Выбрать главу

– Nie wydaje się szczególnie wdzięczna za uratowanie życia, nie uważasz, Richardzie?

– Powiedziałaś, że wolałabyś raczej umrzeć, niż stać się lykantropem.

– Wolałabym też umrzeć, niż stać się wampirem.

– On cię nie ugryzł. Nie staniesz się wampirem.

– Będę za to po wsze czasy jego ludzką służebnicą. To ci dopiero perspektywa.

– To zaledwie trzeci znak, Anito. Nie jesteś jeszcze jego służebnicą.

– Nie w tym rzecz. – Spojrzałam na niego. – Czy ty nic nie rozumiesz? Wolałabym, abyś raczej pozwolił mi umrzeć, niż skazał mnie na taki los.

– Nie jest to bez wątpienia los gorszy od śmierci – wtrącił Jean-Claude.

– Krwawiłaś z nosa i z oczu. Wykrwawiałaś się na śmierć w moich ramionach. – Richard postąpił kilka kroków w stronę łóżka i zatrzymał się. – Nie mogłem pozwolić, abyś umarła. – Rozłożył szeroko ręce w geście bezradności.

Wstałam w zwiewnym, jedwabnym negliżu i spojrzałam na nich obu.

– Może Richard tego nie rozumie, ale ty dobrze znasz moje poglądy, Jean-Claude. Wiesz, co czuję. Nie wykręcisz się.

– Może ja także nie chciałem, abyś umarła? Czy o tym pomyślałaś?

Pokręciłam głową.

– Co oznacza trzeci znak? Jakie nadzwyczajne zdolności zapewnia? W jaki sposób pozwoli ci mnie kontrolować?

– Mogę teraz przemawiać do ciebie w myślach, nie tylko we śnie. Zresztą ty również zyskasz pewne nowe właściwości, ma petite. Odtąd będzie cię bardzo trudno zabić. Niestraszne ci będą wszelkie trucizny.

Wciąż kręciłam głową.

– Nie chcę o tym słyszeć. Nie wybaczę ci, Jean-Claude.

– Niczego innego nie oczekiwałem – odparł.

Wydawał się smutny i zadumany.

– Chcę się przebrać i wrócić do domu. Niech mnie ktoś odwiezie. Muszę iść dziś wieczorem do pracy.

– Anito, dziś dwukrotnie omal nie zginęłaś. Jak możesz…

– Mogę, Richardzie. Muszę iść dziś do pracy. Potrzebuję czegoś, co jest wyłącznie moje i nie wiąże się z jego osobą. Ty władczy draniu!

– Znajdź dla niej jakieś rzeczy i odwieź ją do domu, Richardzie. Potrzeba jej czasu, aby przywykła do zmiany, która w niej nastąpiła.

Spojrzałam na Jean-Claude’a, który wciąż siedział skulony w rogu łóżka. Wyglądał olśniewająco i gdybym tylko miała pistolet, zastrzeliłabym go bez chwili wahania. W moich trzewiach zagnieździła się nieprzyjemna, lodowata gula strachu. Jean-Claude, nie zważając na moje zdanie, postanowił uczynić mnie swoją służebnicą. Mogłam krzyczeć i protestować, a on i tak zignorowałby moją opinię.

– Zbliż się do mnie raz jeszcze, Jean-Claude, niezależnie z jakiego powodu, a zabiję cię.

– Teraz łączą nas trzy znaki. Ty również byś ucierpiała.

Wybuchnęłam śmiechem; był zgryźliwy i gorzki.

– Naprawdę sądzisz, że to mogłoby mnie powstrzymać?

Spojrzał na mnie, jego oblicze było spokojne, nieodgadnione, cudne.

– Nie. – Odwrócił się tyłem do mnie i Richarda. – Odwieź ją do domu, Richardzie – powiedział. – Wiesz, w gruncie rzeczy nie zazdroszczę ci tej przejażdżki. – Obejrzał się przez ramię i lekko się uśmiechnął. – Gdy jest zła, nasza Anita bywa wyjątkowo złośliwa.

Miałam ochotę splunąć na niego, ale to by mi nie wystarczyło. Nie mogłam go zabić, a przynajmniej nie tu, nie w tej chwili, więc odpuściłam. Pod naciskiem bywam łaskawa. Wyszłam za Richardem, nie oglądając się ani razu za siebie. Nie chciałam dostrzec odbicia tego doskonałego profilu w lustrze przy toaletce.

Wampiry nie powinny odbijać się w lustrze ani posiadać duszy. On odbijał się w lustrze. Czy miał także duszę? Czy to ważne? Uznałam, że nie. To nie było istotne. Postanowiłam, że wydam Jean-Claude’a panu Oliverowi. Wystawię Mistrza Miasta, aby mógł zostać zgładzony. Jeszcze jeden znak i byłabym na zawsze w jego mocy. Nic z tego. Taki numer nie przejdzie. Prędzej on umrze, niż ja stanę się jego służebnicą. Choćbym nawet miała to przypłacić życiem. Nikt mnie do niczego nie zmusi, nawet jeśli propozycja gwarantowała mi potencjalną nieśmiertelność.

43

Skończyło się na tym, że włożyłam jedną z tych sukienek, których talia kończy się na wysokości bioder. To, że sukienka była o trzy rozmiary za duża, niczego nie zmieniało. Pantofle pasowały, nawet mimo tego, że były na wysokim obcasie. To lepsze niż chodzenie boso. Ponieważ odmówiłam przyjęcia jego kurtki, Richard włączył ogrzewanie w samochodzie. Sprzeczaliśmy się, a przecież nie byliśmy na ani jednej randce. To rekord, nawet jak dla mnie.

– Żyjesz – rzekł po raz siódmy.

– Ale za jaką cenę?

– Uważam, że każde życie jest bezcenne. Ty nie?

– Nie filozofuj, Richardzie. Oddałeś mnie w ręce potworów, które mnie wykorzystały. Nie rozumiesz, że Jean-Claude tylko czekał na taką okazję?

– Ocalił ci życie.

Na tym argumencie opierała się cała jego linia obrony.

– Ale nie zrobił tego, aby mnie ocalić. Postąpił tak, ponieważ chce uczynić mnie swoją niewolnicą.

– Ludzka służebnica nie jest niewolnicą. Powiedziałbym, że jest dokładnie na odwrót. On prawie w ogóle nie będzie mieć nad tobą władzy.

– Ale będzie mógł mówić do mnie w myślach i nawiedzać mnie w snach. – Pokręciłam głową. – Nie pozwól, aby robił z ciebie durnia.

– Zachowujesz się nierozsądnie – powiedział.

To była kropla, która przepełniła czarę.

– To z mojego rozpłatanego nadgarstka pił Mistrz Miasta. Chłeptał moją krew, Richardzie.

– Wiem.

Było coś w sposobie, w jaki to powiedział.

– Przypatrywałeś się temu, ty zboczony sukinsynu.

– Nie, to nie tak.

– A jak? – Usiadłam, krzyżując ręce na brzuchu i łypiąc na niego spode łba. A więc to takiego haka miał na Richarda Jean-Claude. Richard był podglądaczem.

– Chciałem mieć pewność, że uczyni wszystko co w jego mocy, aby ocalić ci życie.

– A co innego mógł zrobić. Przecież pił moją krew, do cholery.

Richard skupił się nagle na prowadzeniu wozu, w ogóle na mnie nie patrzył.

– Mógł cię zgwałcić.

– Sam powiedziałeś, że krwawiłam z oczu i z nosa. To raczej mało romantyczne, w każdym razie jak dla mnie.

– Odniosłem wrażenie, że cała ta krew bardzo go podnieciła.

Spojrzałam na niego.

– Mówisz poważnie?

Pokiwał głową. Siedziałam tam, czując chłód, który przeniknął mnie od stóp do głów.

– Co ci przyszło do głowy, że on mógłby mnie zgwałcić?

– Obudziłaś się w czarnej pościeli. Wcześniej była biała. Położył cię na niej i zaczął rozbierać. Zdjął z ciebie ubranie. Wszędzie była krew. Rozsmarowywał ją sobie po twarzy, smakował. Inny wampir podał mu mały, złoty nożyk.

– Było tam więcej wampirów?

– To było jak rytuał. Wyglądało na to, że obecność widzów jest nieodzowna. Naciął twój nadgarstek i napił się, ale jego dłonie… dotykał nimi twoich piersi. Powiedziałem, że sprowadziłem cię tam, aby cię ocalił, a nie żeby mógł cię zgwałcić.

– Ostre zagranie. Musiało być naprawdę kiepsko. – Richard niespodziewanie zamilkł. – Co? – Pokręcił głową. – Powiedz, Richardzie. Chcę to usłyszeć.

– Jean-Claude spojrzał na mnie, twarz miał całą we krwi i powiedział: „Nie po to czekam tak długo, aby wziąć siłą to, co chcę, żeby dała mi z własnej woli. To prawdziwa pokusa”. A potem spojrzał na ciebie, a na jego twarzy pojawił się dziwny wyraz. To było naprawdę przerażające. On naprawdę wierzy, że… zmienisz zdanie. Że zdołasz go… pokochać.