Jest NEti i są kody jeszcze od niej mocniejsze.
– Dlaczego cię ścigają? – pytała. – Dlaczego wydali nakaz? Z kim masz umowę? Skąd wiedziałeś? Kto ci dał? Na co grasz? Kto należy do spisku?
– Jakiego spisku?
– Wymień wszystkie.
– Nie ma żadnego spisku. Chyba że uważasz za takowy ów plan langolianowych strategów, którzy cię skorumpowali.
– Nikt mnie nie korumpował! – warknęła. – To ty masz wszystko: wiedzę, program.
Ha, pomyślał smętnie, znowum wyszedł na szarą eminencję.
– Jaką wiedzę? – westchnął. – Jaki program?
– Wiedziałeś o wirusie. To on jest tym Grudniem, prawda? Wiedziałeś o Modlitwie, miałeś ją przez cały czas w kieszeni!
– Ty sama najwyraźniej też byłaś nie najgorzej poinformowana.
– O Grudniu nie wiedziałam nic. – (Kwiat cięższy od węża). – Kto ci powiedział?
Hunt wzruszył ramionami.
– Nikt. Domyśliłem się. Nazwa kodowa przeciekła do mnie z waszyngtońskich plotek. Popytałem. Wypłynął tylko Wrzesień. – Opowiedział jej o nim słowami fenomurzyna z Hacjendy. Słuchała odchylona w tył, oparta łopatkami o ścianę. – Zacząłem więc się zastanawiać: jaki będzie następny etap w Wojnach Monadalnych, skoro już ustali się równowaga między nowymi mocarstwami? Skojarzy łem z tym, co mówił Schatzu o drugim rodzaju Wojen: wpływie masowym, nieselektywnym. Pamiętaj, że na moim biurku leżał estep, śnił mi się po nocach. Cóż prostszego, rozumowałem, jak podpiąć RNAdycyjną część egzekutywną estepu do Września? I co wówczas otrzymamy? Profilowany genotypicznie wirus zwiększonej podatności na presję myślni, ot co. I nawet zacząłem go podejrzewać u Azjatów. Może Transwaal albo Izrael wspierali w ten sposób swoje ataki na Hongkongijską i Chiny? To znaczy przez wystawienie narodów na trendy gospodarczo samobójcze.
– Słusznie podejrzewałeś – parsknęła. – Chiny odpowiedziały Grudniem otwartym. W ciągu kilku tygodni dotrze do ostatnich eremitów. W telewizji lecą bez przerwy ostrzeżenia i zalecenia Centrum Chorób Zakaźnych. Zabić każde napotkane zwierzę. Nie zbliżać się do szpitali, klinik, miast więziennych. W miastach więziennych krwawe bunty. Na dniach będziemy mieli coś analogicznego do brytyjskiej Ustawy o Rozruchach z 1715, z nie lżejszymi sankcjami. Powyżej sześciorga to już tłum. Zakazane są jakiekolwiek publiczne praktyki religijne. W strefach gęstszego zaludnienia prawdziwy horror, tam najwięcej dzikusów, a ich pierwszych ogarnęło. Bo Grudzień na zastrzeżony genframe designerów przyszedł do nas wczoraj, ten otwarty, na wszystkich rzeźbionych.
– Z kim się kontaktowałaś?
– Vittorio wychodził. Musiał.
– Więc najprawdopodobniej jesteś nosicielem.
– Tak. – (Kwiat cięższy). – Ty już też.
– Tak czy owak, ja mam Grzyba. Zaszczepiłaś się? Nie chcę. Zresztą po Grudniu niewielki to już ma sens: stopniowanie gwałtu.
Noo, nie wiem. Ja jakoś nie…
Ale nie dokończył, bo nagle zorientował się, że to nieprawda. Zadrżał, mróz przeszedł mu po kościach, odruchowo potarł ramiona. Grudzień we krwi. No tak. Przecież czułem to. O: jak słońce bije mi zza pleców. A skąd wiem? Bo Vittorio patrzy. Dlaczego niby obejrzałem się wówczas na drzwi? Ten lęk. Czyj? Nie Mariny aby? Który impuls mój?
Mówić, mówić, mówić, byle szybko, to też jest mantra, chroni.
– A Modlitwa? – pytała. – Skąd ją masz?
Więc odpowiadał, prędko, bez zastanowienia, z myśli najpłytszych, najjaskrawszych:
– Przysłał mi ktoś. Anzelm chyba. Nie mogę jej otworzyć. Tobie się udało? Ty wiesz, co to jest, prawda?
– Sama pomagałam ją układać. – Uciekła wzrokiem w szare niebo, lecz sędzia nie zareagował. – Anzelm? Anzelm nie mógł jej mieć. Nie wiem, ile jej kopii istnieje, ale naprawdę niewiele. To był pomysł Chiguezy, wymyśliła ją po lekturze drugiego memorandum Schatzu. Langolian miał już wówczas swojego Grzyba, wnieśli go w wianie dwaj kognitywiści, których podkupiła z Mostu, i szło tylko o ustalenie profilów.
– Ale co to w ogóle za program?
– Taka nakładka na Grzyb. – Wzruszyła ramionami. Podeszwą lewego buta machinalnie klaskała o ścianę. -Moduluje natężenie i rodzaj indukowanej przez niego emisji psychomemicznej. W skali jednego umysłu niewiele to daje – ale rzecz jest przeznaczona dla grup i całych społeczeństw.
Przypomniał sobie Ronalda Schatzu w „Santuccio". „Proszę to sobie wyobrazić, proszę to sobie tylko wyobrazić…!" Ktoś faktycznie sobie wyobraził.
– Sekretna hodowla monad. Pokręciła głową.
– Nie, nie. Cóż by to w końcu dało? Ile musiałoby być tych monad? Modlitwa działa inaczej: nasyca myślnię określonymi strukturami psychomemicznymi, wywierając podprogową presję. Na przykład korelacji określonego dźwięku, kształtu czy smaku z uczuciem satysfakcji bądź niechęci. Sam Grzyb nie określa przecież „treści" inhibicyjnych wydzielin i tu pozostaje pole dla manipulacji. I jeśli zsynchronizuje się owe emisje u wystarczająco dużej liczby zagrzybionych… Rozumiesz… Kamień filozoficzny inżynierii memetycznej, Graal marketingu.
– Bezpośrednie sterowanie wektorami konsumpcji.-Zobaczył to wyraźnie, niczym w komputerowej animacji. – Tak. Kontroler Modlitwy mógłby wylansować lub utopić każdy jeden produkt. Trudno nie kupić wozu akurat tej marki, skoro śni ci się jego logo po nocach. Całemu miastu całemu narodowi się śni. Cholera, ten Schatzu to zaraza…! Że też… -Nie podchodź!
– Dobra, dobra. A na co ty byłaś w tym wszystkim Chiguezie potrzebna?
– Testy. EEG przejmowanych przez monady. Przed estepem to było przecież jedyne źródło danych. Modlitwa jest bardzo elastyczna, ale nie da się pisać programu zupełnie w ciemno. Nicholas. Komu mówiłeś? Kto wiedział? Dlaczego znaleźliśmy się na czarnej liście? Ja – rozumiem; ale ty?
– Pojęcia nie mam. Może McManamara wykorzystał naturalne ciśnienie… Nie wiem.
– Kto należy do spisku?
– Spisku! Daj że spokój.
– Dlaczego do mnie z tym przyszedłeś?
– Bo dowiedziałem się o twoich powiązaniach z Langolianem. I miałem rację, może nie?
– Dlaczego wezwałeś jurdy?
– Rzucił się na mnie. Co mi pozostało? Masz pretensje? W końcu to był zamach na ciebie.
– Zostawiłeś gdzieś jakieś informacje? Plik powierniczy?
– Nie. Nic.
– Co chciałeś potem zrobić?
– Wykorzystać cię. Co innego? Spotykałaś się z niewidzialną Chiguezą.
– Dobrze.
Nadal nie spoglądała na Hunta. Klap-klap butem o ścianę.- Nicholas zaś popatrywał to na nią, to na Vittoria, który najwyraźniej do reszty zapomniał, że jest człowiekiem, Szukał w sobie Hunt impulsu dla mordu i niczego takiego nie wyczuwał. Co jednak nie stanowiło żadnego dowodu, zważywszy na Grzyb: Vittorio i tak może już w tej chwili planować zabójstwo.
Zebrał się więc w sobie, opanował oddech. W tym momencie jednak Marina podniosła na niego wzrok, zapewne tknięta echem Nicholasowego podenerwowania (jej Grzyb wszak nie chronił) – i w ostatniej chwili zmienił swoją kwestię:
– Nie rozumiem, w jaki sposób Modlitwa mogłaby wejść na cudze Grzyby.
– A w jaki sposób Vittorio zablokował ci wszczepkę? -odmruknęła mu Vassone, znowu zamyślona.
– No właśnie, w jaki?
– Według ciebie czyjej produkcji jest Tuluza 10? Waga ani drgnęła w ręku sędziego.
Czy to możliwe? (Bardzo chciał Nicholas uwierzyć). Cóż, posiada pozory prawdopodobieństwa – przynajmniej dla takiego jak ja laika.
Lecz skąd mogę mieć pewność, że ona naprawdę to powiedziała?
Ta spirala podejrzeń nie ma końca…
Wtem Marina najwyraźniej podjęła jakąś decyzję, bo oderwała się od ściany i ruszyła energicznie ku drzwiom. Koniec przesłuchania. Hunt spiął się.
W progu przystanęła, obejrzała się na niego. Stał tam w milczeniu. Dwoma szybkimi ruchami poprawił mankiety, wyprostował się. Czekał.
– Czemu? – zapytała. Twarz, oczy, głos, wszystko absolutnie bez wyrazu, ale Nicholas poczuł to krótkie szarpnięcie słonego gniewu.
– A tam. Menadżer mojej wszczepki ma silnie rozwinięty instynkt opiekuńczy. Nie odłączyłem mu edytora ruchu. Pewnie wszystko z przeoczenia. Chociaż… diabli wiedzą.
Skinęła mu głową.
Klepnęła wyciągniętą rękę Cienia. Ten opuścił ją, schował broń i cofnął się w głąb białego korytarza. Hunt wściekł się. Skoczył ku drzwiom.