Выбрать главу

    I choć nie wiedział jeszcze, czemu zastygli nagle, jak gdyby porażeni trwogą, pojął, że patrzą na małe dwa żółte kwiatki, które pośród wielu innych jeszcze nie rozkwitłych otworzyły swe drobne korony tuż nad krawędzią wody.

    Starzec z wolna odwrócił się i ujrzawszy za sobą córkę, ujął jej dłoń. Pochyliła głowę, a później wyprostowała się i próbowała uśmiechnąć spoglądając ku niemu.

    Kreteńczycy stali w milczeniu, pojmując, że są świadkami czegoś, co ma wielką wagę dla owych ludzi, lecz nie wiedząc, co by ta rzecz miała oznaczać.

    - Czcigodny wodzu - rzekł król zwracając się ku Widwojosowi. - Kiedy rzekłem ci, że córka moja wyciągnąwszy los, poświęcona została bogu jako ofiara mego ludu, składającego dzięki za przepędzenie złej zimy i nadejście wiosny niosącej życie, nie rzekłem ci wszystkiego, bowiem sprawa ta nie była waszą sprawą, a mieliście odpłynąć jutro rankiem, gdy słońce wzejdzie. Wczoraj jeszcze kwiaty te zaledwie wschodziły i wierzyłem, że jeszcze dni kilka widzieć będę ukochaną córkę moją. Lecz oto zakwitł ów pierwszy żółty kwiat, a za nim drugi... - Urwał i odetchnął głęboko, przymknąwszy oczy. Lecz powściągnął niegodne wodza i króla wzruszenie i dokończył: - Chce prawo, by o świcie dnia następującego po owym dniu, gdy zakwitnie pierwszy z żółtych kwiatów, dziewica ofiarna popłynęła rzeką ku morzu, tak jak spływają rzeką śniegi zimy, aby ustąpić miejsca zieleni wiosennych łąk. Spętawszy ją, ułożą żywą na dnie łodzi obciążonej kamieniami i mającej w dnie otwory, aby mogła z wolna zatonąć. Pchną ją wówczas na wodę i odpłynie od rodzinnych brzegów, zabierając z sobą zimę, ów czas mroku i śmierci, gdy nie kwitną kwiaty i ptak nie śpiewa. A gdy się tak stanie, bóg ześle wiosnę, aby królowała światu karmiąc ludzi i zwierzęta.

    - Królu! - zawołał boski Widwojos nie mogąc powstrzymać okrzyku grozy. - Czyżbyś zniósł, aby zabito własną twą córkę, i godził się na to bez oporu?

    - Wyciągnęła los... - odparł król cicho. - Co roku, gdy dnia poczyna przybywać, jedna z nich wyciąga ów żołądź, a gdy pierwszy kwiat słońca zakwitnie, odpływa wydrążoną łodzią. Jakże mógłbym oddawać inne córy mego ludu na ofiarę, chroniąc własną przed nieodwracalnym wyrokiem boga, który wskazał na nią pośród stu innych? Ma wiosen dziesięć i pięć. Raz już ciągnęła los z pozostałymi, lecz dnia tego inna przyjęła imię Wiosny. Gdyby później poszła do jednego z tych, którzy pragnęli jej za żonę, nie ciągnęłaby losu po raz drugi, gdy minęło lato i nastała nowa zima. Lecz wzgardziła wszystkimi, którzy pragnęli ją wprowadzić do domu swego, nieszczęsna, i oto rozgniewany bóg, widząc ją po raz wtóry, wskazał na nią! Cóż więc mogę uczynić? Jakże mógłbym sprzeciwić się prawom mego ludu? Zabiliby oni mnie i synów moich, gdyby ci stanęli w jej lub mojej obronie. I słusznie uczyniłby lud mój, bowiem czyn taki sprowadziłby nienawiść bogów na wszystkich! Kimże jest człowiek, aby im się sprzeciwiał? Gdybym sam mógł oddać żywot mój za nią, uczyniłbym to. Lecz bogowie nie przyjęliby mej ofiary. Nie zdałoby  się to na nic...

    Raz jeszcze spojrzał z rozpaczą na dwa małe żółte kwiatki i ruszył przed siebie z opuszczoną głową, a książę i Perilawos nie dotrzymując mu kroku pozostali nieco w tyle, pojmując, że pragnie być sam ze swym nieszczęściem. Czterej synowie postępowali krok w krok za ojcem  milcząc.

    Wówczas stała się rzecz dziwna. Ta, której los miał się

    wypełnić o świcie, odwróciła się nagle ku Terteusowi, który stał jak skamieniały, nie mogąc niemal pojąć znaczenia tego, co usłyszał. Stanęła przed nim i przywoławszy skinieniem starego Nasiosa, rzekła cicho, lecz nie kryjąc lica i patrząc Terteusowi w oczy jasnym nieulękłym wzrokiem:

    - Chcą bogowie, abym jutro o świcie umarła. A że stanie się tak, więc nie będę kryła mych myśli, choć . w-innym czasie słowa moje byłyby zbyt śmiałe w ustach niewiasty... - Zawahała się na mgnienie oka, lecz dokończyła: - Nie wiem, czy na szyderstwo, czy też aby ofiara moja stała się większa, sprawili bogowie, że gdy wszedłeś, piękny cudzoziemcze, do izby ojca mego i spojrzałeś na mnie, serce moje roześmiało się do ciebie.... I wiedz, że gdybym żyła, nikt inny... Ty jeden tylko...

    Głos jej załamał się i zamilkła. Wyciągnęła rękę i dotknęła jego ramienia, jak gdyby pragnąc upewnić się, że stoi przed nią i nie jest sama. Później odwróciła się i odeszła.

    Terteus zrobił krok, jak gdyby pragnął pobiec za nią, lecz uniósł tylko dłoń do czoła i potarł je kilkakroć. potrząsając głową jak człowiek, który otrzymał niespodziewane uderzenie. W milczeniu spoglądał za oddalającą się smukłą postacią.

    - Czy słyszałeś, starcze...? - rzekł wreszcie cicho. - Czy słyszałeś?

    Stary Nasios westchnął i nie odparł nic, bowiem dostrzegł mękę malującą się na licu młodego żeglarza.

    - Bogowie! - rzekł Terteus. - Czemu nie zginąłem wcześniej od strzały barbarzyńcy lub kreteńskiego miecza, gdy książę ów pojmał mnie w niewolę? Cóż uczynię teraz? Czemuż nie wyruszyliśmy o dzień wcześniej? Nie ujrzałbym jej nigdy i serce moje byłoby spokojne!

    Na drodze, którą szła dziewczyna, czekał na nią samotny stary człowiek trzymający w dłoni wysoką laskę. Zrównała się z nim i razem zniknęli pomiędzy zabudowaniami, tam gdzie odeszli pozostali.

    Terteus ruszył z opuszczoną głową. Brwi miał zmarszczone, a wargi jego poruszały się, jak gdyby mówił do siebie. Lecz idący obok stary Nasios nie usłyszał słów, które wypowiadał.

    W pewnej chwili Terteus przystanął, wyrwał miecz z pochwy i zamachnąwszy się, jak gdyby godził w człowieka, ściął nim mały kwiat o żółtej koronie, rozkwitły tuż nad ziemią przy ścieżce.