Выбрать главу

    - Minął już rok, odkąd opuściliśmy Knossos. W ciągu roku wiele się mogło wydarzyć i brat mój, uznawszy nas za przepadłych, rządzi swym królestwem bez niepokoju. Lecz jeśli dowie się, że Angelosa ujrzano gdziekolwiek na powierzchni mórz, po których żeglują jego okręty, wpadnie w przerażenie. Gdybyśmy mieli powrócić, wioząc z sobą tak wielki skarb i wskazując Krecie drogę do bursztynu, którą flota złożona z dziesięciu dobrze wyposażonych okrętów, korzystając z naszego doświadczenia, mogłaby przebyć tam zapewne i na powrót w ciągu jednego roku, czy nie uznano by nas za najdzielniejszych i najsławniejszych synów Byka? Osiągnęliśmy przecież granice świata, a powrócilibyśmy wioząc wory bursztynu jako widome świadectwo naszych czynów. Czyż ty, ostatni potomku krwi Minosa, nie zostałbyś w ciągu jednego dnia otoczony miłością całego ludu? Czy nie śpiewano by pieśni o tobie i o mnie? Czy nie czekano by z utęsknieniem, aż wstąpisz na tron władców naszego królestwa, aby poprowadzić Kretę ku nowym, nie znanym dotąd zwycięstwom? Cóż stałoby się wówczas z miłością i wiernością dla obojętnego na wszystko, nie dbającego o sławne czyny króla, który wysłał nas na pewną niemal śmierć i uczynił wszystko, aby spotkała nas ona jeszcze przed odbiciem od przystani trojańskiej? A przecież nie dałoby się niczego ukryć, gdyż wydarzenie to znane jest całej załodze Angelosa. Jakże mielibyście stanąć obok siebie, ty, smagły od słońca i z solą wielu mórz na wargach, młody, dzielny i już doświadczony dzięki tej największej z wypraw, i on, gnuśny, bezdzietny i starzejący się w swym pałacu pośród grona pochlebców, równie niedbałych o przyszłość Krety jak ich władca? Cóż więc musi wówczas uczynić, nim sława nasza i miłość ludu obudzona legendą tej wyprawy zmiotą go z tronu, a zapewne pozbawią także życia? Odpowiedz mi! Perilawos milczał przez chwilę.

    - Więc nie powrócimy do przystani w Amnizos... - rzekł cicho i skinął głową, jak gdyby przytwierdzał jakiejś myśli, którą wypowiedział w duchu.

    - Więc nie powrócimy do przystani w Amnizos... - Widwojos siadł na posłaniu ze skór i wpatrzył się w ogień. Z dala, na tle gwiazd, widział rosłą postać przechadzającego się wartownika, ponad którego głową migotał wysoko czerwonawy płomyk odbity od lśniącego ostrza spiżowej włóczni. Dalej jeszcze rysował się czarny kadłub okrętu, a jeszcze dalej szumiała cicho rozległa zatoka. Stamtąd, gdy lekki nocny wietrzyk zawiewał nieco mocniej, dochodziła woń traw i kwitnących nocą ziół pobliskiego lądu. Książę spojrzał na syna. - Nie powrócimy do Amnizos... lecz powrócimy do świata. Ukryci w bezpiecznym zakątku będziemy czekali. Być może prześlemy wieść o sobie i o naszej wyprawie tym, którym będziemy mogli zaufać, lub tym, którym Minos wyrządzi krzywdę, co na jedno wychodzi. A tacy się znajdą. Nie ma bowiem władcy, którego wszyscy kochają, gdyż ów, który rządzi, musi jednych krzywdzić, a innych nagradzać. A cóż dopiero mój boski brat Minos! Zapewne skrzywdzi on wielu, a nagrodzi nielicznych. Nie wiemy jednak o tym niczego pewnego, więc wstrzymajmy się, póki nie uzyskamy pewnych wieści. Daleka jest jeszcze droga przed nami, mój synu. Pociesza mnie jedno: ów skarb tu znaleziony, który zapewne urośnie jutro i dni następnych. Gdyż trudno przypuścić, abyśmy postawiwszy nogi na przypadkowej wysepce natrafili na najbogatszy zakątek tej krainy bursztynu. Jest to miejsce bezludne, a przecież nie z bezludnych okolic przybywa bursztyn na południe. Więcej być tu musi takich piaszczystych wybrzeży, gdzie leży on czekając na tych, którzy pokonawszy niezmierzone niebezpieczeństwa, zapragną go podnieść. Mając ów skarb nie jesteśmy biedakami, choć byliśmy nimi jeszcze wczoraj. Albowiem wszystko, co posiadałem dotąd, pozostało w Knossos. Wierzę, że ów skarb bursztynowy wspomoże nas wielce. Bogactwo bowiem jest potęgą równie wielką jak wojska i okręty. Umie ono przemienić myśli ludzkie, nakazując kochać tych, ku którym serce się skłania. Słowem: może być ono rzeczą mądrą i straszliwą. A nie ustanę w staraniach, aby nasze było jednym i drugim!

    - Pojmuję cię... - rzekł Perilawos sennie. - Cieszy mnie, że z wszystkich owych kamieni ów, który ja znalazłem, jest najpiękniejszy...

    Ziewnął i owinął się szczelniej, gdyż od pełnego morza nadbiegł chłodniejszy powiew. Ognisko dogasało i mrok opadł na leżących wokół niego ludzi. Bogom podobny Widwojos westchnął i opadł na swą niedźwiedzią skórę.

    W tej samej chwili, nim dotknął posłania, coś wypadło ze świstem z ciemności, mknąc powietrzem minęło jego głowę i ocierając się o nią niemal rozpłynęło w mroku.

    Widwojos znieruchomiał. Leżał przez krótką chwilę zastanawiając się, czy nie było to przywidzenie sennego umysłu.

    - Chwytajcie za broń! Za broń! Okrzyk dobiegł od strony okrętu. Książę zerwał się i dostrzegł, że wraz z nim podrywa się

    Perilawos sięgając po tarczę i miecz. Ludzie wstawali szybko, chwytając za oręż.

    Lecz że nic nie nastąpiło po owych okrzykach, stali nie wiedząc co czynić, a niektórzy odsunęli się jedynie od ognia, bacznie wpatrując bystro w otaczającą ciemność.

    Widwojos dostrzegł Terteusa, który usnął wraz z małżonką swoją w pewnym oddaleniu od innych. Teraz młody żeglarz wbiegł w krąg blasku rzucanego przez ognisko i zniknął pędząc z obnażonym mieczem ku okrętowi.

    Usłyszeli pytanie, które zadał wartownikowi, i dwa głosy odpowiadające prędko.

    W chwilę później Terteus wynurzył się z mroku, niosąc w dłoni długi, wąski przedmiot. Podszedł do ognia i przyjrzał mu się.

    - Kreteńska... - rzekł ze zdumieniem. Później, unosząc strzałę nad głową, zawołał: - Przybliżcie się wszyscy! A niech kto dorzuci do ognia! - Zwrócił się ku Widwojosowi: - Boski książę, strażnicy czuwający przy okręcie słusznie uczynili budząc nas, albowiem gdy przechadzali się obok niego po piasku, usłyszeli świst i strzała uderzyła nisko, tuż nad ziemią, wbijając się w deski dna. Wyrwałem ją i oto jest! To nasza strzała, a nadbiegła ku okrętowi od obozowiska! Świadczy o tym jej lot, bowiem wbiła się tak, że gdy poprowadzić po niej okiem, natrafia ono na ognisko, przy którym spaliśmy! Lecz któż, na bogów, mógł strzelić? Nie pojmuję tego, bowiem biegła nisko i nisko się wbiła. A gdyby ktoś z leżących dźwignął się wówczas, przebiłaby go niechybnie.