Выбрать главу

– …chodźmy na lunch! – dokończył Andrew.

.

Wmieszali się w tłum turystów, pojechali jednotorową kolejką do Darling Harbour, wysiedli przy Harbourside i znaleźli w restauracji stolik na zewnątrz z widokiem na port.

Obok nich na wysokich szpilkach przemknęła para długich nóg. Andrew jęknął i gwizdnął wysoce niepoprawnie politycznie. Kilka głów w restauracji obróciło się i popatrzyło na nich z irytacją. Harry pokręcił głową.

– Jak się miewa twój przyjaciel Otto?

– Cóż, jest załamany. Został porzucony dla kobiety. Ich kochankowie, jeśli od początku działają na obie strony, to zawsze kończą z kobietą. On tak twierdzi. Ale zapewne przeżyje również tym razem.

Harry ku swemu zaskoczeniu poczuł kroplę deszczu. I rzeczywiście, z północnego zachodu prawie niezauważenie przypłynęły ciężkie chmury.

– W jaki sposób udało ci się rozpoznać to Nimbin na zdjęciu? Przecież widziałeś tylko fasady domów.

– Nimbin? Czyżbym zapomniał ci powiedzieć, że jestem starym hippisem? – Andrew wyszczerzył zęby w uśmiechu. – Mówi się, że ci, którzy twierdzą, że pamiętają Festiwal Aquarius, wcale tam nie byli. Cóż, ja pamiętam przynajmniej domy na głównej ulicy. Wyglądało to jak miasto bezprawia na westernie średniej klasy, pomalowane na psychodeliczne fiolety i żółcie. A prawdę mówiąc, sądziłem, że tylko ja widziałem te kolory pod wpływem pewnych substancji działających na aparat zmysłów. Tak było, dopóki nie zobaczyłem tego zdjęcia w mieszkaniu Inger.

Kiedy wrócili z lunchu, Wadkins zwołał kolejne zebranie w pokoju operacyjnym. Yong Sue znalazł w swoim komputerze interesujące informacje.

– Przejrzałem wszystkie niewyjaśnione morderstwa na terenie Nowej Południowej Walii, jakich dokonano w ciągu ostatnich dziesięciu lat, i trafiłem na cztery, które przypominają naszą sprawę. Zwłoki kobiet znaleziono w odosobnionych miejscach, dwóch na wysypisku śmieci, jednej na skraju lasu przy bocznej drodze, a ciało jednej wyłowiono z Darling River. Wszystkie kobiety zostały prawdopodobnie zabite i wykorzystane seksualnie gdzie indziej, a potem przewiezione i porzucone. I co najważniejsze, wszystkie zostały uduszone i miały na szyi ślady palców.

Yong Sue uśmiechnął się promiennie. Wadkins chrząknął.

– Tylko spokojnie na zakrętach. Ostatecznie uduszenie nie jest wcale niezwykłym sposobem zabójstwa w powiązaniu z gwałtem. A jak to wygląda geograficznie, Sue? Darling River leży cholernie daleko, ponad tysiąc kilometrów od Sydney.

– Niestety, sir. Nie udało mi się ustalić żadnego schematu pod względem geograficznym. – Yong sprawiał wrażenie szczerze zmartwionego.

– Cóż, zwłoki czterech uduszonych kobiet rozrzucone po całym stanie w okresie dziesięciu lat to trochę mało, żeby…

– Jeszcze jedno, sir. Wszystkie te kobiety miały jasne włosy. Mam na myśli nie blond, tylko jasne, wręcz białe włosy. Lebie gwizdnął bezgłośnie. Wokół stołu zapanowała cisza. Wadkins wciąż nie krył sceptycyzmu.

– Mógłbyś użyć trochę matematyki, Yong? Przyjrzeć się statystykom i stwierdzić, czy prawdopodobieństwo mieści się w granicach rozsądku, zanim ogłosimy, że trafiliśmy w cel? Dla wszelkiej pewności powinieneś być może sprawdzić całą Australię. No i zająć się również niewyjaśnionymi gwałtami. Możliwe, że tam też coś znajdziemy.

– To może trochę potrwać, ale spróbuję, sir - Yong znów się uśmiechał.

– Okej. Kensington i Holy, dlaczego jeszcze nie jesteście w drodze do Nimbin?

– Wyjeżdżamy jutro rano, sir – odparł Andrew. – Jest świeża sprawa gwałtu w Lithgow, którą chciałbym zbadać najpierw. Mam przeczucie, że tu może istnieć jakiś związek. Akurat się tam wybieraliśmy.

Wadkins zmarszczył czoło.

– Lithgow? Staramy się pracować jako zespół, Kensington. To znaczy, że dyskutujemy i koordynujemy, a nie tylko wałęsamy się na własną rękę. O ile wiem, nigdy nie rozmawialiśmy o żadnej sprawie gwałtu w Lithgow.

– Po prostu przeczucie, sir.

Wadkins westchnął.

– Cóż, McCormack uważa, że posiadłeś coś w rodzaju szóstego zmysłu…

– My, Aborygeni, utrzymujemy bliższy kontakt ze światem duchów niż blade twarze, sir.

– W moim wydziale praca policyjna nie opiera się na takich kwalifikacjach, Kensington.

– To był żart, sir. Mam w tej sprawie coś jeszcze.

Wadkins pokręcił głową.

– Dobrze, tylko bądźcie jutro w tym porannym samolocie.

Wyjechali z Sydney autostradą. Lithgow to przemysłowe miasteczko liczące jakieś dziesięć, dwanaście tysięcy mieszkańców, ale Harry'emu najbardziej przypominało średniej wielkości wioskę. Przed posterunkiem policji tkwiło na słupie mrugające niebieskie światełko.

Szef posterunku przyjął ich ciepło. Był jowialnym mężczyzną z nadwagą i kolekcją podbródków, miał na nazwisko Larsen i dalekich krewnych w Norwegii.

– Zna pan jakichś Larsenów w Norwegii? – spytał.

– Cóż, jest ich całkiem sporo – odparł Harry.

– Tak, babcia mówiła, że mamy tam u was dużą rodzinę.

– Rzeczywiście.

Larsen dobrze pamiętał tamtą sprawę gwałtu.

– Na szczęście w Lithgow podobne rzeczy nie zdarzają się często. To było na początku listopada. Kobietę napadnięto na jednej z bocznych uliczek, kiedy wracała do domu z pracy na nocnej zmianie, i wciągnięto do samochodu. Sprawca groził jej wielkim nożem, dojechał do odludnej leśnej drogi u stóp Gór Błękitnych i tam zgwałcił na tylnym siedzeniu. Gwałciciel już zaciskał ręce na jej szyi, kiedy z tylu zatrąbił jakiś samochód. Kierowca jadący do letniego domku sądził, że zaskoczył na tej pustej leśnej drodze czułą parkę, i dlatego nie chciał wysiąść. Gdy gwałciciel wrócił na siedzenie kierowcy, kobiecie udało się wymknąć tylnymi drzwiami i podbiec do tamtego drugiego samochodu. Sprawca zrozumiał, że zabawa się skończyła, dodał gazu i zniknął.

* Larsen – nazwisko bardzo popularne w Norwegii (przyp. tłum.).

– Czy któreś z nich zauważyło numer rejestracyjny?

– Ależ skąd, było ciemno i wszystko odbywało się zbyt szybko.

– Czy ta kobieta widziała sprawcę z bliska? Macie rysopis?

– Przybliżony. Jak już mówiłem, było ciemno.

– Przywieźliśmy ze sobą zdjęcie. Ma pan jakiś adres, pod którym moglibyśmy znaleźć tę kobietę?

Larsen podszedł do szafki z dokumentami i zaczął w niej grzebać, ciężko przy tym oddychając.

– A tak w ogóle – zaczął Harry – wie pan, czy to blondynka?

– Blondynka?

– Tak, czy ma jasne włosy, białe?

Podbródki Larsena zaczęły się trząść, a on sam sapał jeszcze ciężej. Harry zrozumiał, że się śmieje.

– Nie, nie, raczej nie, kochany. Ona jest koori.

Harry pytająco popatrzył na Andrew.

Andrew spoglądał w sufit.

– Jest czarna – wyjaśnił w końcu, a Larsen uzupełnił:

– Jak węgiel.

– To znaczy, że koori to jakieś plemię? – spytał Harry, kiedy wyjechali z posterunku.

– No, nie całkiem – odparł Andrew.

– Nie całkiem?

– To długa historia. Kiedy biali przybyli do Australii, żyło tu około siedmiuset pięćdziesięciu tysięcy tubylców podzielonych na sześćset, siedemset plemion. Mówili ponad dwustu pięćdziesięcioma językami, a wiele z nich tak się od siebie różniło, jak angielski od chińskiego. Ale za sprawą kul i prochu, nowych chorób, na które tubylcy nie mieli żadnej odporności, integracji i innych dóbr, przywiezionych przez białego człowieka, liczba ludności dramatycznie się zmniejszyła. Wiele plemion całkiem wyginęło. Zniknęła pierwotna struktura plemienna, a wtedy na nazwanie tych, którzy pozostali, zaczęto używać bardziej ogólnych określeń. Aborygenów, którzy mieszkają tu, na południowym wschodzie, nazywa się koori.