Выбрать главу

– Przestałam.

– Byłaś mężatką?

– Prawie – odparła krótko.

– Prawie?

– Nakryłam narzeczonego w łóżku z kobietą, którą uważałam za swoją przyjaciółkę.

– Och. To paskudne przeżycie – łagodnym tonem oświadczył Tony. – I co zrobiłaś?

– Nie zamordowałam żadnego z nich, ale zerwałam z nimi wszelkie stosunki. Skupiłam całą uwagę i energię na „Ma Chere". Tak nazywa się moja restauracja. I powinnam podziękować niedoszłemu mężowi i dawnej przyjaciółce za odniesiony sukces.

– Czy potem był ktoś inny? – indagował Tony.

Sarah zaprzeczyła ruchem głowy, a potem odwróciła wzrok, by ukryć emocje. Nie, w jej życiu nie było potem nikogo. Aż do tej pory.

Brzydko jest cieszyć się cudzym nieszczęściem, jednak Tony odczuł satysfakcję i zadowolenie. Skoro Sarah nie jest z nikim związana, trzeba postępować z rozmysłem, by jej nie spłoszyć.

– To wielkie szczęście, że miałaś ciotkę.

– Tak. Stałam się jej córką.

Tony wyczuł, że Sarah coś ukrywa.

– Ale miałaś jakieś kłopoty? – zaryzykował pytanie. Zasępiła się.

– Kiedy przed laty Lorett przyjechała do Mar-met, żeby mnie zabrać, była właściwie obcą osobą, ledwie zapamiętaną z kilku naszych wizyt w Nowym Orleanie. Może byłoby lepiej, gdybym w ogóle nie pamiętała własnej matki… Całe lata zajęło mi nabranie pewności, że kiedy wrócę ze szkoły do domu, ciocia będzie na mnie czekała… Poza tym istniał jeszcze inny problem. Byłam osobą spoza kręgu jej przyjaciół i rodziny. – Na twarzy Sarah ukazał się blady uśmiech. – Biała dziewczynka w murzyńskiej społeczności Południa… Tych ludzi spotkało i nadal spotyka wiele niesprawiedliwości. Tolerowali mnie tylko ze względu na Lorett. Upłynęło sporo czasu, zanim zostałam w pełni zaakceptowana.

– A jak jest obecnie? – zapytał Tony.

– Nadal jestem uważana za białą dziewczynę, którą Lorett Boudreaux wzięła swego czasu na wychowanie, ale wszyscy mnie polubili, zresztą ze wzajemnością. – Sarah westchnęła. – W każdym razie kiedy otworzyłam restaurację, w oczach rodziny i znajomych cioci zdobyłam dodatkowy punkt.» – Dlaczego? – chciał wiedzieć Tony.

– Bo serwuję piekielnie dobre gumbo. I cenią sobie mój wspaniały kukurydziany chleb. A ponadto wiedzą, że gdyby choć raz spróbowali potraktować mnie źle, Lorett rzuciłaby na nich urok.

Tony parsknął śmiechem. Ujrzawszy jednak, że Sarah zachowuje powagę, spojrzał na nią z niedowierzaniem.

– Chyba żartowałaś.

– Ani trochę – odrzekła. – Za młodu ciocia Lorett parała się magią. Przysięga, że już dawno temu porzuciła te praktyki, ale nadal ma trzecie oko.

– Co to oznacza?

– W Nowym Orleanie mówi się tak o ludziach, którzy są jasnowidzami.

– Przed taką ciotką nie sposób coś ukryć.

– Żebyś wiedział. – Sarah nagle zadrżała. – Przepraszam cię na chwilę. Pójdę po sweter.

– Poczekaj. – Tony podbiegł do szafy i wyjął pulower. – Weź, a ja dorzucę drew do ognia.

W swetrze od razu zrobiło się jej cieplej. Podeszła za Tonym do kominka. Rozsiadła się wygodnie w dużym, miękkim fotelu.

W kominku trysnął w górę snop iskier. Tony odsunął się od gorącego paleniska i odwrócił w stronę Sarah.

– Masz ochotę na gorącą czekoladę? – zapytał.

– Dobry pomysł – uznała Sarah. – Szybko nas rozgrzeje.

Zaczęła podnosić się z miejsca, ale Tony zaprotestował.

– Zostaw to mnie. Posiedź przy kominku. Szybko wrócę. – Wręczył Sarah pilota. – Może uda ci się znaleźć coś ciekawego w telewizji.

W gruncie rzeczy była zadowolona, że może leniuchować.

– Dziękuję, ale nie jestem przyzwyczajona, by ktoś mnie obsługiwał. Tony pogłaskał Sarah po głowie, jakby była dzieckiem.

– Niedługo wrócę.

Patrzyła za odchodzącym, przyznając z niechęcią, że Tony porusza się zwinnie i wygląda bardzo atrakcyjnie. Odruchowo dotknęła miejsca na głowie, na którym przed chwilą spoczywała jego dłoń. Było gorące. Westchnęła, odchyliła się w fotelu i zamknęła oczy. Sweter, który miała na sobie, był przesycony zapachem Tony'ego…

Otrząsnęła się z dziwacznych myśli. Nękały ją, ponieważ od dłuższego czasu była zmęczona i nadpobudliwa. Owszem, Tony był miły, ale przyszedł jej z pomocą jedynie dlatego, że chciał spłacić dług wobec jej ojca.

Wrócił po kilku minutach. Usłyszała jego kroki i niechętnie otworzyła oczy. Tony niósł tacę z filiżankami pełnymi gorącej czekolady i talerzem kruchych ciasteczek.

Sarah zaczęła się zastanawiać, czy Tony wie, jak bardzo jest atrakcyjny. Szybko jednak uznała, że musi być tego w pełni świadomy. Chętnie dowiedziałaby się, czy w Chicago jest z kimś związany na stałe, ale nie wypadało o to zapytać. Takie pytanie kobieta może zadać mężczyźnie tylko wtedy, kiedy myśli o bliższej znajomości. A ona powinna się teraz skupić wyłącznie na wykryciu zabójcy ojca.

Tony postawił tacę na niskim stoliku.

– Mam nadzieję, że lubisz herbatniki imbirowe. To wszystko, co mam w domu – oznajmił.

– Lubię. Szczerze powiedziawszy, najbardziej ze wszystkich ciasteczek.

– Ja też bardzo je lubię – przyznał z rozbrajającym uśmiechem.

Wręczył Sarah filiżankę z czekoladą, a na serwetce położył dwa herbatniki. Zachowywał się sympatycznie, jak stary przyjaciel. Sarah uznała, że dopóki Tony nie spróbuje posunąć się dalej, dopóty nic jej nie grozi.

Tego wieczoru wreszcie poczuła się bezpieczna, przestała ją dręczyć samotność. Tony DeMarco był ostatnią osobą, jaką spodziewała się tutaj zastać. Jednak jego towarzystwo wpływało na nią dodatnio. Podtrzymywał ją na duchu i dodawał sił.

Sarah zwinęła się w kłębek i naciągnęła kołdrę na ramiona.

Schronienie, które zaofiarował jej Tony, okazało się prawdziwym darem losu. Na zewnątrz przybywało śniegu. O ściany budynku uderzały silne porywy wiatru. Co pewien czas gałęzie łomotały w okna, ale Sarah nie zwracała uwagi na żadne odgłosy.

Ocknęła się tuż przed świtem. Przerażona, walcząc o oddech. Śniła, że znajdowała się głęboko pod wodą, próbując wydostać się na powierzchnię. Płynęła i płynęła, ale mimo wysiłków miała wokół siebie tylko czarną, gładką jak lustro otchłań. Postanowiła pogodzić się z tym, co nieuniknione… I właśnie wtedy się obudziła. – Boże! – jęknęła, zrzucając kołdrę.

Opuściła nogi i dotknęła stopami zimnej podłogi. Naciągnęła szybko wełniane skarpetki i pobiegła do łazienki. Wróciła po kilku minutach i tęsknym wzrokiem popatrzyła na łóżko. Wiedziała jednak, że po takich koszmarach nie ma szans na dalszy spokojny sen. Włożyła szlafrok i podeszła do okna, by sprawdzić, czy nadal pada śnieg. Nie padał, a w dodatku wszystko stopniało.

W panujących ciemnościach nie była w stanie dostrzec jeziora. Wiedziała jednak, że jest w pobliżu, okolone drzewami i ogólnie dostępne dzięki prowadzącym doń drogom. Przyszły jej na myśl wszystkie lata, przez które w tej ponurej topieli spoczywało ciało ojca.

Właśnie zamierzała odejść od okna, gdy nagle zauważyła za szybą jakiś ruch. Spojrzała uważniej, lecz nic nie dostrzegła.

Ubrawszy się szybko, wyszła z pokoju. W domu panowała cisza. Zadowolona, że Tony jeszcze śpi, poszła do kuchni. Jeśli znajdzie odpowiednie składniki, przygotuje dobre śniadanie, na modłę nowoorleańską.

Tony budził się powoli. Przeciągnął się jak kot. Potem podłożył ręce pod głowę i zapatrzył się w sufit. Przez szpary w zasłonach do pokoju przenikały pierwsze promienie słońca. Gdy tylko zamknął oczy, natychmiast pomyślał o śpiącej w pobliżu kobiecie.

Sarah Jane Whitman.

Z pozoru zwykłe imiona i nazwisko, lecz w noszącej je osobie nie było nic zwyczajnego. Zgrabna, gibka i ponętna. Ż oczyma, które mówiły: idź do diabła. I kaskadą ciemnych włosów okalających twarz oraz krągłymi biodrami, którymi tak zmysłowo kręciła przy każdym kroku… Był to dar natury, z którego nie zdawała sobie sprawy, a który przykuwał męską uwagę.