Выбрать главу

– Richardzie!

Biegłam w jego stronę, lecz było już za późno. Osunął się na posadzkę, buchając krwią i usiłując oddychać, co rzecz jasna było już w jego przypadku niemożliwe. Uklękłam przy nim, próbując powstrzymać upływ krwi. Oczy miał rozszerzone i przepełnione paniką. Tuż przy mnie pojawił się Edward.

– Już nic nie możesz zrobić. Nikt z nas nie może mu pomóc.

– Nie.

– Anito. – Odciągnął mnie od Richarda. – Już za późno.

Płakałam, choć nie zdawałam sobie z tego sprawy.

– Chodź, Anito; zniszcz swego byłego mistrza, tak jak tego pragnęłaś. – Oliver ponownie podsunął mi młotek oraz kołek.

Pokręciłam głową.

Alejandro pomógł mi wstać. Sięgnęłam ręką w stronę Richarda, ale było już za późno. Edward nie mógł mi pomóc. Nikt mi nie mógł pomóc. Nie było sposobu na usunięcie czwartego znaku, uzdrowienie Richarda czy ocalenie Jean-Claude’a. Ale tak czy siak nikt mnie nie zmusi do zakołkowania Jean-Claude’a. To akurat mogłam powstrzymać. Nie zrobię tego i już.

Alejandro prowadził mnie w stronę ołtarza.

Marguerite podczołgała się do podium. Uklękła, kołysząc się w przód i w tył. Jej twarz przypominała krwawą maskę. Wyłupiła sobie oczy.

Oliver ponownie podsunął mi drewniany młotek i kołek. Dłonie miał w białych rękawiczkach, zabarwionych teraz krwią Richarda.

Pokręciłam głową.

– Weźmiesz je. Zrobisz, co ci każę. – Jego drobne oblicze przepełnił wyraz powagi.

– Pieprz się – warknęłam.

– Alejandro, teraz ty ją kontrolujesz.

– Tak, panie, jest moją służebnicą.

Oliver podał mi kołek.

– Wobec tego zmuś ją, aby go unicestwiła.

– Nie mogę jej zmusić, mistrzu. – Mówiąc te słowa, Alejandro uśmiechnął się.

– Dlaczego nie?

– To nekromantka. Mówiłem ci, że zachowa wolną wolę.

– Nie pozwolę, by jakaś uparta kobieta zniweczyła moje wielkie plany.

Próbował owładnąć moim umysłem. Poczułam go, niczym wicher rozpętujący się wewnątrz mojej czaszki, ale jego podmuchy już po chwili ustały. Byłam pełnoprawną ludzką służebnicą, wampirze sztuczki już na mnie nie działały. Nawet sztuczki Olivera.

Zaśmiałam się, a on mnie spoliczkował. Poczułam w ustach smak krwi. Stanął obok mnie i poczułam, że zadrżał. Cały aż trząsł się z wściekłości. Niweczyłam jego plany.

Alejandro był zadowolony. Czułam jego radość jak dotyk ciepłej dłoni na brzuchu.

– Skończ z nim albo obiecuję ci, że zrobię z ciebie krwawą miazgę. Teraz już nie tak łatwo cię zabić. Mogę zadać ci więcej bólu i udręki, niż sobie wyobrażasz, a jednak wrócisz po tym do zdrowia. Niemniej jednak wiedz, że poznasz, co znaczy prawdziwe cierpienie. Rozumiesz, o czym mówię?

Spojrzałam na Jean-Claude’a. Wpatrywał się we mnie. Jego ciemnoniebieskie oczy wyglądały piękniej niż kiedykolwiek.

– Nie zrobię tego – stwierdziłam.

– Nadal ci na nim zależy? Po tym wszystkim, co ci zrobił? – Skinęłam głową. – Zabij go, i to już, teraz, natychmiast albo sam go unicestwię i zrobię to bardzo, bardzo wolno. Będę obdzierał z tkanek jego kości, kawałek po kawałku, tak aby konał jak najdłużej. Dopóki serce i głowa pozostaną nietknięte, nie umrze, niezależnie od tego, co mu zrobię.

Spojrzałam na Jean-Claude’a. Nie mogłam stać bezczynnie i patrzeć spokojnie, jak Oliver będzie go torturował. Musiałam jakoś zareagować. Zrobić coś. Czy szybka śmierć nie była lepszym rozwiązaniem? Kto to wie. Wzięłam z rąk Olivera kołek.

– Zrobię to.

Oliver uśmiechnął się.

– Mądra decyzja. Jean-Claude podziękowałby ci, gdyby mógł. – Przeniosłam wzrok na Jean-Claude’a, trzymając w ręku kołek. Dotknęłam jego piersi, tuż nad blizną w kształcie krzyża. Gdy cofałam dłoń, cała była śliska od krwi. – Zrób to! Natychmiast! – rzucił Oliver.

Odwróciłam się do Olivera, wyciągając lewą rękę po kołek. Gdy mi go podał, wbiłam osikowy kołek w jego pierś.

Karl krzyknął. Z ust Olivera buchnęła krew. Zamarł w bezruchu, jakby z kołkiem wbitym w serce nie mógł się poruszyć, ale nie był martwy, jeszcze nie. Wbiłam mu palce w gardło i szarpnęłam, wyrywając spore fragmenty tkanek, aż moim oczom ukazał się wilgotny i lśniący kręgosłup. Zacisnęłam palce na jednym z kręgów i wyszarpnęłam. Głowa Olivera przekrzywiła się na bok, zwisając na paru strzępach skóry i mięsa. Oderwałam mu głowę i cisnęłam na drugi koniec podium.

Karl Inger leżał przy ołtarzu. Uklękłam przy nim i spróbowałam wyczuć puls. Bez powodzenia. Śmierć Olivera zabiła również jego.

Alejandro zbliżył się do mnie.

– Dokonałaś tego, Anito. Wiedziałem, że możesz go zabić. Byłem pewien, że dasz sobie radę. – Spojrzałam na niego. – A teraz zabijesz Jean-Claude’a i wspólnie będziemy władać tym miastem.

– Tak.

Prawie bez zastanowienia uderzyłam z całej siły, musiałam to zrobić szybko, aby nie zdołał wychwycić w myślach moich intencji. Wbiłam dłonie w jego klatkę piersiową. Trzasnęły żebra, rozcinając mi skórę. Zacisnęłam palce na jego bijącym sercu i zmiażdżyłam oporny mięsień.

Nie mogłam oddychać. Coś ścisnęło mnie w piersiach. Ból był porażający. Wyszarpnęłam jego serce z klatki piersiowej. Upadł z wybałuszonymi oczami i wyrazem zdziwienia na twarzy. Ja także runęłam na ziemię. Z trudem próbowałam zaczerpnąć powietrza. Nie mogłam złapać tchu. Leżałam na ciele mego mistrza i czułam moje serce bijące dla nas obojga. Nie chciał umrzeć.

Zacisnęłam palce na jego szyi i zaczęłam wbijać je w miękkie ciało. Oplotłam szyję dłońmi, dusząc z wszystkich sił. Czułam, jak moje dłonie zagłębiają się w ciele, ale ból był przepotworny. Dławiłam się krwią, naszą krwią.

Traciłam czucie w rękach. Nie wiem, czy wciąż wzmagałam uścisk, czy już rozluźniłam chwyt. Nie czułam nic oprócz bólu. A potem nawet on odpłynął, a ja runęłam na łeb na szyję w ciemność, która nie zaznała i nigdy nie zazna choćby odrobiny światłości.

48

Obudziłam się, wpatrując w bielony sufit. Zamrugałam kilka razy powiekami. Promienie słońca kładły się ciepłymi pasmami na kocu. Łóżko miało metalowe boki. Do ramienia miałam podłączoną kroplówkę. Szpital, a więc nie zginęłam. Życie jest pełne niespodzianek.

Na małym nocnym stoliku były kwiaty i pęk lśniących balonów. Przez chwilę leżałam, ciesząc się świadomością tego, że żyję.

Drzwi otworzyły się i jedyne, co zobaczyłam, to olbrzymi bukiet kwiatów. Bukiet zniżył się i ujrzałam za nim Richarda.

Chyba wstrzymałam oddech. Czułam, jak krew krąży w moich żyłach. Słyszałam jej szum w skroniach. Nie. Nie zemdleję. Ja nigdy nie mdleję. Wreszcie wykrztusiłam:

– Ty nie żyjesz.

Jego uśmiech przygasł.

– Żyję.

– Widziałam, jak Oliver rozszarpał ci gardło. – Ujrzałam tę scenę przed oczami. Widziałam go ciężko dyszącego, konającego.

Postanowiłam usiąść. Zaparłam się, igła kroplówki poruszyła się pod moją skórą, plaster napiął się. To było naprawdę. Nic więcej nie wydawało mi się prawdziwe.

Uniósł dłoń do szyi i nagle znieruchomiał. Przełknął ślinę tak głośno, żebym to usłyszała.

– Widziałaś, jak Oliver rozerwał mi gardło, ale to mnie nie zabiło.

Spojrzałam na niego. Nie miał opatrunku na policzku. Drobne skaleczenie zagoiło się.

– Żaden człowiek nie mógłby tego przeżyć – rzekłam półgłosem.

– Wiem. – Mówiąc to, wydawał się niewiarygodnie smutny.

Panika sprawiła, że głos uwiązł mi w gardle.

– Kim jesteś?

– Lykantropem.