Выбрать главу

    - A jeśli pobiegną później ku wschodowi, okaże się, że miałeś słuszność nazywając morze to wielkim jeziorem! Lecz nie skarżmy się na los, póki nie mamy żadnej pewności, dokąd nas ów wiatr prowadzi.

    Skierowali więc dziób Angelosa na północ i pchani sprzyjającym powiewem poczęli płynąć trzymając się z dala od brzegów, które wygięły się ku zachodowi, a później ponownie ku północy.

    Po południu Terteus, tkwiący niemal nieustannie na dziobie z wzrokiem wlepionym w widnokrąg, dostrzegł nowy ląd i zagryzł wargi. Przez chwilę wpatrywał się w niemal niedostrzegalną koronkę wzgórz na północnym zachodzie. Później przeszedł wolno pomiędzy odpoczywającymi towarzyszami ku środkowi okrętu, gdzie w małym przeświecającym już otworami dziur namiocie bogom podobny Widwojos rozmawiał ze starym Nasiosem o obyczajach owego stepowego plemienia, które tak długo trzymało go w niewoli.

    - Lękam się, że jest tak, jak przewidziałem... -rzekł

    Terteus wszedłszy do namiotu. - Pojawił się przed nami nowy ląd... na pomocnym zachodzie!

    Inni także ujrzeli już owe wzgórza. Gdy książę i Terteus ukazali się pod masztem, dostrzegli, że wszyscy niemal wioślarze stoją i wskazują sobie nawzajem odległy ląd. Każdy zdawał się pojmować, że pułapka zamyka się, a sny o bogactwie i powrocie rozwiewają się oto na długo, jeśli nie na zawsze.

    Stali więc w milczeniu, spoglądając na wzgórza rosnące po prawej przed dziobem okrętu. Po lewej był także ląd., Na wprost nie można go było jeszcze dostrzec, gdyż; zapewne leżała tam niska równina, a wielka odległość, w jakiej się znajdował, kryła ją za widnokręgiem.

    Książę i Terteus wraz z całą załogą przeszli na dziób. Wzdęty żagiel pchał okręt na północ bez pomocy wioseł, więc choćby nawet pragnęli coś uczynić, musieli czekać, póki ziemia nie przybliży się.

    Piękna Wasan stanęła wsparta o ramię męża i widząc jego pochmurne oblicze zapytała, czemu się smuci, miast radować się z tego, że uniknęli pościgu.

    - Ty jedna spośród nas wszystkich winnaś się weselić! - odparł próbując odpędzić smutek, który ścisnął mu serce. - Bowiem jeśli ląd ów zamknął nas i nie ma z niego ucieczki, być może powrócimy korytami rzek do miejsca, gdzie ujrzałem cię po raz pierwszy. Wówczas zobaczysz znów swą wieś ojczystą.

    Potrząsnęła poważnie głową.

    - Nie stanie się tak! - rzekła z pewnością w głosie. - Gdyż pożegnałam ją na zawsze. A choć chciał bóg, abym odpłynęła rzeką żywa, a nie martwa, jak odpływały inne przede mną, przyjął on jednak ofiarę.

    Terteus spojrzał na nią spod oka, lecz nic nie odrzekł. Przemyślny Eriklewes, oddawszy wiosła sterowe dwóm swym pomocnikom, zbliżył się ku nim idąc z wolna przez całą długość okrętu. Stanąwszy obok księcia spoglądał uważnie, lecz nie na dalekie wzgórza, a na wodę.

    - Nie widać lądu przed nami na północy! - rzekł wreszcie - choć jest on po obu stronach owego miejsca, gdzie morze styka się z lądem...

    - Cóż z tego? - rzekł Terteus. - Czy sądzisz, że nie pojawi się tam? Zapewne cofnięty jest nieco i tworzy głęboką zatokę...

    - Nie! - Eriklewes potrząsnął głową. - Spójrz na wodę. Czyż niczego nie dostrzegasz?

    Wielu słyszało jego słowa i wszyscy zwrócili spojrzenie ku niewielkim falom nadbiegającym i kryjącym się pod dziobem Angelosa. Lecz nie dostrzegli niczego.

    - Cóż chciałeś rzec, roztropny sterniku? - zapytał książę. - Bowiem, jak widzisz, nikt z nas nie umie wyczytać z tych wód tego, co tobie zdradziły.

    - Panie mój, czy pamiętasz owe długie cieśniny, przez które płynęliśmy po opuszczeniu Troi? Nieustannie mieliśmy wówczas prąd wody przeciw sobie, albowiem nie stała ona w owych cieśninach, jak to się dzieje w zatokach morskich, lecz posuwała się w jednym kierunku, jak to czynią wody rzek. A przecież nie były to rzeki. Tak dzieje się zawsze, gdy okręt wpływa w cieśninę dzielącą dwa morza. Albowiem tak ustanowili je bogowie. Nigdy nie są one równe, lecz zawsze wody przelewają się z jednego morza w drugie... Jeśli mylę się teraz, niechaj gniew twój mnie ominie, gdyż mówię jedynie to, co widzę i co doświadczenie moje każe uznać mi za znak nieomylny. Otóż w morzu tym dostrzegam prąd płynący na północ. Nie widzicie go, gdyż i nasz okręt płynie w tym kierunku. Trzeba na to oka człowieka, który niemal cały swój żywot spędził wpatrzony w wodę. Morze to posuwa się wraz z nami, lecz wolniej. Sądzę więc, że miejsce owo na. północy, gdzie nie widzimy lądu, jest cieśniną... A jeśli pragniemy opuścić te wody, tędy będzie prowadziła nasza droga. Nie wiem jednak, czy będzie ona łatwa i krótka, czy też długa i mozolna, gdyż nigdy dotąd tu nie byłem!

    To mówiąc skłonił głowę i cofnął się, a w serca wszystkich wstąpiła otucha, bowiem Eriklewes nie należał do tych, którzy rzucają słowa wiatrom płochym, aby poniosły je gdzie bądź.

    Nadal nie zbliżając się ku brzegom, płynęli teraz na wprost na północ i wkrótce znaleźli się u wejścia szerokiej cieśniny, której brzegi rozeszły się znów na wschodzie i na zachodzie, tworząc szeroką zatokę morską okoloną niskimi wzgórzami.

    A choć Eriklewes z coraz większą pewnością twierdził, że prąd niesie ich ku północy, czekali z zapartym tchem na to, co nastąpi.

   Minęło południe, dostrzegli, że brzegi zatoki poczynają zbliżać się ku sobie. Lecz cieśnina nadal jeszcze była rozległa. Przed dziobem ukazały się dwie wyspy, jedna mniejsza, pośrodku spokojnych wód, a druga większa, niemal przylegając do lewego brzegu. Obie były porośnięte lasem.

    - Dym! - rzekł Perilawos, który stał obok ojca, wpatrując się w dalekie brzegi.

    W rzeczy samej nad wyspą uniósł się wysoki słup dymu, przygasł nagle i znów wybuchnął w górę. Był ciemny i gęsty.