Słowa te wypowiedział półgłosem, lecz kiedy trzymając strzałę zwrócił się ku ludziom gęsto stłoczonym wokół ognia, mówił donośnie i wolno, aby każde słowo dotarło do nich:
- Oto strzała z naszych okrętowych zasobów, grot taki i podobne osadzenie znane są jedynie na Krecie, jak to wiecie dobrze, a inne ludy czynią rzecz tę inaczej. Nie nadbiegła ona z daleka ku burcie naszego okrętu, w której uwięzia! Rzeknijcie, który z was strzelił i czemu? Jeśli uczynił to przypadkiem, próbując cięciwy przed uśnięciem, niechaj wystąpi i powie to. Abyśmy wiedzieli! A nikt go nie ukarze. Nikt bowiem nie mógł uczynić tego żartem, gdyż strzelając w ciemność i wiedząc, że przy okręcie przechadzają się wartownicy, mógł ugodzić któregoś z nich!
Odpowiedziało mu milczenie. W rosnącym blasku ognia ludzie spoglądali po sobie.
- Czy nie ma takiego? - zapytał Terteus raz jeszcze.
Znowu odpowiedziała mu cisza.
- A więc być może przydarzyło się to któremuś z was, gdy śniąc o minionych bojach z nieprzyjaciółmi, których napotkaliśmy, bezwiednie chwycił łuk i strzelił nie pojmując nawet, że to uczynił? Czy śnił z was który, że strzela z łuku?
Ponowne milczenie. Nikt nie odezwał się.
- A czy nie dostrzegł z was który, że towarzysz jego sięga po łuk?
- Spałem jak dziecię - rzekł Metalawos o potężnych ramionach - i śniłem o skarbach, które dam matce mojej. Bowiem trudzi się ona od świtu do nocy w cudzym sadzie oliwnym, odkąd podrosła i przestała być dzieckiem. Za owe bursztyny uczynię ją panią wielu niewolnic, które będą się trudzić dla niej.
Inne pomieszane głosy zdawały się mówić rzeczy podobne, a wszyscy zaprzeczali, aby dostrzegli owego strzelca. Terteus wzruszył ramionami.
- Niechaj wie ów głupiec czy nikczemnik, który strzela dla żartu lub innej przyczyny nad głowami swych śpiących towarzyszy, iż śmiercią będzie ukarany, aby nie zabawiał się tak więcej i nie mógł tego uczyć dzieci swoich! Więcej nie mam wam co rzec, bowiem do jednego z was mówię, choć nie wiem, do którego!
I odwrócił się.
Mrucząc i rozmawiając przyciszonymi głosami ludzie rozeszli się i ponownie ułożyli do snu.
- Nim odejdziesz, by spocząć u boku twej pięknej małżonki, pragnę, Terteusie, zamienić z tobą słów kilka...
Bogom podobny Widwojos skinął na niego nieznacznie i odeszli w ciemność, a Perilawos wraz z Białowłosym, który pozostał przy młodym księciu, ruszyli za nimi.
Gdy zatrzymali się nad ciemnym brzegiem zatoki, książę rzekł spokojnie:
- Strzała owa była przeznaczona dla mnie! I opowiedział im, jak minęła go szczęśliwym trafem, gdyż ów, który puścił cięciwę, uczynił to w tejże chwili, gdy on opadł na posłanie, a przebiegła ona tuż nad jego głową, nim zdążył lec na ziemi.
- Ojcze! - rzekł Perilawos. - Któż z nich odważyłby się... Nie, któż z nich pragnąłby twej śmierci?! Nie
uwierzę w to! Los ich związany jest z twym losem i dzięki tobie jedynie mogą odzyskać to, co utracili: dom, ziemię ojczystą i rodziny pozostawione tam, gdzie żaden z nich nie miałby już odwagi powrócić wiedząc, że władca niezwłocznie rozkazałby uciszyć go na zawsze!
- To prawda... – rzekł Terteus. – Lecz jeśli człowiek ów zyska dla siebie i swej rodziny wolność w zamian za śmierć twego boskiego ojca, wówczas uczyni to. Być może jest to niewolnik, któremu przyrzeczono wiele i dlatego znalazł się tu z nami... – Zawahał się. Lecz uznał zapewne, że nie czas taić przed księciem i jego synem tego, co rzekł Orneus konając na zamarzniętym jeziorze. A kończąc dodał: - Sam bym nie uwierzył własnym uszom, gdyby nie to, że obaj wysłuchaliśmy jego słów! – Wskazał na Białowłosego
Ku jego zdziwieniu bogom podobny Widwojos roześmiał się cicho.
- Nie doceniłem, jak widzę, mego boskiego brata, króla Minosa! A przecież, gdybym się zastanowił nieco, mógłbym przewidzieć, że zechce on ubezpieczyć się na wszelkie sposoby, aby nie ujrzeć mnie już nigdy więcej. Słusznie mawiają ludzie, że daleko pada cień nienawiści królewskiej. Ciekaw jestem, kiedy ów szaleniec zechce znowu uderzyć?
- Nie wierzę boski książę, aby uczynił to wkrótce. Zaczeka on teraz, aż nadejdzie chwila, gdy nic mu nie stanie na przeszkodzie i osądzi, że zadając cios jest bezpieczny. Lecz źle uczynimy nazywając go szaleńcem, gdyż nie jest szalony i uderzy z rozwagą, tak abyśmy nie mogli go później pochwycić. Nie zapominajmy też, że będzie chciał zabić także i syna twego, co czyni ochronę życia waszego tym trudniejszą, bowiem łatwiej strzec jednego człowieka niźli dwu.
- Lecz czemu nie próbował zabić mnie wcześniej? Będąc jednym z załogi wiele miał sposobności, aby napaść na mnie, gdy byłem sam. Także i Perilawosa mógł zgładzić, gdy ów zapuszczał się samotnie w las lub kiedykolwiek indziej, podczas snu albo wówczas, gdy oddalał się od pozostałych. Nikt z nas nie miał się na baczności przed innymi i zbrodnia taka nie byłaby trudna do spełnienia.
- To prawda, boski książę, lecz być może nie pragnął narażać swego życia. Wie bowiem, że zginąłby w straszliwych mękach, gdyby został przez nas odkryty, a pojmując także, że los nas wszystkich zawieszony jest na cienkiej przędzy w ręku Sióstr Wiekuistych. Po cóż miał zabijać, skoro mógł go wyręczyć topór barbarzyńcy lub obca strzała wypuszczona z gęstwiny? Zapewne osądził dziś, że niebezpieczeństwa owe mamy za sobą, i pojął, że sam musi dokonać swego straszliwego dzieła, gdyż los go nie wyręczył. Wypłynęliśmy wreszcie na morze i doprowadzi nas ono wkrótce ku granicy znanego świata. Byłeś, książę wodzem owej wyprawy i wiodłeś nas do boju pod świętym podwójnym toporem, dodając męstwa innym i wypełniając serca ich wiarą, że twa bogom pokrewna osoba wybawi ich z każdej zasadzki. Człowiek ów także wierzył w to. Lecz dziś zmieniło się wszystko, jak mniema, Odnaleźliśmy krainę bursztynu, więc i on, podobnie jak wszyscy pozostali, otrzyma część skarbu, a droga powrotna łatwiejszą zapewne będzie niźli ta, którą przebyliśmy. Niebezpieczeństwa zostały pokonane, więc i be2 ciebie okręt zapewne z łatwością powróci ku znanemu światu, kierując się odtąd na zachód, a później ku południowi. A on, jeśli pozbędzie się was obu, których król Krety tak nienawidzi, może liczyć na wielką nagroda i dostatni żywot. A zresztą, jeśli otrzymał rozkaz, aby was zabić, jakże ma powrócić nie wykonawszy go?