Выбрать главу

    Powoli więc i z różnych stron powrócili do ogniska i ułożyli się do snu.

    A choć Terteus był przekonany, że tej nocy morderca nie ponowi próby zabicia księcia lub jego syna, budził się jednak kilkakrotnie i nasłuchiwał.

    Lecz ciszę nocną przerywał jedynie miarowy oddech pięknej Wasan śpiącej u jego boku.

    Na bezchmurne niebo wszedł księżyc i nadbrzeże leżało w jego łagodnym świetle, widoczne aż po granice ciemnych wód zatoki. Spoczywający na brzegu Angelos wyglądał jak wyciągnięta na brzeg wielka srebrzysta ryba. Miarowo krążyły wokół niego dwa cienie, maleńkie z tej odległości.

    Terteus usnął wreszcie na dobre, gdy nad czystym widnokręgiem wstawać począł szary świt.

ROZDZIAŁ TRZECI

W pobliżu Krainy Mroków

Następnego dnia Perilawos zaznaczył na krawędzi tarczy z brązu brzeg morza i wyspę, na której się znajdowali.

- Gdybyśmy mieli ruszyć stąd na północ, nie miałbym już miejsca i trzeba byłoby wypaść za krawędź, przed czym niechaj chronią nas bogowie i boginie! – Roześmiał się, schował tarczę do skrzynki i zerknął na swoje tabliczki. – Nie mam świeżej gliny, więc kraina ta zaczekać musi na opisanie swoje! Pójdźmy na poszukiwanie bursztynu, bowiem wszyscy niemal pobiegli na nadbrzeże!

Zeskoczyli z burty okrętu na piasek. W rzeczy samej, prócz ośmiu strażników, którzy pozostawali przy Angelosie, gdy załoga oddalała się, nie było naokół nikogo. Nawet książę wraz z Terteusem, piękną Wasan i Harmostajosem, który po wczorajszej nocnej rozmowie z Białowłosym, wiedział, co ma odtąd czynić, ruszyli, by obejść wysepkę, i obchodzili ją już po raz drugi.

Dziwne to było i zdawało się nie do wiary, lecz choć załoga zbadała już każdy skrawek piasków nad- brzeżnych, nieustannie znajdowano nowe bryłki bursztynu, zapewne obnażane co dnia przez fale i zasypywane ponownie. Terteus, choć skarby owe radowały go, pragnął, aby po południu popłynęli ku innej wyspie lub przybili do wybrzeża, gdzie  mogliby upolować dość świeżej zwierzyny.

    Białowłosy i Perilawos stanęli teraz niezdecydowanie, nie wiedząc, w którą stronę się udać, nawet ów upragniony bursztyn spowszedniał im, skoro tyle go tu było. Z dala dostrzegali pojedyncze postacie ludzkie zagubione w piaskach nadbrzeża. Poruszały się one i pochylały, a niektóre znikały właśnie za zagiętą linią brzegu i wyniosłością wyspy.

    Obaj młodzieńcy ruszyli porosłym kępami trawy i jałowca zboczem wielkiej wydmy ku środkowi wyspy pokrytemu rzadkim lasem sosnowym. Z dala widać było, że góruje nad nią niewielkie wzniesienie, jak gdyby łagodny szczyt, na którym także stało kilka sosen.

    Gdy znaleźli się tam w końcu, oczom ich ukazał się rozległy widok zatoki, ciągnącego się za nią brzegu wielkiego lądu i dalekich, zielonych wzgórz w oddaleniu.

    Po drugiej stronie rozciągał się widnokrąg morski, na którym nie dostrzegli żadnej wysepki, łodzi lub żagla dalekiego okrętu. Morze to ciągnęło się na wschód i ku północy, gdy na zachód, za łańcuchem wysepek, mniejszych niźli ta, na której się znajdowali, zdawał się dalej ciągnąć ląd.

    - Obyśmy znaleźli tam dość bursztynu! - rzekł Perilawos wskazując dłonią najbliższą złotawą linię piasków nadbrzeżnych na południu. - Wówczas podniesiemy żagiel i skierujemy się ku domowi, a jakikolwiek to będzie dom i gdziekolwiek będzie się on znajdował, pragnąłbym znów przekroczyć granice znanego świata, aby ludzie dowiedzieli się, że nie ma tu ani ostatecznej krawędzi ziemi, ani potworów straszliwszych niźli te, które żyją w naszych lasach i morzach, ani też olbrzymów i ptaków topiących okręty! Bo cóż warte byłoby to wszystko, na czym spoczęły nasze oczy, gdybyśmy zginęli w drodze i nie mogli przekazać wieści o tych żyznych, bezludnych niemal, barbarzyńskich krainach, do których okręty kreteńskie czy jakiekolwiek inne, mając dzielnego wodza i nieulękłych żeglarzy, mogą dotrzeć tak łatwo, jak my dotarliśmy... Bowiem... - Urwał nagle. - A cóż to jest? - rzekł półgłosem i wyciągnął rękę.

    Białowłosy spojrzał przymrużywszy oślepione blaskiem oczy, lecz dostrzegał jedynie mieniącą się w słońcu, połyskliwą i pomarszczoną wiatrem powierzchnię zatoki.

    - Cóż widzisz?

    - Bogowie! - rzekł Perilawos. - Po cóż wspomniałem o potworach i olbrzymach?! Oto one!

    - Gdzie?!

    Białowłosy chwycił go za ramię.

    - Tam! Tam, w wodzie! Spójrz! Jest ich wiele i zdają się zbliżać do okrętu!

    Białowłosy przysłonił oczy dłonią. Przez chwilę nie widział nic. Nagle serce zamarło mu w piersi.

    Mniej więcej o tysiąc kroków od brzegu, na lewo od czarnego smukłego kształtu Angelosa spoczywającego na piasku, widać było pośród niewielkich fal igrające w morzu, ciemne połyskliwe kształty. A nie były to ryby, gdyż głowy ich i ciemne, lśniące grzbiety ukazywały się i niknęły, burząc wodę!

    - Lud to jakiś straszliwy, który w wodzie żyje jak inne na twardej ziemi! - rzekł niemal szeptem Perilawos. - Cóż stanie się, gdy dotrą do okrętu?!

    W tej samej chwili gromada podzieliła się, jak gdyby na dwie mniejsze, które rozpłynęły się w przeciwnych kierunkach okrążając z dala wyspę i oddalając się coraz bardziej od brzegu. Białowłosy i Perilawos w milczeniu prowadzili oczyma malejące w słonecznej mgiełce głowy owych istot, a gdy znikły, spojrzeli na siebie.

    - Zbiegnijmy i rzeknijmy o tym ojcu memu i Terteusowi.

    Uczynili tak i znaleźli księcia wraz z Wasan i Terteusem na nadbrzeżu po przeciwnej stronie wyspy. Lecz choć Terteus nakazał, aby od tej chwili dwóch bystrookich wojowników czuwało nieustannie na szczycie wydmy, zmieniając się co pewien czas, jednak nikt już nie dostrzegł owych wodnych ludzi czy też stworzeń, jakich nigdy dotąd nie widzieli.