Выбрать главу

    - Cóż to jest?! - Terteus, który wraz z Perilawosem i Kamonem zbliżał się właśnie od strony drzew, przyspieszył dostrzegłszy dwóch wojowników nadbiegających od strony wybrzeża. Ludzie, zajęci swymi pracami wokół ogniska, także przybliżyli się z zaciekawieniem.

    Książę wziął do ręki jeden z kamieni, a później drugi i pozostałe. Naokół stali milczący żeglarze wpatrując się w nie, jak gdyby bogowie naprawdę rzucili na nich czar.

    Książę powstał.

    - Dzielni towarzysze moi! - zawołał donośnie, unosząc dłoń, w której trzymał największy ze znalezionych przez Białowłosego bursztynów. - Radujcie się, gdyż oto stało się to, w co nie mogłem uwierzyć w głębi ducha mego, choć wyruszyliśmy na tę wyprawę, by dotrzeć, nie bacząc na trudy i niebezpieczeństwa, do krainy bursztynu! Zaledwie stopy nasze dotknęły tego wybrzeża, a oto dwaj żeglarze, którzy wraz z innymi wyruszyli dla zbadania tej małej wyspy, znaleźli w ciągu krótkiego czasu tyle kamieni, ile wystarcza, by co najmniej jeden z was stał się bogatym i znacznym człowiekiem! Wierzyć więc wypada, że piaski te kryją wiele jeszcze podobnych skarbów, oczekujących nas, gdyż, jak powiada dawna mądrość naszego ludu, bogowie najbardziej miłują dzielnych! A któż dzielniejszy niźli wy, którzy cały świat przebyliście? Ruszajmy więc niezwłocznie na poszukiwania, a jeśli okaże się, że wyspa ta zawiera wielkie bogactwo, podobne lub większe niźli to, o jakim śniliśmy, postanowimy, co dalej należy z nim uczynić!

    I pierwszy ruszył ku wybrzeżu, a inni poszli za nim, wzniósłszy radosny okrzyk.

    Szukali wszyscy, chwytając w dłonie każdy niemal kamyk nadbrzeżny i znajdując wiele tych, których poszukiwali, lecz bohaterem dnia stał się Perilawos, który idąc wzdłuż brzegu po kostki w wodzie dostrzegł nagle czystą bryłę bursztynu wielkości pięści dojrzałego męża. A była ona tak przejrzysta, piękna i foremna, że zebrali się wszyscy wokół niego, patrząc z wielkim podziwem, gdyż nawet boski Widwojos, nie widział podobnej w skarbcu królewskim, jak rzekł.

    Był już niemal zmierzch, gdy powrócili do gorejącego wysokim płomieniem ogniska, rzucając kolejno łup swój na rozpostartą niedźwiedzią skórę. Postanowiono bowiem, że jeśli wyprawa powróci na Kretę, połowa zebranego bursztynu spocznie w skarbcu pałacowym Knossos, a druga podzielona zostanie pomiędzy wszystkich żeglarzy, którzy wyruszyli na pokładzie Angelosa. Podział będzie równy, nie bacząc, czy ów, na kogo część przypada, jest sternikiem, księciem czy zwykłym wioślarzem. Jeśli natomiast bogowie zawiążą załodze drogę powrotu, wówczas zebrane bogactwa posłużą do ustanowienia nowego królestwa, bądź na stałym lądzie, bądź też na żyznej i pięknej, napotkanej w drodze wyspie.

    A nie było w owym postanowieniu zbytniej chełpliwości; gdyby bowiem udało się im powrócić z kilkoma pełnymi pithosami bursztynu, mogliby wówczas nakupić okrętów, broni, naczyń, narzędzi, ziarna, zwierząt i niewolników, ile by tylko zapragnęli, a wiele jeszcze bogactw pozostałoby im na czas przyszły.

    Piękna Wasan czyściła przynoszone kamienie rąbkiem swej płóciennej krótkiej szaty, układając je w złociste szeregi, a nim nastała ciemność, nagromadzili ich tyle, że mocny człowiek zaledwie zdołałby udźwignąć ów skarb, gdyby wsypano wszystko do jednego worka.

    Nie wszystkie bursztyny jednak były równie piękne jak ów znaleziony przez Perilawosa, a niektóre były mniej czyste i wyglądały jak gdyby "leżały w mleku, nie w morzu" - jak to określił Harmostajos.

    Tej nocy, choć byli strudzeni długą podróżą, żaden z nich nie usnął prędko. Leżeli rozmawiając i snując marzenia o przyszłym życiu, pełnym dostatków i szczęścia dla nich samych i czekających w domu rodzin, gdziekolwiek los ich rzuci.

    Albowiem pewni byli, że piaski tego wybrzeża kryją nieskończoną ilość owych bezcennych żółtych kamieni, które zdawały się tu leżeć od początku świata, a jeśli nawet wysepkę tę odwiedzali czasem ludzie, zapewne byli to nieokrzesani barbarzyńcy, nie pojmujący, po jakich skarbach depczą ich stopy. I choć nikt z nich nie wiedział, którędy wiedzie droga powrotu i jakie niebezpieczeństwa czyhają na niej, wszystko od owej chwili wydało im się łatwe i proste. Żałowali też umarłych towarzyszy, którzy, choć polegli broniąc Angelosa, nie będą z nimi w dniu podziału skarbów i nie zaznają wiekuistej sławy, należnej odkrywcom krain tak dalekich i pełnych bogactw.

    Nawet bogom podobny Widwojos i syn jego także nie usnęli prędko, bowiem i ich myśli błądziły wokół bursztynów.

    Kamienie zsypane do wielkiego glinianego dzbana stały przy płonącym ognisku, gdyż nikomu nie wpadło na myśl przenieść je na okręt. Pragnęli je mieć w pobliżu, choć na tę noc.

    - Ojcze! - rzekł Perilawos cicho. - Jeśli nazbieramy dość tych kamieni, rozpocznie się czas powrotu. Gdzież się udamy?

    W głosie jego nie było radości. Póki płynęli, zdążając ku nie znanemu miejscu na krawędzi świata, mogli walczyć o to, by przebić sobie drogę, uratować życie, uchronić okręt i zdobywać jadło konieczne do przetrwania. Cel był wciąż przed nimi, daleki i nie znany. Lecz oto dziś zakończyła się ich wędrówka przez niezmierzony, barbarzyński ląd i wypłynęli na Morze Północy. A zaledwie na nie wypłynęli, przekonali się, że są u celu podróży. Od dziś pozostawał im już tylko powrót.

się stąd udamy, ojcze? - powtórzył, gdyż bogom podobny Widwojos zdawał się nie słuchać. Leżał przymknąwszy oczy nakryty skórą niedźwiedzią, którą wielce polubił od dnia, gdy Perilawos wraz z innymi zabił owego potwora w lesie otaczającym osadę na palach.

    Lecz syn jego, patrząc na migotliwe blaski ogniska pełzające po szczupłej, ogorzałej twarzy ojca, wiedział, że książę nie śpi. I miał słuszność, gdyż Widwojos uniósł powieki.