Выбрать главу

Zresztą mód technologicznych zahamować się nie da, fraktal postępu nie zatrzyma się na życzenie prawa. Weszłoby to tak czy owak, niezależnie od Monadalnych, niezależnie od wszystkiego – z Azji, z enklaw korporacyjnych Ameryki Południowej, z autorytarnych sojuszy ekonomicznych Afryki. Spróbujmy przynajmniej utrzymać barierę wieku: 18 lat. Tak każe ustawa. Ale i w tym punkcie nikt nie miał wątpliwości: poza NEti rozejdzie się to bez żadnych ograniczeń.

Kilkanaście telefonów przetrzymał sekretarz Huntowi aż do zakończenia konferencji, teraz i z nimi musiał się Nicholas uporać. Zainstalowano estepowca w LabielS. Z CIA donosili, iż z kolei ich estepowcy doszli śladem monad depresyjnych do samego Hanoi. (Te monady depresyjne były ponoć odpowiedzialne za samobójcze decyzje szefów Dwunastu Spółek, tak w każdym razie sądzili analitycy Agencji). McManamara, umiejętnie sprzężony z kilkoma dołującymi trendami, spadł z firmamentu i próbował teraz indukować trendy rewanżystyczne – Flak naśmiewał się z juwenilistów, którzy nigdy nie uczą się na błędach poprzedników, poniewczasie zorientowawszy się w swym nietakcie; Hunt sucho zakończył z nim rozmowę. Dzwonił też Moore, zaniepokojony, bo doszły go pogłoski o zewnętrznym śledztwie w sprawie owego pierwszego przecieku informacji o Monadalnych, o który to przeciek wszyscy posądzali Zespół. Czy Hunt coś o tym słyszał?

Hunt nie słyszał. Nie miał pojęcia, czyja to mogłaby być robota, kandydatów na mścicieli miał wystarczająco wielu by mylić wrogów.

Dzwonili też z „Curtwaitera". Prosili o pozwolenie wyjścia na wody międzynarodowe. Że niby estepowcy wciąż gubią się w szumie. Zrzucił podjęcie tej decyzji na Fortzhausera. Przy okazji dowiedział się, że Marina Vassone z powrotem pojawiła się na horyzoncie.

Jej telefon już działał. Odpowiedział sekretarz, potem ona sama.

Całość szła w audio.

– Nie skorzystała pani z gratisowej Tuluzy? Dlaczego?

– A-a, nie wiem, jakoś nie jestem przekonana.

– Myślałem, że pani właśnie będzie pierwsza…

– Wątpię, żebym była na ich listach, nie dysponuję żadną realną władzą.

– Tym niemniej nie powinna pani wyłączać telefonu, pułkownik już chciał stawiać na nogi tajniaków.

– Musiałam coś załatwić, nie chciałam, żeby się za mną wlekli przez kraj.

Więc jednak gdzieś wyjeżdżała. Bez telefonu, nie korzystając z cashchipu, nie zostawiając namiarów.

– Powinna być pani nieco bardziej ostrożna, najprawdopodobniej ostro się za nas teraz wezmą, węsząc za tym wyimaginowanym przeciekiem, nie trzeba się samemu podstawiać na kozła ofiarnego.

– Niech pan nie przesadza, rozejdzie się po kościach.

– Gdzie pani jest? Zarezerwowałem na jutro stolik w „De Aunche"…

– Przykro mi. Nie będę miała jutro czasu.

– Zajrzy pani do Centrali? Na statek?

– Przepraszam. Nie najlepiej się czuję. Rozłączyła się.

Wychodząc z gabinetu, zastanawiał się, czy słusznie zinterpretował tę odmowę jako sygnał zniechęcający do wszelkich dalszych pozaoficjalnych kontaktów. Być może teraz z kolei on powinien posłać swatkę, a to z zapytaniem o chęć podtrzymania znajomości. Bo – tu aż uderzył laską o ścianę – naprawdę chciał ją podtrzymać, naprawdę tęsknił za oczyma Mariny, za jej dłońmi, za sposobem, w jaki lekko odchylała w tył głowę, zamyślona, wpółuśmiechnięta… A, precz, siło nieczysta!

Noc głęboka, podwójnie pod Necropolis. Korytarze były jeszcze bardziej puste niż zazwyczaj, tę ciszę można butelkować i sprzedawać jako dźwiękowy destylat samotności. Zszedł do sali komputerów Schatzu (czy ja mu naprawdę podpisałem pozwolenie na to wszystko?), ale nawet ona była zamknięta na głucho.

Odwracając się, spostrzegł nie domknięte drzwi do przedsionka sali sarkofagów. Natychmiast poszedł po powierzchni myśli piorun skojarzeń: sarkofagi – półtrupy -telepaci – Czarny – Czarnego twarz. Szybkim krokiem ruszył ku windom.

Ale i spadając do garaży, wciąż tkwił mocno w sieci tych asocjacji. Czarny, jego głód samotności, jego wszechobrzydzenie, jego paranoje. Powracały do Hunta całe zdania. Z pamiętnika Czarnego? z jego z nim rozmów? – już nawet nie pamiętał źródeł. Co to jest? Wyrzuty sumienia? W samochodzie pomyślał o psychoanalityku – ale wolał nie wywlekać tego na wierzch, nie utrwalać słabości. Przejdzie, minie, spłynie.

Mimo wszystko zasnął, zanim dojechał do domu. Jakoś zapomniał o Grudniu i o Skrytojebcy. Był bardzo zmęczony, Lucyfer musiał nim trzykrotnie potrząsać.

11. Rozszczepienie

Nad ranem przyszła jakaś kurierska przesyłka, bezpośrednio na domowy adres Nicholasa Hunta. Diabeł poinformował go o tym zaraz po wygłoszeniu cytatu dnia.

– Nie spodziewajcie się za wiele po końcu świata. Na Portierni czeka przesyłka.

– Niech przyniosą – wymamrotał Hunt crawlujący niemrawo ku brzegowi łóżka. Śniła mu się Ziemia, śniło mu się, że spogląda na nią z lotu ptaka próżni. Ale nie był to zwyczajny sen o lataniu, choć wciąż pamiętał jego nieważkość. Śniło mu się, jak wyciąga rękę i dotyka planety, i wówczas glob, unurzany w boleśnie jaskrawych błękitach, bielach i żółciach, wybucha mu w twarz. Taki miał sen.

Zdziwiło go natężenie światła wpadającego zza okien do wnętrza sypialni, tym bardziej, gdy przypomniał sobie o Necropolis. Spojrzał na timer OVR: południe. Czyżby znowu coś namieszał w ustawieniach wszczepki? Czemu Lucyfer go nie obudził? Ile to telefonów już czeka na niego…? Zakląłby, gdyby było do kogo.

Zwlókłszy się w końcu z łóżka, podreptał do przedpokoju i odebrał przesyłkę. Była to kwadratowa paczuszka, biały karton z nadrukami poczty kurierskiej, prawie w całości mieszczący się w dłoni, bardzo lekki. Potrząsnął -coś zagrzechotało. Obejrzał go ze wszystkich stron, ale pole nadawcy pozostawiono nie wypełnione i nigdzie nie dostrzegł żadnej wskazówki co do jego tożsamości. Nie sądził, że poczty w ogóle przyjmują takie przesyłki.

Lucyfer, nieproszony, wygłosił długą tyradę na temat konieczności ścisłego przestrzegania reguł bezpieczeństwa oraz zagrożeń związanych z pełnioną przez Nicholasa funkcją. (Czasami Hunt miał wątpliwości, ile taki menadżer wszczepki naprawdę jest w stanie zrozumieć z życia właściciela, czasami jednak podejrzewał tu rękę twardej AI). Diabeł posunął się nawet do samodzielnego połączenia z jurydykatorem. Nicholas odpędził go kopniakiem, mało się przy tym nie wywracając.

Otworzył pudełko za pomocą noża do owoców. Nic nie wybuchło. Jeśli uwolnił jakieś nacelowane nań wirusy, to w każdym razie nie superzjadliwe, bo wciąż żył.

W środku były dwa firmowe dyski, dwie kapsułki iniekcyjne, mała kostka szarego, plastikopodobnego materiału, pozbawiona pary skórzana rękawiczka (na lewą dłoń) oraz zwój białego sznurka. Przez jeden z dysków biegł wykonany fioletowym flamastrem, odręczny napis: MODLITWA. Kapsułki miały czarny kolor, na czerni odbijały się wyraźnie jasnoczerwone litery: FS.

Hunt podszedł do wpuszczonego w ścianę terminala i wsunął do napędów oba dyski. Wszczepka zwizualizowała ich zawartość klasycznie: w 2D, w dwóch równoległych kolumnach. Każdy z dysków zajmował pojedynczy, długi plik (w 97% i w 72%). Menadżer nie potrafił rozpoznać ich rodzajów, sugerował użycie kluczy-łamaczy publicznych szyfrów. Z pewnością nie były to samodzielne exeki, nie podchodziły też pod żadne przeglądarki, podgląd bezpośredni pokazywał niezorganizowane śmieci heksadecymalne. Zapis obu tych plików datowano na 17:43:19 wczorajszego wieczoru – no ale to też znaczyło mniej niż nic, bo cóż prostszego od podkręcenia zegara?

Wyjął dyski, rzucił na stół. Z kolei podniósł kapsułki. To akurat wiedział, czym jest, w każdym razie miał silne podejrzenia. Krasnowowy futuroskop. Kto i po co miałby go Huntowi przysyłać?

Cóż, tylko jedna osoba przychodziła Nicholasowi na myśclass="underline" Preslawny. Teraz, gdy po raz drugi przyjrzał się napisowi na dysku, wydało mu się, że rozpoznaje rękę Anzelma. Wszczepka miała w pamięci także podręczny analizator grafologiczny – niestety, Hunt nie dysponował materiałem porównawczym. A nawet gdyby dysponował. Na każdy program jest kontrprogram: istniały na Tuluzę 10 takie specjalistyczne edytory ruchu, które pozwalały z wielką precyzją podrobić każde pismo odręczne. Różnice wyszłyby dopiero przy analizie mikrometrycznej, jako że samego kształtu dłoni, długości palców, budowy ciała -tych rzeczy nie da się zmienić żadnym programem. Ale patrząca oczyma człowieka aplikacja grafologiczna na nic się tu nie zda.

Dlaczego, u diabła, Anzelm nie dołączył żadnej notatki? Przede wszystkim: czemu nie zadzwonił?

Podrzucając w dłoni szarą kostkę, kazał diabłu wywołać Preslawny'ego na kodzie najwyższego priorytetu. Brak sygnału. Aparat wyłączony lub zepsuty.

To oczywiście wzbudziło podejrzenia Hunta. Identyczny dreszcz przeszedł po nim, co wówczas, w Watergate, gdy ujrzał bijący spod drzwi apartamentu Bronsteina trójkąt światła. I identycznie skarcił się w pierwszym odruchu: to nie film. Może rzeczywiście Anzelm po prostu wyłączył swój telefon, jak uczyniła to Vassone. (Choć żadne z nich nie powinno było tego robić bez pozostawienia wiadomości na serwerze operatora).

Ubierając się (wsunął zawartość przesyłki do kieszeni marynarki), a potem w windzie i jadąc już do Cygnus Tower – pospiesznie załatwiał zaległe rozmowy. Był to poniedziałek przełomu, poniedziałek Nowej Równowagi w Wojnach, poniedziałek objawienia. Wydzwaniali z Bunkra, od Moore'a, od Stimmela, na ciągłej wysokopriorytetowej wisiał Oiol, od otwarcia wschodnich giełd nie wychodzący z operacyjnego OVR, w którym z wnętrza swego BMW odwiedził go Hunt. Spotkał tam między innymi duble Kleist i Radicka oraz bezpośrednio wślepionego samego Sekretarza Obrony. Wszyscy już najwyraźniej sko-rzystali z dobrodziejstwa Tuluzy 10. Nicholas pierwszy raz wszedł na OVR czarnych kryształów i uderzył go tłok i chaos panujące na rządowych skrzyżowaniach (Microsoft wygrał przetarg na oprogramowanie dla instytucji federalnych). Musiał czekać po kilka sekund, gdy wchodził na zamknięte kanały prywatne, w wizualizacjach multidialogowych rwał się natomiast transfer danych aktualizujących, wszczepka nie nadążała z wygładzaniem linii A i V. Nicholas przezornie nie wczepiał pozostałych zmysłów, wolał dzisiaj nie ryzykować żadnych sensacji fizjologicznych.