- Sam nie wiem, co czynić! - Terteus siadł na głazie wspierając łokieć na kolanie. Z dala nadbiegały głosy ludzi śpiewających przy ognisku. Cień śmierci leżący od kilku dni nad załogą zdawał się wreszcie rozwiewać. Radowali się, że burza minęła, a brzeg ów powiedzie ich rankiem ku południowemu zachodowi pod pogodnym niebem.
- Znajdujemy się niemal nieustannie na morzu - Białowłosy myślał na głos. - Jakże można na okręcie zastawić pułapkę i sprawić, aby chciał uderzyć na nich obu i wpadł w nasze sidła?
- Nie wierzę, aby pragnął uderzyć na nich na okręcie! - Terteus stanowczo potrząsnął głową. - Śpią obaj w namiocie pod masztem, lecz tuż obok nich znajdują się ci, którzy czuwają nad żaglem, gdyby wiatr miał się zmienić. Prócz tego leżą tam ranni, gdyż na pokładzie łatwiej ułożyć ich niźli na dnie między ławami. Zresztą nie może on przewidzieć, czy będziemy jeszcze kiedyś płynęli nocą, gdyż, jak każdy z nas wie, lepiej okrętowi płynąć za dnia, a na noc przybijać do brzegu. Po cóż mielibyśmy żeglować nocą po nieznanych wodach, jeśli nie zmuszają nas okoliczności? Prócz tego na okręcie każde spojrzenie któregoś z towarzyszy może stać się przyczyną jego zguby. Niełatwo tam zabić dwu ludzi i ujść niepostrzeżenie. A gdyby któryś z nich krzyknął lub zbudził się wcześniej i stawił opór? Musiałby on zadać im ciosy w zupełnej ciemności, w ciasnym, niskim namiocie, a uderzywszy raz mieć pewność, że zabił. Za dnia na okręcie książę i Perilawos są bezpieczni, bowiem nikt nie dokazałby takiej sztuki, aby w blasku słońca zgładzić dwu ludzi pośród ośmiu dziesiątków przebywających z nimi towarzyszy. Nie... - Znowu potrząsnął głową.. - Nie uczyni on tego! Będzie pragnął ich zabić skrycie, na lądzie!
- Cóż więc uczynimy?
- Nie wiem! Książę i syn jego pamiętają przecież, że człowiek ów jest wśród nas i winni strzec przed nim swego żywota, więc nie będziemy znów mówili o tym z nimi i wpędzali ich w nową trwogę. Lecz Harmostajos, ty i ja uniknęliśmy ran i potrafimy czuwać także w nocy, skoro powinność nam każe. Rozmyślałem nad tym dziś i dostrzegłem jeden sposób: noce są tu krótkie, więc będziemy czuwali kolejno, lecz nie sprawując otwartej straży, aby morderca nie mógł odgadnąć, że nie śpimy. Ułożymy posłanie nasze w pobliżu boskiego Widwojosa i jego syna, a ów, który ma czuwać, leżeć będzie z otwartymi oczyma, mając łuk, włócznię i miecz pod ręką. Gdy ujrzy rzecz podejrzaną, zerwie się...
Białowłosy uniósł dłoń, nie dając mu dokończyć.
- Jakże pragniesz, abyśmy zrywali się z orężem w ręce, gdy ktoś z załogi wstanie i przejdzie w pobliżu posłania księcia lub Perilawosa? W ciągu jednej nocy dziesięciu ludzi może to uczynić dla różnych przyczyn?!
- To prawda - rzekł Terteus - lecz wynajdź godniejszy sposób strzeżenia ich snu, jeśli nie pragniesz w hełmie i pancerzu stać nad ich posłaniem, wymachując noc całą mieczem przeciw wrogowi, którego nie znasz, a nie wiesz nawet, czy naprawdę istnieje? Mógł on bowiem porzucić ów zamysł, chcąc połączyć los swój z losem nas wszystkich i nie pragnąc już powrócić na Kretę! Przecież i tak być może. Gdybyśmy choć wiedzieli, że chce uderzyć!
Białowłosy skinął głową.
- Pójdźmy do ogniska - rzekł - gdyż wieczerza czeka. Inni zjedli już i układają się do snu. Później opowiem rzecz tę Harmostajosowi. Otoczymy ich naszymi posłaniami z trzech stron, leżąc w pewnym oddaleniu. Gdy ty wraz z małżonką twoją rzucicie futra, by legnąć na nich, my obaj ułożymy się naprzeciw, tak aby móc spieszyć na ratunek księciu, jeśli zajdzie potrzeba. Gdy któryś z nas dostrzeże podejrzany ruch, krzyknie zrywając się, a to także może powstrzymać dłoń zabójcy, nim nadbiegniemy. Jeden z nas będzie czuwał nieustannie, a gdy nadejdzie czas, zbudzi następnego. Przedziwną jest rzeczą owa noc tak krótka i jasna, lecz w tym jednym przynajmniej wspomagają nas bogowie, gdyż gęstej ciemności już od dni paru nie było nad nami!
- To prawda... -Terteus skinął głową. -Przedziwna to rzecz i nikt nie uwierzy nam, gdy po powrocie będziemy pragnęli opowiedzieć o słońcu, które zaledwie zapada w morze na krótki sen i wynurza się pięć lub sześćkroć razy szybciej, niżby to uczyniło na Krecie!
Z wolna ruszyli ku ognisku idąc brzegiem morza. W pewnej chwili Terteus zatrzymał się.
- A czyś dostrzegł... - rzekł niemal szeptem - inną rzecz, równie przedziwną? Morze cofa się tu, by po pewnym czasie podejść bliżej... Przez czas pewien wierzyłem, że to wzburzona fala cichnie i opada, lecz nie! Gdy przypłynęliśmy tu wczoraj przed zmrokiem, wyciągnęliśmy okręt pozostawiając go na krawędzi wód. Byłem przy tym i wiem, jak daleko został wyciągnięty, bowiem nie chciałem, aby mogła uderzyć weń fala i przewrócić go, gdyby morze wzburzyło się bardziej. A oto spójrz! Choć fala jest wyższa niźli wczoraj i dalej winna sięgać opadając na brzeg, cofnęła się!
Stanęli w półmroku, nie zbliżając się ku ognisku i spoglądali na ciemny kadłub Angelosa, który tkwił na jasnym żwirze o kilkadziesiąt kroków od opadającego ku zatoce brzegu, gdzie fale załamywały się, wysyłając ku niemu długie jęzory piany.
- Dwakroć już morze podchodziło i odstępowało, odkąd tu jesteśmy!
Ujrzeli, że książę wraz z synem i Eriklewesem stoją w pobliżu, patrząc na wodę. Podeszli ku nim.
- Dostrzegłem to już wprzódy. Widzę to co dnia, odkąd wypłynęliśmy z owej cieśniny... - rzekł cicho Eriklewes, który wydobrzał już niemal pod okiem pięknej Wasan, lecz nadal jeszcze był słaby. - Rzecz ta jest niepojęta... Jak gdyby całe morze kołysało się lekko, niby woda w naczyniu, raz odchodząc od brzegu, to znów powracając ku niemu! Odchodzi ono teraz od nas. Lecz cóż się stanie, gdy zechce powrócić bardziej wzburzone i zalać brzeg, porywając okręt?
- Nie uczyniło tego dotąd... - Książę wzruszył ramionami. Choć i on nie odrywał oczu od pomarszczonej powierzchni zatoki. - A ruch tych wód jest powolny, więc nie powrócą gwałtownie...