Выбрать главу

– Tak?

– Nie, nic.

– Czytałem w raporcie, że Inger pracowała tu tego wieczoru, którego, jak przypuszczamy, została zamordowana. Wiesz, czy była z kimś umówiona po pracy, czy miała wracać prosto do domu?

– Zabrała z kuchni resztki jedzenia, mówiła, że to dla okropnego psiska. Wiedziałam, że nie ma psa, więc spytałam, dokąd się wybiera. Powiedziała, że do domu. Nic więcej nie wiem.

– Diabeł tasmański – mruknął Harry.

Birgitta popatrzyła na niego pytająco.

– Pies jej gospodarza – wyjaśnił. – Pewnie musiała go przekupywać, żeby ją wpuścił.

Podziękował za informacje. Kiedy już mieli odejść, Birgitta powiedziała:

– Wszyscy w The Albury jesteśmy wstrząśnięci tym, co się stało. Jak przyjęli to jej rodzice?

– Obawiam się, że bardzo ciężko – odparł Harry. – Oboje są oczywiście w szoku i obwiniają się o to, że ją tu puścili. Jutro trumna zostanie wysłana do Norwegii. Mogę się postarać o adres w Oslo, jeśli mielibyście ochotę wysłać jakieś kwiaty na pogrzeb.

– Dziękuję, to bardzo mile z twojej strony.

Harry miał ochotę spytać o coś jeszcze, ale nie przemógł się, żeby to powiedzieć akurat teraz, przy tej rozmowie o śmierci i pogrzebie. W drodze do wyjścia uświadomił sobie jednak, że pożegnalnego uśmiechu Birgitty długo nie zapomni.

– Cholera – powiedział do siebie na głos. – Wóz albo przewóz.

W lokalu wszyscy transwestyci wraz ze sporą liczbą gości stali na barze i naśladowali Katrinę & The Waves, z głośników dudnił przebój Walking on Sunshine.

– W takim miejscu jak The Albury nie ma czasu na zbyt długi smutek – stwierdził Andrew.

– Pewnie tak powinno być – pokiwał głową Harry. – Zycie toczy się dalej.

Poprosił, by Andrew chwilę zaczekał, a sam wrócił do baru i skinął ręką na Birgittę.

– Przepraszam, ostatnie pytanie.

– Słucham.

Harry nabrał głęboko powietrza. Właściwie już żałował, ale było za późno.

– Czy znasz w mieście jakąś dobrą tajską restaurację?

Birgitta zastanowiła się.

– Tak, jest jedna niezła na Bent Street. W śródmieściu. Wiesz, gdzie to jest? Podobno naprawdę dobra.

– Na tyle dobra, że mogłabyś tam pójść ze mną?

To zabrzmiało bardzo marnie, pomyślał Harry. Poza tym to nieprofesjonalne zachowanie, bardzo nieprofesjonalne. Birgitta jęknęła z rezygnacją, lecz nie na tyle wielką, by Harry nie zrozumiał, że to jakiś początek. W dodatku uśmiech cały czas czaił się gdzieś blisko.

– Często pan z tego korzysta, panie policjancie?

– Dość często.

– Działa?

– Statystycznie? Nie najlepiej.

Birgitta roześmiała się, przekrzywiła głowę i zaciekawiona popatrzyła na Harry'ego, w końcu wzruszyła ramionami.

– A dlaczego by nie? Mam wolne w środę. O dziewiątej. I to ty stawiasz, gliniarzu.

3

Biskup, bokser i meduza

Kiedy Harry otworzył oczy, wciąż była dopiero czwarta. Próbował zasnąć, ale myśl o nieznanym mordercy Inger Holter oraz o fakcie, że w Oslo jest ósma wieczorem, nie pozwalały mu zapaść w sen. Poza tym wciąż miał przed oczami piegowatą twarz dziewczyny, z którą rozmawiał zaledwie przez dwie minuty, a która mimo wszystko sprowokowała go do idiotycznego zachowania.

– Nieelegancko, Hole – szepnął w ciemność hotelowego pokoju, przeklinając sam siebie.

O szóstej uznał, że już może wstać. Po odświeżającym prysznicu wyszedł pod bladoniebieskie niebo, na którym wisiało nierzeczywiste poranne słońce. Chciał znaleźć jakieś miejsce, w którym mógłby zjeść śniadanie. Z centrum dobiegał szum, ale poranne godziny szczytu nie dotarły jeszcze tu, do czerwonych latarni i mocno umalowanych na czarno oczu. King's Cross posiadało nieco zwietrzały czar, przeżytą urodę, która wprawiła Harry'ego w taki nastrój, że, idąc, nucił. Oprócz kilku spóźnionych, lekko chwiejących się na nogach nocnych marków, pary śpiącej pod kocem gdzieś na schodach i bladej, cienko ubranej dziwki z porannej zmiany, na ulicach na razie nikogo nie było widać.

Właściciel jednej z restauracji ogródkowych spłukiwał wężem chodnik. Harry uśmiechem wyprosił wczesne podanie śniadania. Kiedy jadł swój bekon z grzanką, swawolny wietrzyk próbował uciec z jego serwetką.

*

– Wcześnie zaczynasz, Holy – stwierdził McCormack. – To dobrze. Mózg funkcjonuje najlepiej między wpół do siódmej a jedenastą. Później, moim zdaniem, to tylko wygłupy. Poza tym rano jest tu spokojnie. Kiedy po dziewiątej zaczyna się hałas, ledwie udaje mi się dodać dwa do dwóch. A ty jak? Mój syn twierdzi, że musi włączać wieżę stereo na fuli, kiedy odrabia lekcje, i że nie może się skupić, kiedy jest tak strasznie cicho. Pojmujesz to? Tak czy owak wczoraj miałem już tego dość, wmaszerowałem do niego i wyłączyłem tę piekielną maszynerię. „Mnie to potrzebne, żeby myśleć” – wrzasnął. Powiedziałem, że ma się uczyć jak normalni ludzie. „Ludzie są różni, staruszku” – odburknął mi ze złością. Akurat jest w tym wieku, no wiesz.

McCormack przerwał, spoglądając na zdjęcie stojące na biurku.

– Masz dzieci, Holy? Nie? Czasami zadaję sobie pytanie, po co ja, na miłość boską, się w to wplątałem. A wracając do rzeczy, w jakiej szczurzej norze cię ulokowali?

– Crescent w King's Cross, sir.

– King's Cross, tak, tak. Nie jesteś pierwszym Norwegiem, który się tam zatrzymał. Parę lat temu mieliśmy oficjalną wizytę biskupa Norwegii czy kogoś w tym stylu, nie pamiętam, jak się nazywał, w każdym razie jego sztab w Oslo zamówił dla niego pokój w King's Cross Hotel. Wydawało im się, że nazwa hotelu zawiera jakieś odniesienia biblijne. Kiedy biskup ze swoim orszakiem przybył do hotelu wieczorem, jedna ze starych, zaprawionych w bojach dziwek zauważyła jego koloratkę i przedstawiła kilka soczystych propozycji. Biskup wymeldował się, chyba jeszcze zanim zanieśli na górę jego walizki…

McCormack śmiał się tak, że z oczu popłynęły mu łzy.

– Tak, tak, Holy. Jakie masz dzisiaj pytania?

– Zastanawiałem się, czy mógłbym zobaczyć zwłoki Inger Holter, zanim zostaną przewiezione do Norwegii, sir.

– Kensington może cię zabrać do kostnicy, kiedy przyjdzie. Ale dostałeś przecież protokół z sekcji.

– Oczywiście, sir, ja tylko…

– Co tylko?

– Lepiej mi się myśli, kiedy mam zwłoki przed oczami, sir.

McCormack odwrócił się do okna i mruknął coś pod nosem. Harry uznał to za zgodę.

Temperatura w piwnicach kostnicy South Sydney wynosiła osiem stopni przy dwudziestu ośmiu stopniach na zewnątrz.

– Zrobiłeś się mądrzejszy? – spytał Andrew. Zatrząsł się z zimna i ciaśniej owinął kurtką.

– Mądrzejszy? Nie – odparł Harry, patrząc na ziemskie szczątki Inger Holter. Jej twarz wyszła z upadku stosunkowo nienaruszona. Jedno nozdrze zostało wprawdzie rozcięte i kość policzkowa z jednej strony wbita, a na jej miejscu utworzyło się spore zagłębienie, nie było jednak żadnych wątpliwości co do tego, że woskowo blada twarz należała do tej samej dziewczyny, która tak promiennie uśmiechała się na zdjęciu w policyjnym raporcie. Na szyi widać było czarne ślady. Resztę ciała pokrywały sińce, rany, duże głębokie rozcięcia. Z jednego wystawała biała kość.

– Rodzice chcieli zobaczyć zdjęcia. Adwokat nalegał, choć ambasada norweska tłumaczyła, że to raczej niewskazane. Matka nie powinna oglądać swojej córki w takim stanie. – Andrew pokręcił głową.