drogich nieobecnych. Wolałam nawet nie myśleć, w jaki sposób koszono tutaj trawę. Może opracowano specjalny system wielokrążków z linami, które zabezpieczały kosiarkę przed wywróceniem i przyłączeniem kosiarza do grona stałych lokatorów tego niedużego poletka.

Nasi ostatni klienci powrócili właśnie do cywilizacji. Ja ożywiłam pięciu umarlaków, Larry jednego. Mógłby ożywić drugiego, ale zaczęło się już robić jasno. Przywoływanie zombi, przynajmniej w moim przypadku, nie zajmuje dużo czasu, ale trzeba jeszcze liczyć dojazd. W ciągu czterech lat zdarzyło mi się ożywić tylko dwóch zombi na jednym cmentarzu tej samej nocy. Większość czasu marnotrawię, prując na łeb na szyję, aby zdążyć na kolejne umówione spotkania.

Mój nieszczęsny wóz został odholowany do stacji obsługi, ale faceci od ubezpieczeń jeszcze go nie widzieli. Podejrzewałam, że skontaktują się ze mną za parę dni lub, co bardziej prawdopodobne, tygodni. Poinformują mnie oczywiście, że auto nadaje się do kasacji. Nie miałam czasu wynająć nowego samochodu, więc pojechaliśmy wozem Larry’ego. To on prowadził. Byłby ze mną, nawet gdybym miała swoje auto. Skarżyłam się na zbytnie obciążenie w pracy, nadmiar zleceń, więc musiałam go wyszkolić. W sumie to całkiem rozsądne rozwiązanie.

Wiatr szumiał wśród drzew. Suche liście z szelestem przetaczały się po szosie. Noc była pełna drobnych, spiesznych odgłosów. Co zwiastowały te dźwięki? Wigilię Wszystkich Świętych. Nieomal czuło się Halloween w powietrzu.

– Uwielbiam takie noce – rzekł Larry.