- Mogę, Terteusie, gdyż szczerość jest w twoim głosie. Choć sam nie doznałem tego nigdy.
- Ani ja do tej pory, choć starszy jestem niźli ty niemal o dziesięć wiosen. Lecz nie na tym koniec. Król ów powiódł nas, aby ukazać nam swą wieś, a gdy powracaliśmy, podeszła do mnie owa dziewczyna i rzekła, że serce jej roześmiało się ku mnie, gdy ujrzała mnie po raz pierwszy!
- Zabierz j ą więc z sobą na okręt i uczyń swą żoną, jeśli i ona tego pragnie!
- ... Rzekła mi też - ciągnął Terteus, jak gdyby nie słysząc jego słów - abym nie dziwił się jej szczerości, tak nieprzystojnej niewieście, jutro o świcie bowiem musi umrzeć. Wyciągnęła los i złożą ją na ofiarę w nurtach rzeki! Związana legnie na dnie dziurawej, obciążonej kamieniami łodzi.
Białowłosy milczał przez chwilę, później rzekł cicho:
- Cóż więc uczynimy? Czy pragniesz porwać ją nocą i uciec stąd?
- Gdybym to uczynił, dokąd popłyniemy nie znając drogi? Zabłąkamy się, a lud ów ścigać nas będzie na łodziach i nie spocznie, aż nie wygubi nas pośród bagien. Wówczas wszyscy zginęliby z mojej przyczyny... A zresztą, czy będą pragnęli narazić okręt i siebie na pewną zgubę dla paru spojrzeń, które rzuciła na mnie nieznajoma niewiasta? Jakże mogę iść do nich błagając, aby mnie wspomogli? Gdyby któryś z nich przyszedł do mnie i rzekł, abym znajdując się w miejscu tak nie sprzyjającym i w zgubnych okolicznościach, naraził całą wyprawę na zniszczenie dla jednej nieznanej dziewczyny, z którą nie zamienił i stu stów, cóż bym mu odrzekł?
- Więc zgodzisz się, by zginęła?
- Umrę u jej boku! - rzekł Terteus z uniesieniem. - Lecz nim to nastąpi, mieczem tym wyślę do Krainy Mroku wielu z tych, którzy pragną ją zgubić!
- Czynią oni tak, jak nakazuje prawo owego ludu - rzekł Białowłosy. - A ojciec jej jest królem. Jeśli on jej nie obronił, znaczy to, że sprawa ta jest dla nich święta i nic jej nie może odmienić. Więc nie z nienawiści pragną śmierci tej, na której spoczęły twe oczy.
- To jedynie pragniesz mi rzec? - zapytał Terteus gniewnie.
- Nie. Bowiem jeśli uderzysz na nich, nie będę kryć się przed ich gniewem, lecz stanę przy tobie z obnażonym mieczem. Skoro bogowie tak postanowili, umrzemy tu obaj.
- A ona wraz z nami?
- A ona wraz z nami - powtórzył jak echo Białowłosy. Zamilkli.
- A gdybyśmy udali się do księcia? - Białowłosy myślał gorączkowo. - Śpi on z Perilawosem w osobnej izbie. Zbudźmy ich!
- I cóż nam pomogą? Będzie odwodził mnie od czynów rozpaczliwych, gdyż ufa mi, potrzebny mu jestem' i pragnie, abym poprowadził okręt jego ku celowi wyprawy, którą przedsięwziął. Lecz czy odda żywot swój i swego ukochanego syna dla mej zachcianki, gdyż tak to osądzi?
- Związani są z nami wielką przysięgą... - rzekł Białowłosy z uporem. - A Perilawos wielką ma duszę, choć nie sądziłem tak początkowo. Jeśli on rzeknie, że stanie przy nas i zginie wraz z nami, książę uczyni wszystko, abyśmy przemocą porwali stąd ową dziewczynę.
- To prawda, lecz nawet gdybyśmy zwyciężyli ich, czy nie przemieni się miłość jej ku mnie w nienawiść i wstręt, gdy ujrzy, że na czele naszych ludzi uderzam ' na ojca jej, braci i lud cały, mordując ich? Bo jeśli my ich nie zabijemy, oni uczynią to z nami.
- Cóż więc pragniesz uczynić? Jeśli nie oddadzą ci jej po dobremu, a nie możemy odebrać jej siłą, cóż innego nam pozostaje?
Zamilkli znowu.
- Podstęp... - rzekł Białowłosy.
- Podstęp?
- Zapytałem cię, cóż uczynimy, gdy ani po dobroci, ani przemocą nie możemy jej porwać? Nie odrzekłeś mi nic. Więc sam sobie odparłem: podstęp.
- Jaki podstęp?
- Nie wiem... -Białowłosy w ciemności potrząsnął głową ze zniechęceniem. - Lecz jeśli mamy tu zginąć i nie uratować ani jej, ani siebie, być może jest sposób... Czy pragną ją zabić i ciało puścić z biegiem rzeki?
- Nie. Ojciec jej rzekł, że związaną i żywą złożą ją do łodzi obciążonej kamieniami, w której wywiercą otwory, tak aby rzeka zabrała ją z sobą i zatopiła z wolna.
- Zapewne otwory owe nie mogą być zbyt wielkie, gdyż obciążona łódź zatonęłaby tuż przy brzegu... - rzekł cicho Białowłosy.
a sądzę. Ma ona zabrać z sobą zimę i spłynąć z nią w dal, aby uczynić miejsce wiośnie.
- Cóż, gdybyśmy ukryli się w innej łodzi wśród trzcin i czekali na nią, a gdy nadpłynie wyratowali ją i ukrytą przewieźli ową łodzią na okręt?
- A jeśli inne łodzie będą jej z dala towarzyszyły czekając, aż nurty ją pochłoną? Nie pytałem króla o to, lecz może tak być, bowiem zakręt rzeki jest w pobliżu i z pewnością nie będą chcieli stracić ofiary z oczu, lecz popłyną za nią czekając, aż stanie się to, co ma się stać.
- To prawda... - rzekł Białowłosy. Znowu zamilkli.
- Nie... - rzekł Terteus z rozpaczą. - Nic nie uratuje jej ani mnie! A jeśli rzucę się na nich sam z mieczem w dłoni, powstrzymaj się i nie stawaj przy mnie. Po cóż i ty masz tracić młode życie, skoro rzecz ta ciebie nie dotyczy i pomoc twa na nic się nie zda, a przyniesie ci jedynie zgubę?
Białowłosy zdawał się nie słuchać jego słów. - Tertensie! - rzekł nagle i chwycił go za ramię. - Mówił mi o tym Harmostajos zimą, gdy siedzieliśmy bezczynnie w owej osadzie gawędząc i opowiadając to, cośmy widzieli i przeżyli wałęsając się po świecie! Opowiadał mi, jak podkradał się wraz z innymi towarzyszami do stojących przy brzegu w Amnizos okrętów kupieckich, gdy był chłopcem, aby wspiąć się na pokład i ukraść coś, gdy inni odwracali uwagę straży! Ja także bawiłem się nieraz, gdy byłem dziecięciem, a nauczył mnie tego ojciec mój!