Выбрать главу

    I skinął na swych dwu synów, aby wraz z Kreteńczykami udali się na okręt.

    A gdy wiosła zanurzyły się i wysoka dziewczyna w bieli uniosła w górę ramiona, żegnając brzeg rodzinny, lud pochylił się w niskim pokłonie. Bowiem spoczęła na niej dłoń bogini.

    Samotnie stała na rufie okrętu spoglądając na niknące w oddaleniu domy wsi, aż wreszcie zakręt rzeki przesłonił jej ziemię ojczystą. Wówczas odwróciła się i stojący za nią Terteus ujrzał, że z oczu jej płyną łzy.

    Z dala stali dwaj bracia jej, nadal pełni grozy, nie śmiejąc podejść ni odezwać się do niej, a załoga Angelosa, siedząc przy wiosłach, także nie odrywała od niej oczu.

    Lecz choć młodą była niewiastą na pokładzie okrętu wypełnionego żeglarzami, nie padł żaden nieskromny żart. Bowiem szaleniec jedynie, któremu bogowie odejmą rozum, żartuje z tych, których naznaczyli oni widomie swym piętnem.

    A ona, otarłszy łzy i patrząc wprost w oczy Terteusa, rzekła, przywoławszy skinieniem starego Nasiosa:

    - Zapytaj go, starcze, jak go zowią, gdyż nie dość, że nie znam mowy małżonka mego, lecz nie wiem nawet jakie imię nosi!

    I roześmiała się głośnym, szczęśliwym śmiechem, zapominając, że porzuciła na zawsze dom swój i ojca swego, aby ich już nie ujrzeć więcej.

    Tego wieczora, gdy przybili do bezludnej wysepki na rzece, by rozpalić na niej ognisko i spędzić noc, Terteus zatrzymał się obok miejsca, gdzie Białowłosy siedział z Harmostajosem rozmawiając szeptem i śmiejąc się.

    - Jakże dokonaliście tego? - rzekł pochylając się ku nim i zniżając głos. - Była chwila, gdy pomyślałem, że bogowie przeszkodzili wam i zginie ona w tonącej łodzi pośród fal rzeki. A wówczas nie wiem, co bym uczynił, ogarnięty szaleństwem. - Urwał. -Wyglądało to tak, jak gdyby sama bogini kierowała łodzią!

    - Bo też i tak było... - rzekł Harmostajos. - Stojąc już na pokładzie okrętu, słyszałem cię mówiącego o twym śnie proroczym i uwierzyłem ci! Jakże szczęśliwi są owi, którym pojawiają się bogowie i boginie niosąc im w darze piękne dziewczęta! - I parsknął śmiechem, lecz natychmiast pohamował się nie chcąc, aby inni usłyszeli. Sięgnął pod skórzany kaftan i wyciągnął długą pustą trzcinę. - Przechowam to! - rzekł. - Albowiem spośród wielu opowieści, które pragnę przekazać mym wnukom, jeśli bogowie mi ich użyczą, ta będzie powtarzana najczęściej w długie wieczory zimowe. Lecz któż mi uwierzy? - Znowu się roześmiał. - Najbardziej obawialiśmy się, że płynąc głęboko pod wodą, rozminiemy się z ową łodzią... - rzekł Białowłosy. - Czekaliśmy ukryci przy dziobie okrętu, a gdy owi ludzie pochylili się, by ją pchnąć, ruszyliśmy zanurzeni głęboko, trzymając owe trzciny w ustach i oddychając przez nie. Wiatr i fale marszczyły powierzchnię rzeki, więc nie obawialiśmy się, że nas dostrzegą z brzegu, gdy płynęliśmy z prądem. Później, będąc już pod łodzią, łatwiej było oddychać, gdyż trzymaliśmy je tu u burty i nikt nie mógł dojrzeć ich końców wysuniętych nieznacznie z wody. A powracając ku okrętowi, trzymaliśmy je w dłoniach, płynąc głęboko pod powierzchnią, aby przypadkiem woda nie wypchnęła któregoś z nas zbyt wysoko! - Harmostajos znowu się roześmiał.

    - Bogowie! - rzekł Terteus. - Któż by pomyślał, że rzecz podobna może się udać!

    I odszedł ku swojej pięknej żonie, oczekującej go przy ognisku w towarzystwie księcia, Perilawosa i starego Nasiosa. Albowiem bogom podobny Widwojos i Perilawos byli jedynymi, którzy wiedzieli, jak przemyślnie bogini doprowadziła łódź ku brzegowi. Nikt inny nie miał się tego nigdy dowiedzieć, co było rzeczą słuszną. Albowiem w chwili klęski lub niebezpieczeństwa niejeden mógłby zwrócić się przeciw Terteusowi mówiąc, że sprowadził na okręt nieszczęście, kradnąc ofiarę należną obcemu bogu, który oto mści się za zniewagę.

    A Harmostajos z Białowłosym raz jeszcze spojrzeli na swe wydrążone trzciny. Nie powiedzieli Terteusowi o tym, jak Białowłosy nie pragnąc wysuwać zbyt daleko wylotu swej trzciny, zanurzył go nieopatrznie i opił się wody rzecznej miast powietrza, a później z pękającymi z bólu płucami pchał łódź ku brzegowi i zawrócił płynąc na oślep ku okrętowi, wiedząc, że nie wynurzy się, by zaczerpnąć tchu. Wiedział, że jeśli nie zdoła już ruszyć ręką, wówczas zmusi swe ciało, aby opadło na dno i tam skonało. Albowiem gdyby wypłynął, wówczas wszystko byłoby stracone, zginąłby oszalały z bólu Terteus, dziewczyna i zapewne wielu innych, gdyż na wybrzeżu rozgorzałby bój. W ostatniej chwili dotknął palcami dna okrętu i z wolna wynurzył głowę, chwytając powietrze i kryjąc się w cieniu burty, choć nikt nie spoglądał wówczas w ową stronę, gdyż oczy wszystkich skierowane były ku łodzi, która cudownym sposobem wróciła ku brzegowi.

    Lecz po cóż miał mówić o tym Terteusowi? Harmostajos, który znał prawdę, gdyż pomógł mu, półżywemu, wydźwignąć się na osłoniętą przed oczyma ludzi zewnętrzną burtę okrętu, także już o tym zapomniał. Byli młodzi, wszystko skończyło się szczęśliwie, a zresztą któż rozważa nieszczęścia, które nie nastąpiły, lecz mogły nastąpić? Głupiec jedynie, bowiem wszystko jest w ręku bogów.

    Płynęli jeszcze przez dni trzy, aż napotkali osadę, gdzie spędzili noc i dzień, i noc następną. Synowie króla opowiedzieli mieszkańcom o cudownym wydarzeniu, więc oddawano im tam cześć niemal boską, a niewiasty obdarowały piękną Wasan sztukami płótna, gdyż nie miała żadnego odzienia, prócz owej białej szaty, w której Terteus przyniósł ją na okręt.