Выбрать главу

Harry pomyślał o Kristin.

Pomyślał o tym, jak razem z Kristin podczas podróży pociągiem po Europie wysiedli na dworcu w Cannes. Był wtedy szczyt sezonu turystycznego i w całym mieście nie dało się znaleźć wolnego miejsca w hotelu za rozsądną cenę. Podróżowali już tak długo, że wyskrobali dno w kasie do czysta i trudno byłoby marzyć, by ich budżet wytrzymał bodaj jedną noc w którymś z licznych luksusowych hoteli. Dowiedzieli się więc, kiedy odchodzi następny pociąg do Paryża, zostawili plecaki w skrytce na dworcu i poszli na Croisette. Spacerowali, przyglądając się ludziom i zwierzętom, wszystkim równie pięknym i bogatym. Patrzyli na niesamowite jachty, każdy z własną załogą, z umocowaną do rufy motorówką z kabiną, pełniącą funkcję szalupy, i lądowiskiem dla helikopterów na dachu – ten widok sprawił, że poprzysięgli sobie już do końca życia głosować na socjalistów.

W końcu od całego tego spacerowania się spocili i doszli do wniosku, że muszą się wykąpać. Ręczniki i kostiumy kąpielowe zostały w plecakach, musieli więc pływać w bieliźnie. Kristin skończyły się czyste majtki, chodziła więc w męskich slipach Harry'ego. Chlapali się w Morzu Śródziemnym, wśród drogich majteczek tanga i ciężkiej złotej biżuterii, szczęśliwie chichocząc w białych trykotowych gatkach. Harry pamiętał, że później leżał na piasku na plecach, patrząc, jak Kristin, przewiązawszy luźno w pasie koszulkę trykotową, ściąga mokre majtki. Napawał się widokiem jej rozgrzanej skóry, pokrytej kropelkami wody błyszczącymi w słońcu, koszulki, która podsuwała się w górę długiego, opalonego uda ku miękkim łukom bioder, przeciągłych spojrzeń Francuzów. W pewnej chwili Kristin na niego popatrzyła, przyłapując go na gorącym uczynku. Uśmiechnęła się i przytrzymała go wzrokiem, wolnym ruchem wkładając dżinsy, wsunęła rękę pod koszulkę, jakby chciała zaciągnąć suwak, ale zostawiła ją tam, uniosła głowę, przymknęła oczy… Potem oblizała wargi różowym koniuszkiem języka, przechyliła się i z głośnym śmiechem upadła na niego.

Później poszli do stanowczo zbyt drogiej restauracji z widokiem na morze, a podczas zachodu słońca siedzieli objęci na plaży. Kristin trochę popłakiwała, ponieważ było tak pięknie. Uzgodnili, że przenocują w hotelu Carl ton i uciekną stamtąd bez płacenia rachunku, ewentualnie zrezygnują z tych dwu dni, które przeznaczyli na Paryż.

Kiedy myślał o Kristin, zawsze najpierw przypominał sobie tamto lato. Było takie intensywne. Później łatwo dawało się powiedzieć, że to przez wiszące w powietrzu rozstanie, ale Harry nie przypominał sobie, żeby akurat wtedy miał tego świadomość.

Jesienią tego samego roku poszedł do wojska, a Kristin jeszcze przed Bożym Narodzeniem poznała jakiegoś muzyka, z którym wyjechała do Londynu.

Przy stoliku ustawionym na chodniku na rogu Campbell Paradę i Lamrock Avenue siedzieli Harry, Lebie i Wadkins. Stolik w tak późne popołudnie stał już w cieniu, ale o tej porze ich ciemne okulary nie rzucały się jeszcze w oczy. Gorzej prezentowali się w marynarkach w taki upał, ale alternatywę stanowiły same koszule i widoczne kabury pistoletów. Niewiele się do siebie odzywali, po prostu czekali.

W połowie drogi między plażą a Campbell Paradę mieścił się St. George's Theatre, piękny żółty budynek, w którym wystąpić miał Otto Rechtnagel.

– Używałeś już kiedyś browninga Hi-Power? – spytał Wadkins.

Harry pokręcił głową. Pokazano mu, jak naładować i zabezpieczyć broń, kiedy wydano mu ją z magazynu, to wszystko. Nie szkodzi, i tak nie wierzył, że Otto wyciągnie pistolet maszynowy i wszystkich skosi.

Lebie sprawdził godzinę.

– Najwyższy czas ruszać – stwierdził. Na czole miał wianuszek kropli potu.

Wadkins chrząknął.

– Okej, ostatnia powtórka: Kiedy wszyscy wyjdą na scenę kłaniać się po finale, Harry i ja wchodzimy drzwiami z boku sceny. Umówiłem się z dozorcą, że będą otwarte. Umieścił też dużą wizytówkę na drzwiach garderoby Rechtnagla. Ustawimy się tam, zaczekamy, aż przyjdzie, i wtedy go zatrzymamy. Trzask, prask, kajdanki. Nie wyciągamy broni, chyba że wymagać tego będzie sytuacja. Wychodzimy tylnym wyjściem, gdzie czeka na nas samochód policyjny. Lebie zostanie na sali i da nam sygnał przez walkie-talkie, kiedy Rechtnagel zejdzie ze sceny. Tak samo postąpi, gdyby Rechtnagel coś zwietrzył i próbował uciec przez salę głównym wejściem. No, idziemy zająć miejsca. Módlmy się, żeby w środku była klimatyzacja.

W niedużej przytulnej sali St. George's Theatre było pełno i atmosfera bardzo się ożywiła, kiedy kurtyna się podniosła, a właściwie nie tyle podniosła, co opadła. Klauni w pierwszej chwili ze zdumieniem wpatrywali się w sufit, od którego kurtyna tak nagle się oderwała, potem zaczęli dyskutować, przesadnie gestykulując, a następnie bez ładu i składu rozbiegli się po scenie, chcąc usunąć z niej zwały materiału. Potykali się przy tym o siebie i uchyleniem kapelusza przepraszali publiczność. Rozległy się śmiechy i zachęcające okrzyki. Odnosiło się wrażenie, że na widowni jest sporo przyjaciół i znajomych aktorów. Scenę sprzątnięto, przerobiono na szafot i przy akompaniamencie powolnego monotonnego rytmu marszu pogrzebowego wygrywanego na jednym bębnie na scenę wszedł Otto.

Na widok gilotyny Harry natychmiast się zorientował, że nastąpi wariant tego samego numeru, który widział w The Powerhouse. Tego wieczoru wyzionąć ducha miała najwyraźniej królowa, gdyż Otto ubrany był w czerwoną balową suknię, nosił też białą perukę z bardzo długimi włosami i twarz miał upudrowaną na biało. Kat również wystąpił w nowym kostiumie, czarnym obcisłym stroju z wielkimi uszami i „błoną” pod pachami, w którym przypominał diabła.

Albo raczej nietoperza, pomyślał Harry.

Ostrze gilotyny uniosło się, na szafocie umieszczono dynię i gilotyna opadła. Z głuchym stukiem uderzyła o szafot, jak gdyby dyni wcale tam nie było. Kat triumfalnie uniósł w górę dwie połówki wielkiego owocu, a publiczność oszalała z radości. Po kilku rozdzierających scenach, podczas których królowa z płaczem błagała o litość, na próżno starając się wyprosić łaskę u kata w czerni, pociągnięto ją na gilotynę. Spod sukni wystawały wierzgające nogi, ku wielkiemu zachwytowi publiczności.

I znów ostrze gilotyny uniosło się do góry, a na bębnie ktoś grał coraz głośniej i szybciej, światła na scenie przygasły.

Wadkins pochylił się do Harry'ego.

– Więc on również na scenie zabija blondynki?

Bębnienie narastało. Harry rozejrzał się dokoła, ludzie siedzieli jak na szpilkach, niektórzy wychylali się z otwartymi ustami, inni zasłaniali oczy. Kilka pokoleń od ponad stu lat przeżywało grozę podczas tego samego numeru. Wadkins jakby w odpowiedzi na myśli Harry'ego znów się nachylił.

– Przemoc jest jak coca-cola i Biblia. Należy do klasyki.

Bęben nie ustawał. Harry doszedł do wniosku, że numer się przeciąga. Kiedy go oglądał poprzednim razem, nie czekano tak długo na opadnięcie ostrza. Kat wyraźnie się zaniepokoił. Kręcił się w kółko, zerkając na szczyt gilotyny, jak gdyby coś było nie tak, a potem nagle, chociaż z pozoru nikt nic nie zrobił, nóż opadł ze świstem. Harry mimowolnie zdrętwiał. Przez salę przeszedł szum, kiedy ostrze uderzyło w kark królowej. Bęben ucichł, a głowa z głuchym łoskotem upadła na podłogę. Nastąpiła chwila martwej ciszy, którą przerwał krzyk z jakiegoś miejsca przed Wadkinsem i Harrym. Na sali zapanował niepokój. Harry w półmroku usiłował się zorientować, co się dzieje, lecz zobaczył jedynie cofającego się kata.