Выбрать главу

– Schodzą już z dachu.

Przylecieli helikopterem, skonstatował.

Cofnął się kilkanaście metrów ku zakrętowi i wyjrzał zza rogu na windy i drzwi do schodów przeciwpożarowych. Oczywiście nie zdaliby się na windę, skoro grzebano w programie ochrony. Ile minęło? Zerknął na zegarek. Cyfry nic mu nie mówiły, szkoda, że nie spojrzał na początku. To cholerne światło wciąż biło z wnętrza mieszkania Bronsteina, tym razem sam Hunt nie domknął drzwi, istna klątwa.

Kiedy powtórnie wyjrzał zza załomu, już biegli: dwóch mężczyzn i kobieta, wysocy, fenożołnierze, tatuaże korporacji jurydycznej na bezwłosych czaszkach, czarne garnitury z monowłókien, broń w dłoniach.

– Do ściany! – krzyknął mańkut.

Hunt posłusznie przypłaszczył się do boazerii.

Prywatne policje jurydykatorów werbowały do swych szeregów nie tyle byłych rządowych gliniarzy, co byłych żołnierzy, i to najczęściej z jednostek specjalnych, szturmowców, antyterrorystów, Cieni – stąd często można było wśród nich spotkać nanocyborgantów, korporacje bardzo to eksponowały w swych kampaniach reklamowych, mitmemy silnie się ukorzeniały. I teraz Nicholas nawet niespecjalnie się zdziwił, widząc nieludzki sprint tej trójki, chodnik rwał się pod ich butami, momentalnie byli przy Huncie, mańkut przypadł doń, przycisnął jeszcze mocniej do ściany, tamtych dwoje przebiegło obok, w milczeniu dopadli drzwi apartamentu Bronsteina, kobieta prysnęła do środka jakimś sprayem, odczekali dwa uderzenia serca, nagle znów: eksplozja ruchu – najpierw mężczyzna kopnął pod klamkę i wskoczył, za nim kobieta, zniknęli Huntowi z oczu. W ogóle niewiele widział zza tarczy ma-sywnego ciała jurdy, tylko płaskie cienie na chodniku.

– Okay – mruknął wreszcie leworęczny jurda i puścił Nicholasa.

– Czysto?

– Tak.

Od schodów szła ku nim fenoazjatka w szarym kostiumie z naturalnych tkanin, ze stanowiącą niemal symbol jej profesji teczką w ręku. Broszka z logo A amp;S spinała wysoko pod szyją jej śnieżnobiałą bluzkę.

Odgarnąwszy z czoła asymetrycznie przycięte włosy, podała Huntowi wąską dłoń. Cashchip potwierdził identyfikację. Ukłoniła się, wyjęła wizytówkę. Rozpoczęły się rytuały NEti. Jurda stał obok, wciąż z bronią w ręku, i pustym wzrokiem patrzył w przestrzeń, zapewne mocno wyślepiony, zapewne wyciągnięty na smyczach zmysłów swych partnerów, przebywających wewnątrz mieszkania Bronsteina.

Po wyjątkowo skróconych formalnościach Arthur Woskowitz wskazała zapraszająco otwarte drzwi.

– Lepiej wejdźmy do środka.

Weszli, mańkut za nimi.

Bronstein wisi, jak wisiał. Po dwójce pozostałych jurd ani śladu. Pewnie nadal sprawdzali kolejne pomieszczenia, coraz dokładniej za każdym następnym razem, do poziomu odcisków palców i biologicznych śladów włącznie.

Pani mecenas rozpoczęła przesłuchanie. Stali przed zwłokami, ona nawet nie odstawiła teczki, nad wszystkim unosił się nastrój tymczasowości, pośpiechu. Hunt mechanicznie odpowiadał na proceduralne pytania. Było to oczywiście rejestrowane, Nicholas dałby sobie głowę uciąć, że od chwili wylądowania na dachu Watergate wszczepki całej czwórki nieprzerwanie pracują w trybie skanu A-V. O ile jednak nie posłuży to ochronie praw ich klienta, nagrania nie zostaną udostępnione sądowi – jeszcze nawet nie powstał taki precedens. Woskowitz szybko odczytywała z niewidzialnej dla Hunta tablicy serie pytań, Nicholas odpowiadał.

Jurdy przeszukiwały wnętrza. Praworęczny i kobieta schowali swoją broń. Przeszli kilkakrotnie przez salon, Kobieta na dłużej zatrzymała się pod żyrandolem. Obchodziła dookoła zwłoki Bronsteina, obwąchiwała – wszystko, byle nie dotknąć.

Woskowitz tymczasem dotarła do przyczyny, dla której Hunt zjawił się u denata.

– Obowiązują mnie reguły poufności – rzekł. – To jest związane z moją pracą. Podpisałem i nie mogę złamać.

– Pracuje pan dla rządu.

– Tak.

– Pan Bronstein…

– Wykonywał pewne prace na zlecenie Białego Domu posiadał stosowne uprawnienia.

– Jest w rozkładzie Secret Service?

– Tak.

– Cholera. – Adwokat po raz pierwszy dała wyraz osobistemu zaangażowaniu. – Dwadzieścia minut. Trzeba było nam już zameldować.

– Powinienem zostać?

– Nie, w tej sytuacji byłoby to niewskazane. Proszę jak najszybciej wrócić do Nowego Jorku, przejmie tam pana nasza filia. Z wszystkimi pytaniami odsyłać do nas. Postaramy się zapewnić panu anonimowość, ale prawdopodobnie i tak coś przecieknie do mediów. Rady: Pełna izolacja. Zmiana kodów i programu sekretaryjnego, polecam Lucjusza. Nie opuszczać NEti. Ograniczyć do minimum pobyty na terenie powszechnie dostępnym, w miejscach publicznych. Pod żadnym pozorem nie wypowiadać wówczas ani słowa, nawet o pogodzie.

– Najgorszy wariant?

– Prawie na pewno wypłynie teoria morderstwa, ktoś tu zadał sobie wiele trudu, żeby umożliwić mu spokojne powieszenie się. A gość mógł przecież po prostu zażyć kevorkiankę. Ale nie. Wieszał się. I to jak. Niby możliwe, ale niepraktyczne. W gruncie rzeczy – jako zabójstwo też niepraktyczne. Dowieść zapewne się nie da, bo zapętlono także korytarz, ale też dlatego Służba na sto procent pójdzie tym tropem. Kto miałby motyw?

Kto miałby motyw wystarczająco silny, aby zamordować Bronsteina?

Prawdę mówiąc teraz, gdy strach już opadł, Hunt nie wyobrażał sobie takiego motywu i nie wierzył, iż to faktycznie był mord. W Prawdziwym Życiu takich rzeczy już od dawna się nie robi, to się po prostu nie kalkuluje, zbyt wielkie ryzyko w stosunku do spodziewanego zysku, zbyt duże bezpośrednie zaangażowanie jest konieczne, żaden polityk na coś takiego nie pójdzie.

Ale – tu Hunt lekko się do siebie uśmiechnął – to nie naczy, że nie można śmierci Bronsteina wykorzystać jako morderstwa. Ludzie kochają podobne afery, bardzo łatwo wzbudzić taki memotrend. Mord polityczny w Watergate! Palce lizać. Jeszcze po stu latach powstawać będą szalone teorie.

– Może mi pani dać ekstra pięć minut? Po krótkiej chwili skinęła głową.

– Gdzie tu jest łazienka? – spytał. Wskazała mu drogę.

Wszedł, zamknął drzwi na zatrzask. Przysiadłszy na krawędzi wanny wyjął i rozłożył ledpada. Plastyczne płótno ledekranu rozwinął do kształtu małego prostokąta. Wszedł na bezpłatne strony PEA, w politykę, w sponsorów kampanii, w rejestr firm. Skopiował ich listę, zsortowaną podług stopnia finansowego zaangażowania. Otworzył z kolei strony wolnego operatora giełdowego CitiBanku i zażądał analizy sytuacji taktycznej tych firm w Wojnach. Wszedł do archiwum, odszukał zapisy z rynku trevelyanistów i sprawdził, kto ostatni wykupił akcje Bronsteina, zanim zostały wycofane z obrotu. Złożenie obu list dało ranking siedmiu firm zarówno zaliczających się do aktualnie rządzącego kolobby, jak i zaangażowanych w karierę Bronsteina.

Wykonał zatem siedem krótkich telefonów. Ósmym zabukował sobie bilet na najbliższy lot do Nowego Jorku, na własne nazwisko, płacąc z własnego konta, otwartym Przelewem.

Następnie złożył ledpad i wyszedł z łazienki. Arthur Woskowitz cierpliwie czekała przy drzwiach. Przepraszam, może już pani ich zawiadomić. Jadę lotnisko. Mógłbym zabrać ze sobą jednego z, mhm, ofioejrzała się na wejście do sypialni. Pojawił się w nim praworęczny jurda. Bez słowa podszedł do Hunta. Mańkut otworzył drzwi, minęli go i ruszyli ku windom. To ich milczenie, ten automatyzm ruchów – Nicholas miał wrażenie że uczestniczy w chińskim dramacie. Zjechali na dół, podał texijo. Jurda wciąż się nie odzywał. Wsiedli, Hunt podał destynację.

– Jak pan myśli – zagadnął policjanta A amp;S, gdy podjeżdżali już pod halę odlotów Third National – sam się powiesił?

– Medalarm zaakceptował hasło – odmruknął jurda. Fakt, alarm medyczny Bronsteina musiał zostać wcześniej wyłączony, inaczej Hunt zastałby tam zespół szybkiej pomocy Bronsteinowego medykatora. Oczywiście są sposoby na wszystko.

Przed zwróceniem texijo Hunt machinalnie zresetował pamięć wozu. Do odlotu pozostawało jeszcze trzydzieści pięć minut. Hunt usiadł przy głównym wejściu, naprzeciw szeregu reklamowych holoram. Stąd widział prawie całą halę. Jurda pochylił się nad Nicholasem. – Jeśli nie ma pan nic przeciwko temu, lepiej byłoby poczekać chociażby w barze, to tu, niedaleko. Nie najbezpieczniejsze miejsce pan wybrał, sir. – Mnie tu dobrze.

Trzydzieści pięć, trzydzieści, dwadzieścia pięć minut. Hunt nerwowo popatrywał na zegarek, świadom, że jurda obserwuje go z tą samą uwagą, co i potencjalne źródła zagrożeń. Dwadzieścia i mniej. Pudło, pudło, pudło, klął się Hunt w myśli. Piętnaście.

Była to kobieta, nierzeźbiona, stara i brzydka. Podeszła do Nicholasa, ale jurda zastąpił jej drogę. Nicholas wstał, odsunął go.

Kobieta podała Huntowi wizytówkę, on przekazał jej swoją. Maria Chigueza. A poniżej: Langolian Group. I nic więcej: żadnego tytułu, wskazówki co do zajmowanego przez nią stanowiska, żadnego adresu, numeru czy kodu telefonu.

Ukłonili się sobie. Chigueza zapraszającym gestem wskazała przeznaczoną dla obu płci, środkową strefę lotniskowego baru. Hunt, też gestem, potwierdził przyjęcie zaproszenia.

Jurda wyprzedził ich, szedł dwa kroki z przodu. Nicholas zastanawiał się, czy nie polecić mu oddalić się na dystans, z którego nie mógłby podsłuchiwać rozmowy Hunta z Chiguezą, ale nie wiedział, jaki to miałby być dystans. Drugi koniec hali? A stróża i świadka mieć musiał, to od razu nadawało rozmowie odpowiedni kontekst. Poza tym -przyznawał się przed sobą samym bez wstydu – wraz z na nową wzbudzoną nadzieją powrócił do niego także strach. Tak niewiele miał kart, tak słabych, tak niewiele wiedział. W myślach przecież stawiał był na General Electric, Langolian go zaskoczył.